Z deklaracji Donalda Trumpa wynika, że głównym przeciwnikiem politycznym i gospodarczym USA stają się Chiny. Państwo to działaniom Trumpa aktywnie się przeciwstawia, co grozi wybuchem konfliktów politycznych, a także gospodarczych - mówi PAP dr Cezary Mech.

"Trump wiarygodnie dla rynku kapitałowego obiecał wzrost gospodarczy, wzrost zysków i wzrost wynagrodzeń w USA, jak i przeniesienie przemysłu z powrotem do Stanów. Obiecuje obniżenie podatków od zysków, co oznacza wzrost zysków akcjonariuszy, a z drugiej strony zapowiada wydatki na inwestycje infrastrukturalne na skalę 1 bln USD. W przeszłości łączył to z deportacją z USA 2-3 milionów Meksykanów" - powiedział dr Cezary Mech, były wiceminister finansów, b. szef Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Dodał, że wskutek tych zapowiedzi w USA nastąpił skok notowań giełdowych akcji, rentowności obligacji, a amerykańska waluta zyskała na wartości 4 proc.

Według niego głównymi beneficjentami polityki nowej administracji wydają się być przedsiębiorstwa przemysłowe, co - mówił - widać po wzroście ich notowań giełdowych. "Wyraźnym beneficjentem zwycięstwa Trumpa jest też sektor służby zdrowia, co wynika z chęci wycofania się przez Trumpa z programu Obamacare, choć ostatnio Trump poruszył potrzebę kontroli wzrostu cen produktów farmaceutycznych" - wskazał.

Z kolei - kontynuował - firmy takie jak Apple, które w dużym stopniu są zaangażowane w Chinach, początkowo straciły. "Podobnie fundusz George'a Sorosa stracił po tych wyborach ok. 1 mld dolarów, obstawiając osłabienie koniunktury gospodarczej" - zauważył.

"Głównym wyzwaniem - jak wynika z deklaracji Trumpa - jest odwrócenie trendu, wskutek którego Chiny w ujęciu realnym mają obecnie PKB wyższe niż USA i wraz ze znacząco szybszym wzrostem gospodarczym stają się coraz poważniejszym konkurentem do przewodzenia światu" - powiedział Cezary Mech.

"W USA od 2000 roku nastąpił spadek udziału przemysłu w PKB o 20 proc. Trump, obiecując przywrócenie produkcji do USA, chciałby ten trend odwrócić. Deficyt USA w handlu z Chinami, który wzrósł do 2,1 proc. amerykańskiego PKB, też miałby ulec zdecydowanej redukcji, a zdaniem sekretarza handlu Wilbura Rossa głównym celem byłby wzrost amerykańskiego eksportu. Idealnym rozwiązaniem byłoby zmuszenie Chin do aprecjacji juana na wzór +Plaza Accord+ z 1985 r. względem jena. Osiągnięcie tego celu sprawiłoby, że główne problemy polityczne i gospodarcze USA byłyby rozwiązane. Tyle że Chiny na realizację zapowiedzi Trumpa się nie godzą, nie chcąc, tak jak Japonia, popaść w dziesięciolecia stagnacji" - opisywał.

"Polityka polegająca na tym, by miejsca pracy wróciły do USA, obłożenie cłami importu z Chin, spotka się z zapowiadanymi retorsjami w ramach strategii +tit-for-tat+. To z jednej strony grozi wybuchem konfliktów politycznych na tle odejścia od dogmatu +One-China+, a z drugiej strony gospodarczych" - przewiduje ekspert.

"Prezydent Chin w Davos dość jasno zresztą postawił sprawę, że jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, to wojna handlowa nie będzie miała zwycięzców i wszyscy na tym stracą" - zaznaczył Cezary Mech. Według niego Chiny nadal chcą bowiem korzystać z tego, że udało im się zdominować światową wytwórczość przemysłową; jednocześnie - jak mówił - teraz wchodzą w najnowsze technologie, a chińscy pracownicy bardzo szybko się bogacą.

"Chiny zapowiadają, że działaniom protekcjonistycznym USA nie będą się biernie przyglądać, co grozi wojną handlową. Efekt ewentualnej wojny handlowej wyliczył i upublicznił Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Według jego szacunków doprowadziłaby to do spadku obrotów handlowych w ciągu pięciu lat o 14 proc., inwestycji o 4,5 proc., a PKB całego świata obniżyłoby się o 1,5 proc." - wymienił ekspert.

Jak mówił, środowiska biznesowe w USA raczej dążą do tego, by - korzystając na zapowiadanych obniżkach podatków i ekspansji inwestycyjnej - w sposób łagodny hamować ekspansję chińską, nie narażając biznesu amerykańskiego, obecnego w Chinach, jak współpracującego z Państwem Środka, na znaczące straty.

"Więc o ile wydaje się, że na 2017 rok w miarę pewne jest, że stopy procentowe w USA pójdą do góry, a wartość dolara będzie rosła, to jednocześnie na kursach akcji i opcji wyraźnie widać, że występuje wysoka zmienność na rynku kapitałowym, świadcząca o niepewności co do tego, co faktycznie Trump ze swych obietnic zrealizuje i jaki będzie efekt końcowy tych działań" - zaznaczył.

Cezary Mech zwrócił też uwagę na wybór Rexa Tillersona, szefa ExxonMobil na sekretarza stanu. "Jest to osoba, która bezpośrednio z administracją Putina negocjowała umowy. I powyższa nominacja całemu światu, w tym i Chinom, pokazuje, że planowane są starania o sojusz z Rosją" - wskazał.

W jego ocenie idealnym rozwiązaniem, które jawi się nowemu prezydentowi, byłoby porozumienie z Rosją, które z jednej strony rozwiązałoby problemy na Bliskim Wschodzie, w tym Izraela, a zarazem "ułatwiło działania mające na celu zneutralizowanie chińskiego kolosa poprzez okrążenie go ze wszystkich stron przez Indie, Japonię i Rosję”.

Jak zauważył, Trump a zwłaszcza Tillerson złagodzili swoją pierwotną retorykę wobec Iranu, "w ostatnich wypowiedziach wystąpiły sugestie dotrzymania warunków umowy atomowej z Iranem". "Przekaz koncentrował się bardziej na przyciągnięciu Rosji do rozwiązania konfliktu na Bliskim Wschodzie, jak i pozyskania jej dla wsparcia w działaniach okrążających Chiny" - dodał.

Pytany, czy Polska bardziej powinna się obawiać, czy też mieć nadzieję na lepsze czasy w związku z prezydenturą Trumpa, powiedział: "Jeśli chodzi o aspekt polityczny, to polska dyplomacja słabo wykorzystuje możliwość współpracy z Chinami w celu temperowania zakusów Rosji. Polska kultywuje tradycję napoleońską, jest bezalternatywnym sojusznikiem USA i to jest o tyle niebezpieczne, że w przypadku odwrócenia sojuszu na amerykańsko-rosyjski przeciwko Chinom, istnieje duże niebezpieczeństwo, że jednym z przegranych będzie Polska".

I kontynuował: "Zaś jeśli chodzi o aspekt gospodarczy, to Polska należy do tych krajów, które mają największą ekspozycję na ryzyko związane ze zmianami na rynku kapitałowym na świecie. Ponieważ nasz wskaźnik dotyczący liczby kredytów walutowych plus zobowiązań dłużnych, które mamy względem zagranicy w relacji do PKB, jest na poziomie najwyższym na świecie - wyższym niż w Meksyku, na Węgrzech i w Turcji - a nawet 1/3 naszego długu Skarbu Państwa jest w walutach. Dlatego jesteśmy, obok już przeżywających trudności Meksyku czy Turcji, najbardziej narażeni na wszelkiego typu zawirowania, jak i odpływ kapitałów".

"Jesteśmy zagrożeni w aspekcie monetarnym, politycznym oraz dotyczącym procesów konwergencji. Wydaje się, że to, w jakim kierunku działać, to zintensyfikować działania na rzecz wzrostu płac w Polsce, zamiast sprowadzania pracowników z Ukrainy; doprowadzić do szybkiego +uzłotowienia+ kredytów frankowych oraz podjąć starania o inwestycje chińskie w naszym kraju i skuteczne temperowanie rosyjskich zakusów poprzez współpracę z Chinami, pozostając kluczowym sojusznikiem prezydenta Trumpa w jego polityce względem Niemiec" - podsumował. (PAP)