Brytyjski rząd zastanawia się, jak odpowiedzieć na próbę zabójstwa Siergieja Skripala.
Brytyjska premier Theresa May ma dziś poinformować, jakie działania odwetowe wobec Rosji zamierza podjąć w związku z próbą otrucia podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córki. Londyn teoretycznie ma do dyspozycji sporo środków, ale większość z nich ma pewne słabe punkty.
– Jeśli nie będzie wiarygodnej odpowiedzi, uznamy, że to działanie jest niezgodnym z prawem użyciem siły przez rosyjskie państwo wobec Zjednoczonego Królestwa – zapowiedziała May w Izbie Gmin, dając Moskwie czas do północy we wtorek na wyjaśnienia. Jednak Rosja jeszcze przed upływem tego terminu oświadczyła, że dopóki nie będzie miała dostępu do substancji, którą próbowano otruć Skripala, nie zamierza ustosunkowywać się do oskarżeń.
Pierwszym działaniem w przypadku kryzysów dyplomatycznych jest wydalenie części bądź całego personelu dyplomatycznego. Co do tego, że część rosyjskich dyplomatów oraz agentów będzie musiała opuścić Wielką Brytanię, nie ma wątpliwości. Tak brytyjski rząd zareagował w 2006 r. po zabójstwie w Londynie innego byłego rosyjskiego agenta Aleksandra Litwinienki. Z perspektywy późniejszych wydarzeń ta odpowiedź okazała się zbyt słaba, więc tym razem nie może się ograniczyć tylko do tego, zwłaszcza biorąc pod uwagę słowa May o użyciu siły wobec jej kraju. Wydalenie całej placówki wraz z ambasadorem wydaje się jednak mało prawdopodobne, bo oznaczałoby to zamknięcie kluczowego kanału komunikacji z Kremlem.
W zeszłym tygodniu minister spraw zagranicznych Boris Johnson zasugerował wycofanie się piłkarskiej reprezentacji Anglii z tegorocznych mistrzostw świata w Rosji. Później jednak sprecyzowano, że chodzi o bojkot oficjeli, co nie będzie dla Moskwy sprawą szczególnie bolesną. Co innego, gdyby faktycznie chodziło o całkowitą rezygnację z imprezy, ale to mało prawdopodobne (w weekend brytyjska prasa podała, że jednym z krajów, które mogłyby się do tego przyłączyć, jest Polska).
Środkiem rozważanym przez Wielką Brytanię jest odebranie licencji do nadawania kanałowi informacyjno-propagandowemu Russia Today. Decyzja w tej sprawie należy jednak do niezależnego regulatora – Ofcom, i nie wyglądałoby to dobrze, gdyby licencja została odebrana pod naciskiem rządu. Ponieważ Ofcom, uprzedzając ewentualne działania ze strony władz, sam oświadczył, że zbada dokładnie, czy Russia Today spełnia wszystkie wymogi formalne, zdjęcie tego kanału z anteny wydaje się bardzo realne. Tym niemniej wciąż nie jest to działanie, które realnie zaboli Moskwę.
Tym, co może pośrednio uderzyć w kremlowski system, byłoby zamrożenie zgromadzonych w Wielkiej Brytanii majątków rosyjskich oligarchów (nieruchomości w Londynie ma ok. 450 rosyjskich milionerów). Na dodatek są na to środki prawne – w styczniu weszła w życie ustawa (Unexplained Wealth Orders) pozwalająca przejmować aktywa, w tym nieruchomości, do czasu, kiedy nie wyjaśni się ich pochodzenie. Do tej pory brytyjskie władze nie były zbyt skłonne, by dobierać się do prowadzonych przez oligarchów interesów, by nie psuć klimatu inwestycyjnego, ale teraz może się to zmienić. Uzupełnieniem UWO w kontekście Rosjan byłaby brytyjska wersja przyjętej w 2013 r. w Stanach Zjednoczonych ustawy Magnickiego, która umożliwia przejmowanie aktywów oraz zakaz wjazdu do kraju osób zamieszanych w łamanie praw człowieka i w pranie brudnych pieniędzy. Ponieważ większość rosyjskich oligarchów dorobiła się majątków dzięki powiązaniom z władzami, a takie działania by ich mocno dotknęły, mogą oni wpłynąć na Władimira Putina.
Londyn może także wezwać pozostałe państwa Unii Europejskiej do zaostrzenia sankcji wobec Rosji nałożonych w związku z aneksją Krymu i wojną na Ukrainie. Szanse na to nie są jednak zbyt duże – kraje UE są podzielone w kwestii polityki wobec Rosji i część z nich otwarcie wzywa do jej złagodzenia. Jest mocno wątpliwe, czy chciałyby się angażować w konflikt dyplomatyczny po stronie państwa, które akurat Unię Europejską opuszcza.
Podobnie jest z NATO – wsparcie dla Wielkiej Brytanii wyraził sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, a amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson wprost oskarżył Rosję, z tym że ten ostatni następnego dnia stracił stanowisko, a prezydent Donald Trump na razie się nie odniósł do tej sprawy. Mało prawdopodobne jest też, by członkowie NATO w odpowiedzi na jednostkowe jednak zdarzenie zdecydowali się na dalsze wzmocnienie wschodniej flanki, a szczególnie, by zrobili to od razu.