Tocząca się w Parlamencie Europejskim kampania przed przyszłotygodniowymi wyborami szefa tej instytucji psuje relacje pomiędzy wspierającymi się do tej pory dwiema największymi grupami politycznymi. Napięcie jest duże, bo rozstrzygnięcie jest bardzo niepewne.

Na korytarzach gmachu Parlamentu Europejskiego w Brukseli wybory są tematem niemal wszystkich rozmów. Skomplikowana sytuacja pomiędzy dotychczasowymi koalicjantami - chadekami i socjalistami - spowodowała, że tegoroczne wybory będą zupełnie inne niż zdecydowana większość dotychczasowych elekcji. Do ostatniej chwili nie będzie bowiem znane rozstrzygnięcie.

Do tej pory o tym kto będzie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego decydowano w zakulisowych rozmowach, a samo głosowanie europosłów było potwierdzeniem politycznego porozumienia zawartego w zaciszu gabinetów. Tak działo się prawie bez wyjątków od 1979 r., kiedy to Francuzka Simone Veil objęła po raz pierwszy stanowisko szefa Parlamentu Europejskiego. Od tego czasu funkcję tę dzielili między siebie socjaliści, chadecy i liberałowie.

Tym razem w związku z zerwaniem przez socjalistów umowy z chadekami ws. podziału kadencji szefa PE może być inaczej. We wtorek szef Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Manfred Weber ujawnił porozumienie z 2014 r., zgodnie z którym w drugiej połowie kadencji na czele PE ma stać chadek. Jednak ani socjaliści, ani liberałowie nie respektują tej umowy.

W czasie toczącej się kampanii Europejska Partia Ludowa i Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów, które do tej pory harmonijnie współpracowały w Parlamencie Europejskim zaczęły się zwalczać. Weber mówił w czwartek dziennikarzom w Brukseli, że kandydat socjalistów Gianni Pittella ucieka się do szukania poparcia wśród ekstremistów i grup antyeuropejskich. "Z naszej strony nie ma debat, rozmowy, czy jakichkolwiek kontaktów z antyunijnymi ruchami w tej izbie" - zapewniał Weber.

Z kolei socjaliści w tym tygodniu kilkakrotnie zaatakowali kandydata chadeków Antonio Tajaniego, przypominając podejście jego rodziny politycznej do programu oszczędnościowego dla Grecji, czy jego stanowisko dotyczące dzieci z par jednopłciowych.

"Antonio Tajani gdzie byłeś, gdy (minister finansów Niemiec Wolfgang) Schaeuble próbował wyrzucić Grecję ze strefy euro" - pytał w środę wiceszef grupy socjalistów Udo Bullmann. W czwartek frakcja przypomniała słowa Tajaniego dotyczące "problemów psychologicznych" dzieci wychowywanych w parach jednopłciowych.

"W Europie są tysiące rodzin, gdzie rodzice są tej samej płci. Sugestia, że dzieci urodzone w takich rodzinach nieuchronnie cierpią z powodu +poważnych problemów psychologicznych+ (...) jest głęboko obraźliwa" - oświadczył wiceszef frakcji socjalistycznej Jeppe Kofod.

Chadecy odbijają piłeczkę, zarzucając Pittelli, że ten chce upartyjnienia funkcji przewodniczącego. "Jak spojrzymy na jego oświadczenia, to co pisze w swoim manifeście, to widzimy, że chce realizować lewicowy program partyjny" - mówił dziennikarzom Weber.

EPL podkreśla, że rolą przewodniczącego jest kierowanie pracami jednej z trzech najważniejszych instytucji UE, reprezentowanie jej na zewnątrz, a nie uprawianie polityki za jej pośrednictwem. Chadecy chcą też w ten sposób odróżnić swoje podejście od stylu sprawowania urzędu przez dotychczasowego szefa PE, socjalisty Martina Schulza.

Prosta arytmetyka wskazuje, że do tury wyborów, w których zostaną tylko dwaj kandydaci, wejdzie zarówno przedstawiciel socjalistów jak chadeków. Frakcje te maja odpowiednio 189 i 217 eurodeputowanych. Kolejna, trzecia w kolejności grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów liczy 74 osoby. Głosowanie może przynieść jednak niespodzianki, bo posłowie oddają głosy całkowicie tajnie i nie muszą się przejmować dyscypliną klubową.

W pierwszych trzech rundach głosowania, w których mogą brać udział wszyscy kandydaci, szefem PE mógłby zostać tylko ten, kto zdobyłby większość bezwzględną głosów (więcej za niż przeciw i wstrzymujących się). Dlatego dużo bardziej prawdopodobne jest, że zwycięzca zostanie wyłoniony dopiero w czwartej rundzie, gdy w grze zostanie tylko dwóch pretendentów do objęcia funkcji szefa PE. W tej rundzie potrzebne będzie jedynie uzyskanie zwykłej większości. Cały proces może być jednak wielką niespodzianką, bo do trzeciej rundy głosowań możliwe jest zgłoszenie kompletnie nowego kandydata. Potrzeba do tego 38 deputowanych. Głosowania mają trwać cały wtorek, a pomiędzy nimi odbywać się będą targi pomiędzy grupami politycznymi.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)