Liderzy chadeków i socjaldemokratów uzgodnili warunki koalicji. Umowę muszą jeszcze zatwierdzić członkowie SPD, a to nie jest pewne.
Angela Merkel prawdopodobnie zostanie kanclerzem Niemiec na czwartą czteroletnią kadencję. Wczoraj, po całonocnym maratonie negocjacyjnym, zakończyły się rozmowy koalicyjne pomiędzy chadekami z CDU/CSU i lewicową SPD. Jak wynika z ustaleń liderów partyjnych, bliski współpracownik Merkel Peter Altmaier zostanie ministrem gospodarki, a stanowisko zachowa dotychczasowa minister obrony Ursula von der Leyen.
Nowym ministrem spraw zagranicznych ma zostać Martin Schulz, który jednocześnie ma zrezygnować ze stanowiska przewodniczącego SPD. Lewicy ma przypaść także stanowisko ministra finansów; ma je objąć burmistrz Hamburga Olaf Scholz, który prawdopodobnie zostanie również wicekanclerzem. Obu partiom przypadnie po sześć resortów. Z kolei lider konserwatywnej CSU z Bawarii Horst Seehofer ma zostać ministrem spraw wewnętrznych. Najmniejszy koalicjant obsadzi trzy fotele.
– Mocnym sygnałem jest to, że ministerstwem finansów będzie zarządzać SPD, a nie CDU. To oznacza, że w sferze fiskalnej Niemcy mogą być znacznie bardziej otwarci na propozycje Francji, m.in. utworzenie oddzielnej puli środków dla strefy euro – wyjaśnia Sebastian Płóciennik z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – W tej układance partyjnej widać, że SPD będzie się chciała skupić na sferze socjalnej i w ten sposób odzyskać lewicowych wyborców. Z kolei chadecy będą poświęcali więcej uwagi bezpieczeństwu wewnętrznemu, co w założeniu ma zatrzymać odpływ ich wyborców do Alternatywy dla Niemiec – tłumaczy ekspert.
To, że Horst Seehofer z konserwatywno-prawicowej CSU będzie odpowiadał za sprawy wewnętrzne, jest znakiem, że polityka Niemiec w stosunku do imigrantów nieco się zaostrzy. W uzgodnieniach koalicyjnych pojawił się limit dotyczący rocznego napływu uchodźców, który ma wynieść 180–220 tys. osób. W tych granicach mieści się już ubiegłoroczna liczba uchodźców, którzy przybyli do Niemiec.
Z polskiej perspektywy istotną wiadomością jest to, że Martin Schulz obejmie resort dyplomacji. Szef SPD mówił m.in. o pomyśle Stanów Zjednoczonych Europy i jest zwolennikiem Unii kilku prędkości. Jeśli dodamy do tego jego mocno krytyczne wypowiedzi o Jarosławie Kaczyńskim, którego stawiał w jednym szeregu z Władimirem Putinem, wydaje się, że stosunki polsko-niemieckie mogą przeżywać trudne chwile. Z drugiej strony Schulz twardo opowiadał się za sankcjami wobec Rosji w związku z jej agresją na Ukrainę.
Warszawę powinno za to ucieszyć, że nie będzie zmiany na stanowisku ministra obrony. Ursula von der Leyen lubi Polskę i współpraca między naszymi resortami odbywa się w dobrej atmosferze (choć bez większych efektów). Jeśli chodzi o kanclerz Merkel, to obejmując urząd po raz czwarty, stanie w jednym szeregu z najdłużej rządzącymi powojennymi politykami Niemiec, takimi jak Helmut Kohl i Konrad Adenauer. Mimo że jej pozycja jest znacznie słabsza niż po wyborach parlamentarnych w 2013 r., to jednak do niej będzie należeć ostatnie słowo w rządzie.
By powstał nowy gabinet i ustalenia dotyczące wielkiej koalicji mogły wejść w życie, muszą je jeszcze zatwierdzić w głosowaniu szeregowi członkowie SPD. Prawdopodobnie odbędzie się ono w pierwszy weekend marca. Członków SPD jest ponad 460 tys., a głosować można także przez internet. Oddać głos mogą wszyscy ci, którzy zostali członkami partii do 6 lutego. W ostatnich tygodniach liczba nowych członków partii szybko rośnie, od nowego roku zarejestrowało się ich ponad 24 tys. – To szaleństwo, cieszę się, że jesteście z nami – cytowała „Süddeutsche Zeitung” sekretarza generalnego SPD Larsa Klingbeila.
Jednak takie głosowanie oznacza, że jeszcze nic nie jest przesądzone. Może się zdarzyć tak, że większość nowych członków będzie głosować przeciw koalicji. To młodzieżówka SPD wzywała, by się rejestrować, a ta grupa socjaldemokratów od początku sprzeciwiała się koalicji z CDU/CSU. Być może rejestrowali się także zwolennicy innych partii, którzy chcą zmniejszyć szanse na powstanie rządu. To, że można się zapisywać przez internet, budzi także obawy, iż mogą się rejestrować osoby nieposiadające niemieckich paszportów. W skrajnym przypadku można dopuścić scenariusz, że wynik wewnętrznego głosowania zostanie zmanipulowany przez inne państwa.
Ostatnie wybory prezydenckie w USA są przykładem tego, że Rosja jest gotowa do takich działań. Wreszcie trzeba pamiętać, że głosować mogą członkowie SPD, którzy mają skończone... 14 lat. Komentator Alan Posener na łamach „Die Welt” wprost napisał, że to głosowanie stanowi zagrożenie dla demokracji przedstawicielskiej. Choć w wyborach powszechnych do parlamentu mogą głosować tylko dorośli obywatele Niemiec, to już o powstaniu rządu współdecydują nastolatki. Jeśli członkowie zaakceptują ustalenia liderów, nowy rząd w Niemczech może powstać przed Wielkanocą.