W ciągu trzech dni na wolność wyszła większość aresztowanych opozycjonistów. Między środą a piątkiem z białoruskich aresztów wypuszczono 14 osób. Aktywiści nieistniejącego od 15 lat paramilitarnego, prawicowego Białego Legionu mają odpowiadać za stworzenie nielegalnego ugrupowania zbrojnego. Sprawa nie została umorzona, choć wcześniej KGB wycofało się z drugiego inkryminowanego zarzutu w postaci przygotowywania zamieszek.
– Sądzimy, że nie ma podstaw, by figuranci sprawy pozostawali w aresztach. Jeśli chodzi o dalsze działania, na razie wstrzymam się od komentarzy. Pokaże czas – mówił mediom Iwan Naskiewicz, szef Komitetu Śledczego, zajmującego się szczególnie poważnymi przestępstwami. – Jest za wcześnie, by przewidywać, czy sprawa w ogóle trafi do sądu. Obiektywne śledztwo trwa – zapewniał wcześniej dowódca KGB Waleryj Wakulczyk. „To ważny sygnał, jaki model chce budować Mińsk. Ten model przewiduje, że każdego można aresztować, ale władze nie będą do tego dążyć” – czytamy w odredakcyjnym komentarzu opozycyjnego tygodnika „Nasza Niwa”.
Sprawa Białego Legionu rozpoczęła się w marcu, gdy w przededniu zapowiadanych protestów opozycji władze zaczęły twierdzić, że nacjonalistyczne podziemie, szkolone w Polsce i na Litwie, szykuje zbrojne prowokacje. Mińsk uznał wówczas, że zatrzymanie przedstawicieli skrajnej prawicy nie wywoła takiego oburzenia na Zachodzie, jak w 2010 r. wtrącenie do więzień umiarkowanych kandydatów na prezydenta, i nie doprowadzi do końca odwilży w relacjach z nim. Rzeczywiście, większe oburzenie wzbudziły wszczęte równolegle represje wobec niezależnych od państwa mediów oraz stłumienie protestów 25 marca.
Linię propagandową wyznaczył opublikowany 12 kwietnia na łamach prezydenckiego dziennika „Biełaruś Siegodnia” tekst „Na imię im legion”. Autorzy oskarżali ekslegionistów o tworzenie podziemnej formacji zbrojnej, która miałaby szykować wystąpienia przeciwko władzom, co mogłoby sprowokować Rosję do interwencji zbrojnej. A zarazem porównali ich areszt do wcześniejszych zatrzymań prorosyjskich publicystów szowinistycznego portalu Regnum. Sygnał miał być jednoznaczny: władze z równą determinacją ścigają ekstremistów po obu stronach sceny, by ocalić stabilność w państwie.
Siarhiej Czysłau, który w latach 90. współzakładał Biały Legion, uważa, że aresztowani zawdzięczają wolność naciskom zachodnich dyplomatów i polityków. – Dawni aktywiści natychmiast wywołali informacyjną falę, skierowaną zwłaszcza w stronę korpusu dyplomatycznego. Z przyczyn gospodarczych reżim nie może sobie teraz pozwolić na utrzymywanie więźniów politycznych – tłumaczy Czysłau. Białoruska gospodarka trzeci rok z rzędu znajduje się w stanie recesji, a odwilż w relacjach z Zachodem, której warunkiem są więzienia wolne od opozycji, miała ułatwić powrót na ścieżkę wzrostu dzięki kredytom i współpracy handlowej.
Gdy przed ponad dekadą Biały Legion przestał istnieć, część jego dawnych członków trafiła do milicji i wojska, inni organizowali obozy sportowe i szkoły przetrwania. Niektórzy po 2014 r. wyjechali na Ukrainę, by walczyć po stronie tego państwa z Rosjanami i donieckimi separatystami. Siarhiej Czysłau uważa, że władze, wszczynając „sprawę patriotów”, mogły doprowadzić do ponownej konsolidacji obozu. – Sami rozkręcili strukturę, która może wejść do polityki. Mamy inne warianty? – pyta retorycznie nasz rozmówca.