Netanjahu jest krytykowany przez węgierskich Żydów za pobłażliwość wobec antysemickich incydentów nad Balatonem.
Na Węgrzech sprawa konfliktu polsko-izraelskiego, którego punktem wyjścia była nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, jest bacznie obserwowana. Jednak dziennikarze i komentatorzy, niezależnie od orientacji politycznej, nie zajmują jasnego stanowiska, ograniczając swoją rolę do relacjonowania tego procesu.
Przyczyny tego stanu rzeczy należy poszukiwać w tym, że relacje węgiersko-izraelskie są najlepsze od lat, a ich zwieńczeniem była ubiegłoroczna wizyta premiera Benjamina Netanjahu w Budapeszcie. Była to pierwsza wizyta szefa izraelskiego rządu od 30 lat. Wypadała w historycznie ważnym momencie, bo pół wieku wcześniej Węgry jako część Układu Warszawskiego zawiesiły relacje dyplomatyczne z państwem żydowskim w związku z wybuchem wojny sześciodniowej. Natomiast w tym roku Budapeszt obchodzi 80. rocznicę nawiązania relacji dyplomatycznych z Izraelem.
W ramach wizyty, która odbyła się w lipcu, premierzy Węgier i Izraela wzięli udział w szczycie Grupy Wyszehradzkiej (format V4+), której Budapeszt przewodniczył. W spotkaniu brała udział także ówczesna premier Beata Szydło. Szczytowi V4 towarzyszył węgiersko-izraelski kongres gospodarczy. A w podsumowaniu wydarzenia padła propozycja, aby kolejny szczyt V4 zorganizować w Tel Awiwie. Zaproszenie wyszło od premiera Izraela, ochoczo przyklasnął mu premier Węgier.
Do pierwszego wyraźnego przełamania doszło w 2013 r., gdy w Budapeszcie zorganizowano Światowy Kongres Żydów. Nad Dunajem coraz głośniej zaczęto wówczas mówić o odpowiedzialności Węgrów za Holokaust. To właśnie niechlubne elementy historii odcisnęły najsilniejsze piętno na wzajemnych stosunkach. Relacje obu krajów wymykają się prostym schematom, bo gdyby przyjąć standardowe konotacje społeczno-historyczne, są one co najmniej niesprzyjające. Z ust premiera Orbána wielokrotnie padały deklaracje, że bezsporne jest, iż Węgry brały udział w deportacjach Żydów do obozów zagłady, a także że państwo popełniło wiele błędów w czasie II wojny światowej.
Co ciekawe, w 2016 r. podawano, że z tego powodu w USA miał ruszyć proces przeciwko węgierskim kolejom MÁV za współpracę z nazistami w transporcie Żydów do obozów zagłady. Ale z drugiej strony od 2010 r. widać nacisk w polityce historycznej na okres rządów Miklósa Horthyego (1920–1944), o którym premier Węgier mówi, że nie wszystko było wówczas złe. Jak zauważa Veronika Jóźwiak na łamach „Polskiego Przeglądu Dyplomatycznego”, to Horthy zwrócił się po wsparcie do Niemców, wiążąc z nimi losy kraju. Co więcej, to za jego czasów państwo położyło rękę na majątku Żydów węgierskich. Horthy jest też odpowiedzialny za antysemickie ustawodawstwo. Izraelska krytyka tego typu wypowiedzi była słyszana, ale za każdym razem szybko i łagodnie udawało się uspokoić nastroje.
Jednocześnie badania opinii publicznej pokazują, że w społeczeństwie węgierskim coraz wyższy odsetek osób przyznaje się do poglądów antysemickich. Według zsumowanych badań z 2016 r. sięga on 35 proc. Rośnie też odsetek tych, którzy mają negatywny stosunek do Żydów oraz upatrują zagrożenia z ich strony. Oficjalnie rząd stwierdził, że na Węgrzech nie ma miejsca na antysemityzm, za to zresztą Netanjahu dziękował w trakcie konferencji prasowej. Ale prawdziwym papierkiem lakmusowym nastrojów społecznych byłyby badania przeprowadzone teraz, po prawie roku kampanii przeciwko George’ owi Sorosowi, postrzeganej przez wiele środowisk, w tym Węgierską Gminę Żydowską, za antysemicką.
Poglądu tego nie podziela jednak... premier Izraela, który także dostrzega w miliarderze zagrożenie i jak najgorsze cechy. Chociaż ambasador Izraela na Węgrzech skrytykował kampanię prowadzoną pod hasłem „Nie pozwólmy, aby Soros śmiał się jako ostatni”, to został szybko przywołany do porządku. Jego słowa rząd w Jerozolimie tłumaczył, że krytyka dotyczyła jedynie pewnej narracji, ale nie samej kampanii, bo Izrael zgadza się z Węgrami, że Soros – w skrócie – jest przeciwnikiem.
Warto pamiętać, że w parlamencie zasiada partia Jobbik, która głosiła ongiś jawnie antysemickie hasła. Ugrupowanie to jednak mocno ewoluuje do tego stopnia, że jego lider Gábor Vona wysłał najlepsze życzenia z okazji ostatniej Chanuki. Jednak w twardym jądrze partii są osoby otwarcie czczące pamięć o żołnierzach Wehrmachtu. To jednak także nikomu nie przeszkadza. Wszystkie problemy zeszły na dalszy plan. Zwracał na to uwagę przewodniczący Węgierskiej Gminy Żydowskiej, rabin Zoltán Radnóti, który w wywiadzie dla „Times of Israel” skarżył się, że „Izrael jest dla wspólnoty symbolem, który chroni wszystkich Żydów, tymczasem premier Netanjahu z powodów politycznych nagle nas porzuca i obejmuje się z Orbánem”.
Oba państwa ogromny nacisk kładą na współpracę gospodarczą. Izrael jest trzecim co do wielkości inwestorem nad Balatonem, chociaż pod względem eksportu według danych z 2016 r. lokuje się dopiero w trzeciej dziesiątce, nawet za Australią. Ale i to ma się zmienić. Premier Węgier chciał się zapisać jako ten, który połączy bliską współpracą Izraela i V4. Akcentowano wspólne działania na rzecz bezpieczeństwa, pomysł na rozwiązanie kryzysu migracyjnego. W tej sytuacji konflikt polsko-izraelski jest Węgrom bardzo nie na rękę. Trudno sobie wyobrazić, aby spróbowano zorganizować szczyt V4+ w Tel Awiwie w warunkach tak poważnego problemu dyplomatycznego.