W określonych sytuacjach myślenie paranoiczne bywa racjonalną przenikliwością. Czujność i podejrzliwość mają wiele zalet. Ale jeśli ta orientacja zaczyna nam organizować kontakty z całym światem, wtedy robi się nerwowo.
Krzysztof Korzeniowski profesor zwyczajny, kierownik studiów doktoranckich Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Autor książki „Polska paranoja polityczna” / Dziennik Gazeta Prawna
Magazyn DGP / DGP
Czy Polacy są szczególnie narażeni na paranoję polityczną, czy też może ich skłonność do nurzania się w teoriach spiskowych jest porównywalna do tej spotykanej w innych nacjach?
Nie odbiegamy jakoś szczególnie w skłonności do ulegania konspiracjonistycznym wizjom świata od innych narodów. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że w pierwszej dekadzie XXI w. ta nasza skłonność się zwiększyła, a po katastrofie smoleńskiej wzrósł – nie wiem, czy w sposób trwały – poziom politycznej paranoi.
Kiedy w Iranie w niewyjaśnionych okolicznościach ginie fizyk atomowy, ludzie są skłonni myśleć, że stoi za tym wywiad Izraela lub USA, i nikt nie podejrzewa ich o manię spiskową. Ale kiedy spada polski samolot z niemal setką osób na pokładzie, w tym z najwyższymi dostojnikami państwowymi, wtedy ci, którzy szukają w tym wydarzeniu drugiego dna, narażają się na miano paranoików wszędzie węszących spiski. Dlaczego?
Spisek, jak każde słowo, może być nacechowany afektywnie. I jak każde słowo może służyć temu, żeby ludzi podzielić lub zdyskredytować. Natomiast określenia wyrażające stany chorobowe lub okołochorobowe służą temu wręcz perfekcyjnie.
Kiedy słyszy pan o takim wydarzeniu jak w Teheranie czy Smoleńsku, pierwsza pańska myśl to: „nieszczęśliwy wypadek” czy może raczej: „coś”?
Tak długo zajmuję się teoriami spiskowymi, że pomyślałbym, iż to nieszczęśliwy wypadek. I jeszcze, że na pewno znajdzie się ktoś, kto zacznie podejrzewać to „coś”. A jak już się znajduje, dziwię się, że tak szybko to nastąpiło. I że tak szybko ludzie w to „coś” uwierzyli. Tak naprawdę nie wierzymy w to, że wielkie wydarzenia mogą być spowodowane błahymi przyczynami, właśnie takimi jak nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czyjś błąd czy zaniechanie. Zwłaszcza jeśli dotyczą ważnych, znanych osób. Jeśli dostaniemy taki komunikat: „Prezydent się potknął, przewrócił, uderzył w głowę i zmarł. Nie ma żadnych świadków ani śladów”, często zaczynamy kombinować: aha, nie ma żadnych śladów, to najlepszy dowód, że ktoś przy tym musiał kombinować. Interesujące jest to, że teorie spiskowe zaczynają się mnożyć zaraz po jakimś wydarzeniu. Księżna Diana jeszcze nie została pochowana, a już krążyły teorie na temat tego, kto i dlaczego doprowadził do jej wypadku.
Podobnie jest z samobójczymi – w wersji oficjalnej – zgonami gen. Sławomira Petelickiego czy Andrzeja Leppera. Ja bym małego palca nie dała za to, że obaj nagle sami postanowili pożegnać się ze światem. A uważam się za osobę zdystansowaną i rozsądną.
Odróżnienie myślenia spiskowego od rozumnego wychwytywania spisków, bo i te się przecież zdarzają, nie jest łatwe. Pamiętam publikację Janiny Paradowskiej o przejmowaniu BIG Banku przez Deutsche Bank, czemu towarzyszyły wielkie emocje i przekonanie o spisku. A Paradowska pokazała krok po kroku, w jaki sposób to wszystko się działo – nie było spisku, ale sam opis tych wydarzeń wygląda na splot niejawnych oddziaływań i wpływów, tajemniczych powiązań itp. Chodzi mi o to, że polityka i biznes to światy pełne nieznanych zwykłemu człowiekowi bytów, gdzie zachodzi mnóstwo zależności, ściera się wiele sprzecznych interesów. Ogarnąć je i zrozumieć może tylko człowiek, który w tym tkwi i bardzo się stara. Dla osoby z zewnątrz jest to niepojęte. A my chcemy wiedzieć, co i dlaczego się stało, więc upraszczamy rzeczywistość.
Znaczącą rolę we wspomnianym przejęciu odegrało PZU, tego nie da się podciągnąć pod teorię spiskową.
Ależ polityka jest nafaszerowana spiskami – tego się nie da ukryć. Dlatego mamy problem: jak rozpoznać, które myślenie jest rozsądne i racjonalne. W przeszłości nieraz już się okazywało, że to „paranoicy” mieli rację. Weźmy przypadek śmierci Martina Luthera Kinga zastrzelonego w 1969 r., oficjalnie przez Jamesa Earla Raya. Przez całe lata pewne narzędzie psychologiczne do badania, czy ktoś ma skłonności do myślenia spiskowego, uwzględniało stosunek do tego zabójstwa – czy dana osoba była skłonna przypuszczać, że stały za nim jakieś służby.
Do dziś ta zagadka nie została do końca wyjaśniona, choć wiele dowodów świadczy, że właśnie tak było. To myślenie spiskowe jest czasem uprawnione?
Oczywiście, nigdy nie wiadomo, czy ten, kto w danym momencie wietrzy spisek, myli się. Pod warunkiem że nie podchodzi się w ten sposób do całej rzeczywistości, która jest wielopoziomowa i wieloaspektowa. Są osoby, według których dookoła istnieją same spiski. Bo ludzie żywią spiskowe przekonania nie tylko na temat pojedynczych wydarzeń czy ich grup lub sekwencji, lecz tworzą także uogólnione konspiracjonistyczne wizje rzeczywistości społeczno-politycznej. W ten sposób postrzegają i tak sobie tłumaczą świat. Takie myślenie jest bardzo uproszczone: jest dobro i zło, my i oni. Jeśli dobro, czyli my, nie zwycięża, to stoi za tym spisek „onych”. I jeszcze jedno zastrzeżenie – nie mam na myśli osób chorych psychicznie, mających urojenia, paranoików w sensie medycznym. Ale tych, dla których spisek stoi u podstaw ogólnej teorii wszystkiego.
Na ile faktycznie można mówić o skłonności do przyjmowania teorii spiskowych, a na ile o braku narzędzi poznawczych i intelektualnych, aby opisać skomplikowaną rzeczywistość, która nas otacza? specjalista będzie mówił o grze interesów, o geopolityce, sojuszach politycznych. Prosty człowiek skonstatuje, że za wszystkim stoją Żydzi, Niemcy, Rosjanie...
To może, ale niekoniecznie musi się ze sobą łączyć. Jeśli ktoś ma skłonność do zamkniętego odbierania świata, będzie to robił niezależnie od swojego IQ. Natomiast faktycznie: im nasz ogląd rzeczywistości jest mniej złożony, im mniej elementów uwzględniamy w jej opisie, tym bardziej atrakcyjne będą teorie spiskowe. Zwłaszcza że dostarczają one prostego aparatu poznawczego oraz terminologii, za pomocą której można wszystko wyjaśnić. Wystarczy wskazać siły odpowiadające za całe zło, które się wydarza, i nagle wszystko staje się jasne.
Kiedy całe grupy ludzi są bardziej skłonne ulegać owym teoriom? Bo rzecz w tym, że nie jedna osoba sobie coś roi, ale jakąś wersję przyjmuje znaczna część społeczeństwa.
Na to składa się kilka czynników. Ważnym elementem jest poziom zagrożenia. Im bardziej czujemy się niepewni ekonomicznie, duchowo, światopoglądowo, tym łatwiej nam jest przyjmować tego typu teorie. Można tu przypomnieć stan zwany anomią – kiedy często na skutek nagłych zmian społecznych wali się stary porządek i ludziom zaczyna brakować drogowskazów. Już nie wiadomo, co jest dobre, a co złe. Czy lepiej pójść w lewo, czy w prawo. Takie punkty zwrotne w dziejach ludzkości to rewolucje albo wielkie katastrofy, kiedy świat wybucha prosto w twarz. Wcześniej życie było oczywiste i poukładane. Ludzie wiedzieli, co robić. Kiedy zabrakło wykładni, zaczęli sobie sami tłumaczyć w prosty sposób nagle niezgłębienie skomplikowaną materię świata. Tak było po rewolucji francuskiej, podobnie się działo podczas, a zwłaszcza po zakończeniu I i II wojny światowej. Co ciekawe, konspiracjonizm wszedł szybko do porywających masy ideologii totalitarnych – bolszewizmu i nazizmu, gdzie został wpisany w elementy doktryny. Bo dla obu systemów było niezbędne, aby istniał wróg, więc należało go wykreować. Przy czym im mniej wróg był konkretny, tym lepiej – można dzięki temu nakręcić większy stan zagrożenia, podbechtywać nastroje, a w dodatku wszystko wytłumaczyć. Bo dlaczego nie udawało się zbudować idealnego komunizmu? Imperialistyczne siły oraz ich sługusy przeszkadzały. Obecnie podobne elementy nawiązujące do teorii spiskowych zawiera konstytucja Iranu.
Może nie chodzi więc o skłonność ludzi do przyjmowania uproszczonego obrazu świata, ale o celowe działania polityków, którzy podsycają lęki społeczne, aby zgromadzić armie zwolenników, posłusznych i gotowych.
Jedno nie istnieje bez drugiego, ale oczywiście od stuleci wielcy tego świata z upodobaniem sięgali po manipulacje, aby sterować masami. Najlepiej opisano te mechanizmy w przypadku nazizmu. Po I wojnie światowej Hitler i jego koledzy, stosując umiejętnie różne socjotechniki wobec upokorzonego przegraną i reparacjami społeczeństwa, dali prostą odpowiedź na pytanie, kto stoi za tym wszystkim – za tym ich nieszczęściem i biedą. Żydzi. A jeśli tych Żydów nie było nawet bardzo widać, nie szkodzi. Wiadomo, że „onych” nigdy nie widać, bo działają z ukrycia i podstępnie.
Jednak zbytnim uproszczeniem byłoby tłumaczenie w ten sposób wszystkich przypadków, kiedy inteligentni, wydawałoby się, ludzie przyjmują jako swoje koszmarne teorie czy urojenia.
Jest takie pojęcie jak zarażenie emocjonalne – przejmujemy od innych nastroje i emocje. Tym łatwiej, im bardziej tych ludzi lubimy czy szanujemy. Pozwala to nam się poczuć częścią grupy. Ale to nie wszystko. Psychiatrzy zauważyli, że jedyną „zakaźną” chorobą psychiczną jest paranoja indukowana (zwana też czasem obłędem udzielonym). Jeśli są dwie osoby bardzo związane ze sobą emocjonalnie, to jest duża szansa na to, że kiedy ta pierwsza ma urojenia, to wkrótce staną się one udziałem także tej drugiej.
Jednak zwykle przyjmowanie teorii spiskowych ma upraszczać komplikujący się obraz rzeczywistości.
Cofnijmy się jeszcze raz do rewolucji francuskiej. Przed nią wszystko było w miarę proste i uporządkowane: obowiązywało jedynowładztwo, czyli monarchia. Po rewolucji pojawiła się poliarchia, czyli nastąpił podział władzy, wszystko się skomplikowało, zwykłym ludziom trudniej było to ogarnąć rozumem. Wcześniej król sprawował władzę niepodzielnie, ustanawiał i egzekwował prawa, ale on był dobry, a jeśli coś źle szło, winni byli urzędnicy. A teraz kto inny wydaje prawa, kto inny sprawuje sądy. No i jeszcze się pojawiła czwarta władza, czyli prasa, która w nakręcaniu histerii ma wielkie zasługi. W demokracjach liberalnych jest mnóstwo teorii spiskowych, dużo więcej niż w ustrojach totalitarnych, bo też rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Konspiracjonizm jest dziś tak powszechny, tak zadomowiony w głowach ludzi, że nie trzeba ich do niego zachęcać.
Ja bym do tego skomplikowanego otoczenia dodała jeszcze nietransparentność procesów decyzyjnych.
Skoro już wyliczamy czynniki sprzyjające rozprzestrzenianiu się teorii spiskowych, to należy uwzględnić także niski poziom wykształcenia oraz mały kapitał społeczny. Przypomnijmy sobie, co się działo w Norwegii po tym, kiedy Anders Breivik zastrzelił w dwóch zamachach 77 osób. Ludzie wyszli na ulice po to, aby pokazać jedność, opowiedzieć się za demokracją, a nie by rozprzestrzeniać nienawiść i szukać winnych.
W jednym ze swoich artykułów zauważa pan, że skłonność do popadania w konspiracjonizm może mieć funkcje przystosowawcze – jeśli się ma oczy dookoła głowy i wszędzie węszy wroga, szansa na przetrwanie jest większa. To takie zwierzęce.
Zwierzęta – na przykład sarny czy antylopy – przejawiają pewnego rodzaju bezinteresowną czujność. Nie chodzi mi o zachowania polegające na uważnym badaniu nowego otoczenia czy reagowanie na bodźce, ale na stan polegający na bezustannym byciu w pogotowiu. Taka sarna pasie się, ale co chwilę – choć nie ma ku temu żadnych powodów, nie było żadnych niepokojących sygnałów – odrywa się od jedzenia, aby węszyć, lustrować otoczenie, czy nie dzieje się coś złego. Przy czym ta czujność nie przeszkadza zwierzętom w żerowaniu i nijak nie zmniejsza ilości spożywanego pokarmu. Tak, strach i ostrożność mają funkcje przystosowawcze, więc zapewne podobnie jest z podejrzliwością, ze skłonnością do tworzenia teorii spiskowych, co jest inną formą antycypowania zagrożenia. W obu przypadkach będzie odpowiadać za to obszar mózgu zwany ciałem migdałowatym – tutaj następuje przypisywanie odbieranym wrażeniom znaczenia emocjonalnego lub wartości oraz uruchamianie reakcji obronnych.
Wiadomo: paranoicy żyją dłużej.
W określonych sytuacjach myślenie paranoiczne bywa racjonalną przenikliwością. W otoczeniu Stalina osoba radosna i naiwnie ufna długo by nie pożyła. Czujność i podejrzliwość mają wiele zalet. Ale powtórzę – jeśli ta orientacja zaczyna nam organizować kontakty z całym światem, zaczyna być nerwowo. Dla tej osoby i dla wszystkich, którzy mają z nią do czynienia.
Tak nawiasem mówiąc, kategoriami przystosowawczymi można wytłumaczyć wiele zjawisk, które obecnie jawią się nam jako negatywne. Na przykład szeroko rozumianą ksenofobię. Przybysze w niekoniecznie zamierzchłej przeszłości nie byli turystami, którzy marzą o tym, żeby się z nami zaprzyjaźnić.
Teoria kategoryzacji społecznej dobrze wyjaśnia, jak to wygląda współcześnie, dlaczego tak chętnie dzielimy się na „my” i „oni”. Przebadano to tysiące razy i wniosek, który płynie z eksperymentów, jest jeden: taki podział bardzo trudno wygasić, nawet jeśli wzbudzi się go w sposób sztuczny na podstawie wymyślonych powodów. Czy to będzie eksperyment, w którym dzielimy uczestników na dwie grupy o niebieskich i brązowych oczach, czy społeczeństwo. Zasypanie takich podziałów wymaga wiedzy, inicjowania kontaktów, aby grupy mogły się poznać na bezpiecznym gruncie, oraz wspólnego celu.
Czy polscy politycy są paranoikami? Oczywiście w sensie potocznym, nie medycznym.
To raczej w naszym społeczeństwie na przestrzeni XXI w. rośnie skłonność do myślenia spiskowego. Wiąże się to z alienacją społeczną i polityczną, poczuciem, że na nic nie mamy wpływu, nie sprawujemy kontroli nad rzeczywistością, którą w dodatku coraz mniej rozumiemy. Brak poczucia sprawczości sprawia, że wyobrażamy sobie, jak to wszystko za naszymi plecami może się dziać. Natomiast politycy są grupą, która ma szanse mieć poczucie politycznej skuteczności. To ludzie, za którymi ktoś stoi – ich ugrupowanie, lecz także ważni i możni znajomi. To profesjonaliści, tyle że o profesjonalizmie i skuteczności polityków świadczy także to, na ile są w stanie oddziaływać na zachowania innych. Dlatego kiedy trzeba w tym celu posłużyć się jakąś spiskową teoryjką, chętnie to zrobią.
Ostatnia, która przebiła się do świadomości społecznej, to ta, że każda świeczka zapalona w obronie sądownictwa była finansowana przez Sorosa. Albo że Antoni Macierewicz i jego ludzie to agenci Putina.
Na przykład.
Natknął się pan ostatnio na jakąś porządną, ciekawą teorię spiskową? Bo ja nie – same teoryjki, żeby nie powiedzieć wrzutki, użyteczne przy bieżącym uprawianiu polityki. Jedyne, co mi przychodzi na myśl, to niebezpieczna awantura urządzana przez ruchy szczepionkowe.
A wie pani, że faktycznie – od Smoleńska brak takiej złożonej, konspiracjonistycznej teorii. Może dlatego, że scena polityczna jest przejrzysta, oczywista i przewidywalna. Nie ma zaskakujących wydarzeń, na temat których można by takie porządne teorie snuć. Z tego samego powodu nie opowiada się już dowcipów politycznych. A ruchy antyszczepionkowe – tak. Nie chcę absolutyzować nauki, gdyż cnotą naukowca jest znać własne ograniczenia, ale to, co jest charakterystyczne dla teorii spiskowych, to ignorowanie dorobku i warsztatu nauki. Jest wiele zjawisk, które ludzie mało wyrafinowani tłumaczą, opowiadając bajki.
Mój ulubiony przykład to tzw. chemtrails – opowieść o tym, jak „oni” trują nas za pomocą substancji chemicznych rozpylanych przez samoloty w smugach kondensacyjnych.
No i zwolennikom tej teorii można opowiadać o tym, w jaki sposób tworzą się te smugi, mówić o różnicach temperatur i skraplaniu się pary wodnej, ale i tak będą wiedzieli swoje. Zawsze będzie tak, że jakieś prawa, jakaś wiedza będą niedostępne dla pewnych osób. To naturalne. Niektórzy powiedzą sobie: nigdy tego nie zrozumiem, ale wierzę na słowo naukowcom, że Ziemia jest okrągła. Ale jest grupa, w której silnie występuje potrzeba domknięcia poznawczego, co się przekłada na małą tolerancję niejednoznaczności. Ci, którzy tak mają, jeśli nie bardzo wiedzą, w jaki sposób i dlaczego coś się wydarzyło, sami napiszą sobie scenariusz na ten temat i będą się go kurczowo trzymali. Wbrew dowodom, nawet jeśli te się pojawią.
Powiedział pan, że szerzeniu się spiskowych teorii po rewolucji francuskiej, która była historycznym punktem zwrotnym także w tej kwestii, przysłużyło się wkroczenie na arenę dziejów czwartej władzy, czyli prasy. Wtedy tylko drukowanej. Dziś, w dobie internetu, tym trudniej zatrzymać epidemię i doniesienia o iluminatach, reptilianach, szczepionkach, które powodują autyzm.
Z tymi, którzy podsycają niepewność i strach innych, mając przy tym poczucie misji i niezwyciężoności, jest trudno wygrać. Bo nasz zdrowy rozsądek przy ich heroiczności czasem wysiada.