Jak w praktyce zadziałają przepisy ustawy o IPN i czy Polska jest pierwszym państwem, które wprowadziło regulacje dotyczące postrzegania historii
Dziennik Gazeta Prawna
Czy Polska jest pierwszym krajem, który ustawą próbuje chronić swój wizerunek?
Nie. Przepisy zakazujące głoszenia nieprawdziwych stwierdzeń odnoszących się do historii funkcjonują w wielu państwach. Jak jednak zwraca uwagę dr Łukasz Jasina, historyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, można je podzielić na dwie grupy.
Do pierwszej zaliczymy takie, które po prostu zabraniają upowszechniania pewnych poglądów – nie wolno więc na przykład głosić, że Niemcy nie byli odpowiedzialni za organizację Holokaustu, przyczynili się do niego w niewielkim stopniu lub że w ogóle do niego nie doszło. Takie przepisy znajdziemy w wielu krajach europejskich, m.in. w Austrii, Belgii, Czechach, Hiszpanii, Holandii, Grecji, we Francji, w RFN, na Litwie, w Polsce, Rumunii i na Słowacji. Własne przepisy w tym zakresie ma także Izrael.
Na podstawie takich ustaw skazano za Odrą w 2007 r. Ernsta Zuendela na pięć lat za to, że przez wiele lat prowadził z Kanady wydawnictwo propagujące nazizm. Na wolność wyszedł w 2010 r., ponieważ sąd zaliczył mu na poczet odsiadki dwa lata w areszcie.
Do tej grupy można zaliczyć także przepisy z Rwandy z 2004 r. (i znowelizowane w 2008 r.), które zabraniają negowania ludobójstwa z 1994 r.
Do drugiej zaliczymy takie, które dodatkowo definiują właściwą interpretację historii. W tej grupie znajdzie się na przykład rosyjski przepis z 2014 r., który zakazuje „rehabilitacji nazizmu drogą publicznego negowania faktów ustalonych w wyroku Trybunału Norymberskiego i szerzenia kłamliwych informacji o działalności ZSRR w czasach drugiej wojny światowej”. Na podstawie tego przepisu skazano na karę grzywny Władimira Łuzgina, który w mediach społecznościowych napisał, że nazizm i komunizm współpracowały, podając za przykład napaść na Polskę we wrześniu 1939 r.
Do tej grupy zaliczyć można również turecki przepis z 1951 r., który zabrania oczerniania Mustafy Kemala Atatürka, czyli założyciela państwa tureckiego. Na jego podstawie został skazany m.in. pisarz i działacz społeczny Ismail Beşikçi oraz dziennikarz Hakan Albayrak.
Przepisy zakazujące negacji Holokaustu stały się również elementem prawa międzynarodowego.
Zgodnie z wykładnią Europejskiego Trybunału Praw Człowieka głoszenie takich poglądów jest wyjęte z definicji wolności słowa. Co ciekawe, dokładnie na odwrót jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie pierwsza poprawka do konstytucji chroni wolność słowa – w tym negację Holokaustu. Wolność słowa chroni takie poglądy także w Wielkiej Brytanii i Skandynawii.
9 kwietnia 2015 r. ukraiński parlament przyjął cztery ustawy historyczne, z których jedna (ustawa o statusie prawnym i uczczeniu pamięci uczestników walk o niezależność Ukrainy w XX w.), zawiera ogólny zapis penalizujący „zaprzeczanie faktu legalności walki o niezależność Ukrainy w XX w.”. Jak czytamy w jednej z analiz Ośrodka Studiów Wschodnich, może on być wykorzystywany w celu hamowania krytycznej refleksji nad czarnymi kartami ukraińskiego ruchu niepodległościowego, w tym dokonanym przez UPA ludobójstwem Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Czy w polskim prawie proponowano wcześniej podobne regulacje?
Tak. W 2006 r. Sejm przegłosował ustawę o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990, która zawierała bardzo podobny przepis do tego, który dzisiaj stał się przedmiotem polsko-izraelskiego sporu. Artykuł 37 wspomnianej ustawy zmienił kodeks karny, dodając do niego art. 132a w brzmieniu: „Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Już w styczniu 2007 r. ówczesny rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski zakwestionował zgodność tego przepisu z konstytucyjnymi zapisami o wolności wyrażania poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, jak i wolności twórczości artystycznej oraz badań naukowych.
Prokurator generalny, którym był wtedy Zbigniew Ziobro, nie zgodził się z interpretacją rzecznika, wskazując, że przepisy nie łamią konstytucji i służą ochronie prawdy historycznej, bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego. Jego zdaniem pojęcie narodu polskiego należało interpretować jako odnoszące się do wszystkich obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, a nie poszczególnych osób.
Niemniej jednak 19 września 2008 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł w pięcioosobowym składzie, że przepis jest niezgodny z konstytucją. Choć na skutek wyroku TK przepis przestał obowiązywać, to sąd nie wypowiedział się na temat treści kwestionowanej normy prawnej, lecz poprzestał na wykazaniu, że tryb jej był niezgodny z konstytucją. Pierwotnie w brzmieniu uchwalonym przez Sejm przepis penalizujący pomawianie narodu polskiego znajdował się w ustawie o IPN (art. 55a). Natomiast na skutek poprawek Senatu przeniesiono go do kodeksu karnego jako 132a. Ponieważ ustawa uchwalona przez Sejm nie przewidywała zmiany kodeksu karnego, Senat, wprowadzając taką poprawkę, przekroczył swoje uprawnienia.
W pozostałym zakresie TK umorzył postępowanie, nie decydując się na badanie zgodności przepisu z zasadą wolności wyrażania poglądów, wolności badań naukowych i zasadą proporcjonalności. Odrębne zdanie zgłosił wtedy sędzia Wojciech Hermeliński, uważając, że powinno się regulację zbadać pod kątem konstytucyjności. Zwłaszcza że, jak wskazywał, nic nie stoi na przeszkodzie ponownemu uchwaleniu przepisu odpowiadającego mu treścią, tyle że już w poprawnym legislacyjnie trybie.
Kto będzie prowadził postępowania?
Zgodnie z nowelizacją ustawy o IPN będą zajmowali się tym prokuratorzy pionu śledczego IPN, konkretnie Oddziałowych Komisji do Spraw Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Nawet jeśli zawiadomienie o popełnieniu takiego przestępstwa zostanie złożone w prokuraturze powszechnej, to stamtąd i tak trafi do śledczych z IPN.
Od kiedy można składać zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa?
Ustawa wchodzi w życie dziś i od tej pory można składać zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Mogą one dotyczyć wypowiedzi i stwierdzeń, które pojawiły się zarówno na terenie Polski, jak i poza nią. Jednak musi chodzić o przypadki, które będą miały miejsce począwszy od dziś.
Jak będzie wyglądało działanie prokuratury po wpłynięciu zawiadomienia?
Prokurator będzie musiał ocenić najpierw, czy istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i czy doszło do złamania art. 55a ustawy o IPN. By to się stało, po pierwsze kwestionowane sformułowanie powinno być publiczne, czyli np. powinno pojawić się w tradycyjnych mediach lub na ogólnie dostępnych stronach internatowych dla nieograniczonej liczby osób. Po drugie zaskarżane sformułowanie musi przypisywać polskiemu państwu lub narodowi zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne. Jak wynika z zeszłotygodniowego wywiadu ministra Zbigniewa Ziobry, może tu chodzić np. o stwierdzenia o polskich obozach zagłady czy tezy, że Polacy systemowo mordowali Żydów. Jeśli prokurator nie widzi uzasadnienia, wydaje decyzję o odmowie wszczęcia postępowania. Skarżący może się od tej decyzji odwołać do sądu.
Co jeśli prokurator uzna, że zawiadomienie może być zasadne?
W takim przypadku będzie musiał sprawdzić, czy nie odbyło się to w ramach działalności artystycznej i naukowej. Jeśli tak, to zgodnie z ustępem trzecim art. 55a postępowanie będzie musiał umorzyć. Jeśli jednak uzna, że nie ma tu mowy o tego typu działalności, powinien wszcząć postępowanie.
Kiedy jest mowa o działalności artystycznej i naukowej?
Ustawa tego nie precyzuje. Czyli prokuratorzy będą musieli przygotować kryteria typowania takich przypadków. Może to być kwestia np. tego, gdzie pojawiło się kwestionowane sformułowanie, np. w czasopiśmie naukowym, lub czy osoba, która je wygłosiła, jest zawodowym badaczem albo artystą. Co więcej, art. 73 konstytucji mówi, że: „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury”. To może być furtką dla osób zagrożonych karą za złamanie nowych przepisów.
Co się dzieje, jeśli nie ma mowy o działalności naukowej i artystycznej?
Jak wynika z wypowiedzi ministra Zbigniewa Ziobry, w takim przypadku prokurator wystąpi o opinię biegłych, czyli najczęściej historyków zawodowo zajmujących się II wojną światową na terenie Polski czy zagładą Żydów. Jak wynika z naszych informacji, by uniknąć podejrzeń o stronniczość, o sporządzenie ekspertyz może być proszonych kilku historyków z – jak określił jeden z naszych rozmówców – różnych ośrodków myśli historycznej. Czyli prokuratorzy będą sięgali także poza IPN. Choć prokurator nie musi występować o opinię, jeśli jego zdaniem sprawa jest jasna. Jeśli po opiniach biegłych dojdzie do wniosku, że skarga była niezasadna, umorzy postępowanie.
A jeśli z opinii biegłych lub zdania prokuratora wynika, że przepis został złamany?
Prokurator w takim przypadku wydaje postanowienie o przedstawieniu zarzutów podejrzanemu i przesłuchuje go. Jeśli wyjaśnienia rozwieją wątpliwości, sprawa jest umarzana. Jeśli nie, oskarżyciel może po dochodzeniu sformułować akt oskarżenia i sprawa trafia do sądu.
Ile może trwać postępowanie?
Po wpłynięciu zawiadomienia zaczyna się postępowanie sprawdzające, które może trwać nawet do trzech miesięcy. W tym czasie powinna zapaść decyzja, czy dochodzenie jest wszczynane, czy nie ma do tego podstaw. Jeśli postępowanie zostanie wszczęte, a biegli zostaną poproszeni o przygotowanie opinii, to ostateczną decyzję prokuratora poznamy najwcześniej po kilku, jeśli nie kilkunastu miesiącach. Gdyby przyjąć, że pierwsze wnioski wpłyną na początku marca, wówczas o odmownych decyzjach prokuratury dowiemy się najwcześniej po kilkunastu dniach, a o aktach oskarżenia najwcześniej po wakacjach. W tym czasie orzeczenie w sprawie ustawy powinien już wydać Trybunał Konstytucyjny.