Nawet jeśli kierownictwo KGB zleciło zamach na Jana Pawła II, to nie będzie na ten temat ani jednego dokumentu, ponieważ decyzję w tej sprawie - moim zdaniem - podjęto w formie ustnej i nie udokumentowano jej na piśmie – mówi PAP historyk, profesor Antoni Dudek.

Trzydzieści sześć lat temu, 13 maja, kilkanaście minut po godz. 17, na początku audiencji generalnej papież stojąc w samochodzie terenowym objeżdżał Plac św. Piotra w Rzymie i pozdrawiał wiernych. Wtedy trzy strzały oddał do niego z odległości około dwóch metrów Mehmet Ali Agca.

Jan Paweł II został zraniony w brzuch, prawy łokieć i wskazujący palec lewej ręki. Rany odniosły także dwie stojące w pobliżu kobiety. Pytanie czy Turek działał sam, a jeśli nie to, kto stał za zamachem, do dziś pozostaje bez odpowiedzi. Zdaniem prof. Antoniego Dudka w kontekście zamachu trudno w pełni ocenić stosunek władz ZSRR do papieża, skoro archiwa sowieckie są zamknięte.

„Ale moje doświadczenie na temat dokumentacji służb specjalnych jest takie, że nawet jeśli kierownictwo KGB zleciło zamach na Jana Pawła II, którego ostatecznie wykonawcą był Ali Agca, to nie będzie na ten temat ani jednego dokumentu, ponieważ decyzję w tej sprawie - moim zdaniem - podjęto w formie ustnej i nie udokumentowano jej na piśmie” – tłumaczy historyk.

Prof. Dudek przekonuje, że epoka, w której wyroki śmierci – tak jak ten podpisany przez najwyższe radzieckie kierownictwo na polskich oficerów zabitych w Katyniu – skończyła się wraz ze śmiercią Stalina. „Później - a mówimy tu o wydarzeniach z lat osiemdziesiątych, sowieckie kierownictwo zdawało sobie sprawę z kompromitującego charakteru utrwalania na piśmie tego typu decyzji” – uważa Antoni Dudek.

Historyk podejrzewa, że w dokumentach mogą najwyżej istnieć poszlaki inspiracji władz sowieckich do przeprowadzenia zamachu. „Możemy sobie wyobrazić, że kiedyś, za ileś lat, ktoś znajdzie gdzieś w archiwach KGB, które miejmy nadzieje, że się otworzą, taką informacje, że na przykład na jakimś posiedzeniu kierownictwa KGB, albo na posiedzeniu sowieckiego biura politycznego zadecydowano o przyjęciu planu X w stosunku do Jana Pawła II. I będziemy dyskutować, co to był plan X” – ocenił.

Prof. Antoni Dudek tłumaczy, że w latach osiemdziesiątych język aparatu władzy był już inny niż kiedyś. Ale nawet w czasach stalinizmu w Polsce język oficjalnych dokumentów miał brutalną rzeczywistość pozostawić w sferze cienia. „Dokumenty z czasów stalinowskich polskiego UB - tam nigdzie wprost nie jest powiedziane, że należy bić w śledztwie. Nawet są wystąpienia Radkiewicza, że nie wolno stosować niedozwolonych metod w śledztwie. (…) Chociaż wszyscy zainteresowani wiedzieli, jak wyglądały te śledztwa” – wyjaśnia historyk.

W wyniku zamachu dokonanego w 1981 r. na Placu św. Piotra Jan Paweł II odniósł ciężkie rany. Ratowanie życia wymagało pięciogodzinnej operacji. Papież miał liczne wewnętrzne obrażenia i stracił dużo krwi. Przyjęła się dopiero druga transfuzja. Gdy pierwszą organizm odrzucił, lekarze ze szpitala oddawali w pośpiechu swoją krew. Jednocześnie okazało się, że kula przeszła o kilka milimetrów od tętnicy głównej. Operacja zakończyła się po godzinie 23 i choć według pierwszego komunikatu zakończyła się pomyślnie, istniało bardzo duże ryzyko wystąpienia grożących śmiercią komplikacji pooperacyjnych.

W niedzielę 17 maja w południe cały świat usłyszał głos papieża, który za pośrednictwem Radia Watykańskiego nagrał przemówienie, poprzedzające modlitwę Regina Coeli. Powiedział wtedy m.in.: "Jestem szczególnie bliski dwóm osobom zranionym wraz ze mną oraz modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem. Zjednoczony z Chrystusem, Kapłanem-Ofiarą, składam moje cierpienie w ofierze za Kościół i świat. Tobie, Maryjo, powtarzam: +Totus Tuus ego sum+".

3 czerwca Jan Paweł II powrócił do Watykanu rozpoczynając rekonwalescencję. Jednak 17 dni później okazało się, że konieczna jest ponowna hospitalizacja z powodu komplikacji. Lekarze postanowili zatrzymać papieża w klinice aż do 13 sierpnia. Tego dnia w oficjalnym komunikacie medycznym poinformowano o pomyślnym zakończeniu leczenia pooperacyjnego.

Agca, schwytany przez policję już kilka minut po zamachu, został najpierw umieszczony w areszcie w policyjnym wydziału do walki z terroryzmem, a następnie w rzymskim więzieniu Rebibbia. Podczas trwającego 53 dni śledztwa wielokrotnie zmieniał zeznania, bądź odmawiał udzielania odpowiedzi, co prowadzących śledztwo utwierdziło w przekonaniu, że jest chorobliwym kłamcą.

Jego proces rozpoczął się w Rzymie 20 lipca 1981 r. Na sali sądowej zamachowiec siedział w kabinie ze szkła kuloodpornego, strzeżony przez karabinierów. Oskarżono go nie tylko o próbę zamordowania papieża, ale również o zranienie dwóch kobiet stojących w tłumie wiernych, nielegalne posiadanie broni oraz posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Zaledwie po trzech dniach procesu, 22 lipca Agca otrzymał najwyższy możliwy we Włoszech wymiar kary - dożywocie. 27 grudnia 1983 r. odwiedził go w więzieniu Jan Paweł II.

Papież wybaczył mu próbę zabójstwa, a władze włoskie zwolniły z więzienia na podstawie aktu łaski w 2000 r. i przekazały władzom tureckim. Resztę kary odbywał w więzieniu w Sincan pod Ankarą za zabójstwo dziennikarza z 1979 r., gdy działał w nacjonalistycznej organizacji Szare Wilki. Agca wyszedł z więzienia 18 stycznia 2010 r.