Prezydent USA Donald Trump odniósł połowiczny sukces na czwartkowym spotkaniu przywódców NATO, bowiem Sojusz oficjalnie zadeklarował włączenie się do walki z Państwem Islamskim (IS), ale bez udziału w akcjach bojowych - komentują w piątek media we Francji.

Dziennik „Le Monde” uznał tę „obietnicę mobilizacji w walce przeciwko terroryzmowi” za „ustępstwo pewnych krajów, w tym Francji, wobec administracji Trumpa”.

Komentator „Les Echos” Jacques Hubert-Rodier precyzuje, powołując się na „wiarygodne źródła”, że to „Francja wyraziła konieczną rezerwę wobec uczestnictwa (NATO w walce z IS - PAP), by nie popsuła się jeszcze bardziej opinia świata arabskiego o Zachodzie”.

W dziennikach radiowych i telewizyjnych podkreślano, że Syria, gdzie Kurdowie przy wsparciu USA toczą walki z dżihadystami o miasto Ar-Rakka, „jest całkowicie wykluczona z (zapowiedzianej) interwencji NATO, wyraźnie po to, by nie drażnić Rosji, która wraz z Iranem zbrojnie popiera reżim (syryjskiego prezydenta Baszara) el-Asada”.

Podobnie jak wielu francuskich obserwatorów i komentatorów, Hubert-Rodier wyraża opinię, że „amerykański prezydent nie rozwiał wszystkich wątpliwości, jakie narodziły się po jego sprzecznych deklaracjach na temat NATO”.

Według francuskich specjalistów od polityki amerykańskiej sprzeczności są pozorne - dla Trumpa dotyczący kolektywnej obrony artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego jest przestarzały, jeśli chodzi o stosunki z Rosją, ale jak najbardziej aktualny, gdy chodzi o walkę z terroryzmem.

„W czwartek w Brukseli niewątpliwie nie zostały rozwiane wątpliwości wobec Rosji” - podkreślił na antenie stacji BFMTV ekspert od spraw europejskich Yves Bertoncini. Jego zdaniem prezydent USA, podobnie jak prezydent Francji Emmanuel Macron, gotowy jest do rozmów z Moskwą, gdyż uważa Kreml za niezbędnego partnera w walce z terroryzmem, za to mniej interesuje się zagrożeniem dla wschodniej flanki NATO – państw bałtyckich i Polski.

Zdaniem francuskich ekspertów zwiększenie wysiłku obronnego i wkładu w budżet NATO „nie przeszkadza przywódcom europejskim, gdyż wszyscy zobowiązują się do przekazywania na obronność 2 proc. PKB”. „Francja zaś ma nadzieję, że jeśli Waszyngton wycofa się z przewodnictwa w NATO, to przywództwo wojskowe w Europie obejmie Paryż. To nowa aranżacja starego francuskiego refrenu” – podsumował komentator Bruno Jeudy w BFMTV.

Większość komentarzy francuskich rozgłośni radiowych i telewizji zamieniła się w czwartek wieczorem w serię panegiryków na cześć francuskiego prezydenta, który zjadł lunch ze swym amerykańskim odpowiednikiem. Zachwycano się uściskiem dłoni, w którym Macron „nie dał sobie wyrwać ręki z barku, jak to lubi robić Trump” oraz tym, że francuski przywódca „rozmawiał (z Trumpem) jak równy z równym”.

Znany we Francji politolog Dominique Moisi nie zawahał się przed twierdzeniem w radiu RTL, że „USA zazdroszczą nam Macrona, który mimo młodego wieku uosabia wszystkie nadzieje nie tylko Francji, ale i Europy”. Macron „celująco przeszedł chrzest bojowy na arenie międzynarodowej”, dając „świetny sygnał wyborcom” - ocenił Moisi. 11 i 18 czerwca Francuzi będą głosować w wyborach parlamentarnych.