Badanie okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem jeszcze potrwa, choć odczyt niektórych parametrów się zakończył - przewiduje w rozmowie z PAP przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich, akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej wypadek.

Może pan powiedzieć, kim będzie osoba, która pojedzie do Rosji, by zidentyfikować głos zapisany przez rejestrator rozmów w kabinie, a nie należący do żadnego z członków załogi?

Wiem, kto pojedzie, ja tę osobę ustaliłem jako najbliższego współpracownika, który może rozpoznać głos. Ale nie możemy, jako strona polska, ujawniać żadnych danych dotyczących procesu badawczego. Za wydawanie komunikatów odpowiada strona rosyjska i systematycznie je wydaje.

Czy może pan podać jakieś ustalenia dotyczące przebiegu lotu i momentu katastrofy lub niesprawności albo niewłaściwego ustawienia jakichś urządzeń?

To sprawy zastrzeżone dla strony badającej, a tą jest Federacja Rosyjska. Po zakończeniu badań, jeśli będzie raport końcowy, tajemnic nie ma, chyba że dotyczy to jakichś spraw wrażliwych, jak prywatne rozmowy pilotów.

Były rozbieżności dotyczące godziny katastrofy. Czy jej ustalenie może mieć znaczenie dla badania okoliczności wypadku?

Dla samego badania nie ma to znaczenia, ale godzina jest ustalona, była to 8.41.06 czasu polskiego.

Jak pan ocenia sposób informowania o okolicznościach katastrofy? Brak informacji sprzyja teoriom spiskowym.

Rozumiem społeczną presję na informację. Widziałem program telewizyjny, gdzie doświadczony dziennikarz mówił: "Coś tu nie w porządku, dwa tygodnie nie ma wyników badań, z czarnymi skrzynkami też jakaś podejrzana sprawa". Takie działania sprawiają, że pojawia się więcej wątpliwości, a muszę powiedzieć, że jeszcze nie w pełni są odczytane rejestratory rozmów w kabinie, ta jedna osoba jedzie właśnie po to, by dokończyć to badanie. Czy jeszcze w przyszłości wystąpią jakieś małe problemy? Nie wykluczam.

Jeśli chodzi o rejestratory lotów, generalnie proces odczytywania jest na ukończeniu, trwa opracowywanie danych. Urządzenia były w bardzo dobrym stanie, zarówno cockpit voice recorder, jak i flight data recorder. Jeszcze nie w pełni są odczytane rozmowy w kabinie. Rejestrator głosu ma to do siebie, że rejestruje wszystko, tam naprawdę jest dużo różnych szumów, wciąż jest dużo dźwięków nierozpoznanych. Rejestratory z urządzenia EGPWS (ostrzegającego przed nadmierną bliskością ziemi - PAP) są rozpracowywane w Stanach Zjednoczonych. Z ostatnich informacji - jest tam polski ekspert - wynika, że może to trwać nawet miesiąc, ponieważ część urządzenia jest zniszczona. Myślę, że powiedzenie, iż to końcowy etap badania, jest trochę zbyt optymistyczne.

Pojawiają się zastrzeżenia do zastosowania konwencji chicagowskiej, zgodnie z którą wypadek bada państwo, gdzie się on wydarzył.

Rozumiem te zastrzeżenia, ale według zleconej przez nas ekspertyzy prawnej to najlepsza z możliwych opcji. Jeśli ktoś wierzy, że strona rosyjska przekazałaby całe postępowanie stronie polskiej, myślę, że osądza na wyrost. Rosja ma tu możliwości porównywalne ze Stanami Zjednoczonymi, Międzyrządowy Komitet Lotniczy - MAK - bada wypadki w 12 krajach byłego Związku Radzieckiego - ma potężne zasoby i laboratoria.

Jak się układa współpraca ze stroną rosyjską?

Bardzo dobrze, szczególnie po tym, kiedy już zostały ustalone jej zasady.