W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Toruniu zakończył się proces lustracyjny byłego rektora UMK prof. Jana Kopcewicza. Prokuratura twierdzi, że złożył on niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Orzeczenie w tej sprawie zostanie ogłoszone o godzinie 16.

Prokuratura zarzuca Kopcewiczowi złożenie niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego w 2008 r. Ten od samego początku zaprzecza, jakoby współpracował z SB. Oświadczenia lustracyjne profesor składał w 1996 r., 1999 r., 2002 r. i 2008 r.

Prof. Kopcewicz był rektorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w latach 1982-84, 1987-90 oraz 1999-2005, prorektorem w roku 1981, a w latach 1996-99 i 2005-08 dziekanem wydziału biologii.

Zdaniem prokuratury IPN do rejestracji prof. Jana Kopcewicza jako TW miało dość w okresie, gdy zajmował już stanowisko rektora w 1982 r. Nadano mu pseudonim "Leszek". Wcześniej naukowiec miał być od 1978 roku kandydatem na TW, a od 1979 r. kontaktem operacyjnym o pseudonimie "Biolog".

"Zebrane dotychczas w toku postępowania lustracyjnego dowody pozwoliły w sposób pewny na ustalenie, że Jan Kopcewicz nie tylko zobowiązał się do współpracy z SB w charakterze TW o ps. Leszek, a wcześniej KO +Biolog+, ale i w sposób materialny, świadomy i dobrowolny tę współpracę realizował. Wnoszę o uznanie, że 14 lutego 2008 prof. Kopcewicz złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne" - powiedziała w poniedziałek przed sądem Oddziałowego Biura Lustracyjnego w Gdańsku Emilia Kępińska.

W swojej mowie końcowej prokurator podkreślała, że wcześniejsze zeznania świadków w tym procesie wskazują jednoznacznie na fakt przekazywania przez byłego rektora UMK informacji SB. Kępińska dodała, że Kopcewicz miał świadomość, z kim rozmawia, a jego kontakty z funkcjonariuszami miały tajny charakter. Wskazała ponadto, że nie ma w świetle dotychczasowego orzecznictwa sądów znaczenia fakt, jakie informacje były rektor toruńskiej uczelni przekazywał. Wyjaśniła, że jej zdaniem zupełnie inna może być definicja tajnej współpracy przyjmowana przez byłych współpracowników SB, a zupełnie inna znajduje się w ustawie lustracyjnej.

Prokuratura wniosła o orzeczenie utraty prawa wybieralności w wyborach do Sejmu i Senatu, Parlamentu Europejskiego, organów jednostek samorządu terytorialnego na okres pięciu lat, a także zakazu pełnienia funkcji publicznych na okres 5 lat.

Obrońca prof. Kopcewicza adwokat Jan Kwietnicki jednoznacznie wskazał, że zebrany materiał dowodowy w żaden sposób nie potwierdza współpracy byłego rektora UMK z SB. Wskazał, że spotkania naukowca z funkcjonariuszami SB wynikały ze sprawowanej przez niego funkcji, nie miały charakteru tajnego, a przekazywane przez niego informacje były powszechnie znane i dostępne.

"Materiał dowodowy nie potwierdził świadomej i tajnej współpracy Jana Kopcewicza ze służbami bezpieczeństwa PRL. Same kontakty nie wyczerpują definicji współpracy zawartej w ustawie. Po pierwsze brak jest elementu świadomego dążenia do określonego celu, na czym polega współpraca. Trzeba bowiem rozróżnić kontakt i rozmowę oraz współpracę. Po drugie, brak jest tajności, co wynika z materiału dowodowego. Po trzecie, brak również urzeczywistnienia współpracy poprzez przekazywanie istotnych informacji. Odwołujemy się tutaj, tak jak wcześniej Sąd Apelacyjny w Gdańsku, do łamania praw człowieka i obywatela, zwalczania opozycji, związków zawodowych i stowarzyszeń " - powiedział w poniedziałek Kwietnicki.

W trakcie procesu były funkcjonariusz SB Grzegorz F. wskazał, że zarejestrował byłego rektora UMK prof. Kopcewicza na tajnego współpracownika fikcyjnie. Na kolejnej rozprawie przyznał jednak, że treść jego spotkań z rektorem UMK była tajna.

Kopcewicz ponownie wskazał, że za każdym razem, gdy był to tego zobowiązany, złożył zgodne z prawdą oświadczenia lustracyjne. Ocenił, że nie ma ani jednego dowodu potwierdzającego jego współpracę z SB.

"Oświadczam, że profesjonalnym celem mojego życia była wyłączenie praca naukowa oraz działalność organizacyjna dla uczelni. Podejrzewanie mnie o jakąś tajemną działalność, bez żadnych dowodów, jest całkowicie dla mnie niezrozumiałe, ale co najważniejsze - całkowicie nieprawdziwe" - stwierdził Kopcewicz. (PAP)

autor: Tomasz Więcławski