Inwestorzy obawiają się skutków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, ale gospodarka nie daje powodu do niepokoju: nie dość, że nie ma recesji, to PKB rośnie.
Brytyjski funt mocno odczuł decyzję parlamentu, który ostatecznie dał premier Theresie May zielone światło dla uruchomienia art. 50 traktatu lizbońskiego i rozpoczęcia negocjacji w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Kurs brytyjskiej waluty spadł do najniższego poziomu od ośmiu tygodni. Ale pomijając to, brytyjska gospodarka lepiej niż się spodziewano znosi zawirowania związane z brexitem.
W poniedziałek wieczorem Izba Lordów zrezygnowała z forsowania swoich poprawek do ustawy o wystąpieniu z UE, które miały dać parlamentarzystom prawo do wypowiedzenia się na temat wyników negocjacji oraz zabezpieczyć status obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii. To oznacza, że nic już nie stoi na przeszkodzie, by May zgodnie z zapowiedziami złożyła wniosek o wyjście z UE przed końcem tego miesiąca.
Wczoraj w pewnym momencie za jednego funta można było dostać 1,2114 dol. – niewiele więcej niż w połowie stycznia, gdy brytyjska waluta spadła do 30-letniego minimum w związku ze spekulacjami, że May zdecyduje się na twardy brexit, czyli wyjście także z jednolitego unijnego rynku. Tym razem do konstatacji, iż wyjście z Unii stało się już nieodwracalne, doszły jeszcze obawy o przyszłość Zjednoczonego Królestwa, bo szefowa autonomicznego rządu Szkocji Nicola Sturgeon równocześnie ogłosiła zamiar przeprowadzenia nowego referendum niepodległościowego jesienią 2018 lub wiosną 2019 r.
Od czasu czerwcowego referendum w sprawie wyjścia lub pozostania w Unii funt stracił do dolara ok. 19 proc. Analitycy są podzieleni w kwestii tego, czy deprecjacja brytyjskiej waluty będzie kontynuowana. Przeważają głosy, że jeszcze nie sięgnęła ona dna, ale np. szwajcarski bank UBS uważa, że uruchomienie art. 50 nie powinno spowodować wstrząsów, bo rynek już uznał to za fakt dokonany.
Zresztą brytyjska gospodarka na razie nie daje powodów do niepokoju, a prognozy mówiące, że w przypadku zwycięstwa zwolenników brexitu niemal natychmiast wpadnie ona w recesję, się nie sprawdziły. Wzrost gospodarczy w ostatnich dwóch kwartałach 2016 r. wynosił po 2 proc. w ujęciu rocznym, czyli był wyższy niż w czterech poprzednich. Bezrobocie jest na poziomie 4,8 proc. – 0,1 pkt proc. niższe niż przed referendum. Rentowność 10-letnich obligacji rządowych oscyluje w granicach 1,23 proc., co oznacza, że jest niższa niż w pierwszej połowie zeszłego roku. Poprawiają się też nastroje przedsiębiorców – sporządzany przez Konfederację Brytyjskiego Przemysłu (CBI) indeks optymizmu, który przez cały zeszły rok (także wtedy, gdy nic nie zapowiadało brexitu) był na minusie, w I kwartale tego roku wzrósł z -8 do +15 – najwyższego od dwóch lat, zaś mierzące koniunkturę wskaźniki PMI, po lipcowym gwałtownym spadku związanym z wynikiem referendum, zarówno dla przemysłu, jak i usług, od sierpnia niezmiennie utrzymują się powyżej poziomu 50 oznaczającego oczekiwanie wzrostu gospodarczego. Wreszcie londyńska giełda – jej główny indeks FTSE100 od czasu referendum zyskał ponad 1200 pkt, czyli ok. 20 proc., ustanawiając 1 marca historyczny rekord.
Niemcy też chcą ciąć zasiłki dla unijnych dzieci
Zgodnie z obowiązującymi w UE zasadami wysokość zasiłków na dzieci wypłacanych przez poszczególne państwa powinna być taka sama zarówno dla obywateli danego państwa, jak i pracujących w nim imigrantów z UE, niezależnie od tego, gdzie dziecko przebywa. W przypadku Niemiec zasiłek ten wynosi 192 euro miesięcznie. Rząd w Berlinie planuje dostosować wysokość zasiłków na dzieci, które pozostały w ojczystych krajach, do tamtejszych kosztów życia. Korektą miałyby być objęte dzieci z Bułgarii, Chorwacji, Polski, Rumunii i Węgier – w przypadku dzieci w Polsce zasiłek spadłby do 96 euro miesięcznie – oraz z 10 innych państw, gdzie zostałby zmniejszony o jedną czwartą. Taka zmiana pozwoliłaby na zaoszczędzenie 160 mln euro rocznie. Komisja Europejska ostrzega, że ta zmiana jest niezgodna z unijnymi zasadami, choć zimą 2016 r. gotowa była przystać na to rozwiązanie w Wielkiej Brytanii, gdy prowadzono negocjacje na temat nowych warunków jej członkostwa w UE. Opór niektórych państw w tej sprawie był jedną z przyczyn, dla której wyspiarze zagłosowali za brexitem.