Zapytany o plan Emmanuela Macrona, który intensywnie lobbuje za wysłaniem zachodnich wojsk do Ukrainy po zawarciu przez nią pokoju z Rosją, wicepremier Matteo Salvini polecił francuskiemu prezydentowi, by „uczepił się tramwaju”, co z dialektu mediolańskiego można przetłumaczyć jako „spadaj” lub – w łagodniejszym wydaniu – „nawet o tym nie myśl”. – Możesz sam się tam udać, jeśli chcesz. Załóż hełm, mundur, weź do ręki broń i jedź do Ukrainy – powiedział lider koalicyjnej Ligi, pełniący też funkcję ministra infrastruktury i transportu.

Filipikę pod adresem francuskiego prezydenta uzupełniła pochwała przywódcy Stanów Zjednoczonych, który „dzięki swojej twardej postawie odnosi sukcesy tam, gdzie inni zawiedli”. O optyce Salviniego na wojnę wywołaną przez Rosję wiele mówi jego niedawny wpis w mediach społecznościowych, w którym wyraził nadzieję, że „Bruksela i Paryż nie staną na drodze do pokoju w Ukrainie”. Wypowiedź lidera prawicowej Ligi doprowadziła do spięcia dyplomatycznego z Francją. W piątek Paryż wezwał na dywanik włoską ambasador Emanuelę D’Alessandro, która według źródeł Reutersa miała usłyszeć, że słowa Salviniego stoją w sprzeczności z „klimatem zaufania i historycznymi relacjami między oboma krajami”. Strona francuska podkreśliła również, że w ostatnich miesiącach stanowiska Francji i Włoch „uległy silnemu zbliżeniu”, zwłaszcza w kontekście wsparcia dla Ukrainy.

Na Salvinim nie zrobiło to wrażenia. Zaledwie dzień później stwierdził na antenie Rete4, że reakcja Paryża „była nieproporcjonalna”, a „odejścia Macrona, który jest trochę zbyt wrażliwy, nie może się doczekać 80 proc. Francuzów”. – Macron powinien porzucić wojowniczy ton. Zresztą niech mówi za siebie. Włochy nie mają zamiaru wchodzić w rosyjsko-ukraiński konflikt, nie jesteśmy w stanie wojny z Rosją. My pracujemy na rzecz pokoju – podkreślił.

W rolę mediatora próbował przez weekend wcielić się szef włoskiej dyplomacji Antonio Tajani, apelując, by w polityce zagranicznej, którą powinni prowadzić premier i zawodowi dyplomaci, „stawiać na siłę idei, a nie przemoc słów”. Niejako bronił też Salviniego, zaznaczając, że w demokracji każdy, również osoba stojąca na czele partii, ma prawo do wyrażania poglądów. – Jesteśmy przekonani, że wyjściem nie jest wysłanie włoskich wojsk do Ukrainy, a bardziej właściwe byłoby znalezienie rozwiązania, które zagwarantuje bezpieczeństwo Ukrainy na wzór art. 5 traktatu północnoatlantyckiego – powiedział szef resortu spraw zagranicznych i lider partii Forza Italia.

Salvini od dawna nie należy do fanów obecnego gospodarza Pałacu Elizejskiego. Okazji do wbijania szpilek było sporo, bo Włoch pełni ministerialne funkcje od 2018 r., natomiast Macrona wybrano na prezydenta rok wcześniej. W marcu 2024 r., tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, na zaproszenie Ligi do Rzymu zjechali konserwatyści z całej Europy. To właśnie wtedy Salvini oskarżył Macrona, że za jego sprawą Stary Kontynent zmierza w kierunku III wojny światowej. – Jeśli wybór sprowadza się do podżegacza wojennego i pragnącej pokoju w Europie Marine Le Pen, to zawsze będę za Europą Marine Le Pen – powiedział Salvini. Z jego ust w kierunku francuskiego przywódcy padały też takie określenia, jak „szaleniec”, „hipokryta” czy „gaduła”.

Opozycja wezwała już szefową rządu Georgię Meloni do odcięcia się od kontrowersyjnej wypowiedzi Salviniego z ubiegłego tygodnia. Oponenci Meloni obawiają się, że zachowanie wicepremiera narazi Rzym na kompromitację. Angelo Bonelli z Sojuszu Zielonych i Lewicy powiedział, że Salvini „posługuje się karczemnym językiem” i nie nadaje się do pełnionej funkcji. Premier na razie nie zdystansowała się od słów koalicjanta. Sama zresztą nie może pochwalić się najlepszymi relacjami z Paryżem, choć do ataku Salviniego wszystko zmierzało ku delikatnemu ociepleniu. Zapowiedzi tego, że dialog między stolicami wchodzi na tory zgody, komentatorzy upatrywali w jej czerwcowym spotkaniu z Macronem w Palazzo Chigi. Kolejny dwustronny szczyt zapowiedziano na początek 2026 r.

W przeszłości przywódcy Francji i Włoch spierali się nie tylko o kwestie związane z migracją czy gospodarką, ale również o aborcję. W komunikacie wieńczącym szczyt grupy G7 w 2024 r. miał się znaleźć fragment o zapewnieniu prawa do „bezpiecznej i legalnej aborcji”, czemu skutecznie sprzeciwiła się Włoszka. W ramach wymiany wzajemnych uszczypliwości Macron ocenił, że finalny kształt oświadczenia jest dowodem na to, że nie wszystkie kraje są przywiązane do idei równości kobiet i mężczyzn tak samo jak Francja. Meloni replikowała, że francuski prezydent próbował wykorzystać forum G7 do prowadzenia kampanii wyborczej.

Marc Lazar z Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu powiedział, że współpraca Paryża z Rzymem została wystawiona na dodatkową ciężką próbę po dojściu do władzy Donalda Trumpa. – Macron i Meloni nie zgadzają się co do sposobu postępowania z prezydentem USA w kwestii ceł i Ukrainy. Premier Włoch dąży do mediacji i kompromisu z prezydentem USA, zwłaszcza że łączy ich ideologiczny grunt, natomiast Macron opowiada się za większą stanowczością – tłumaczył Lazar w rozmowie z agencją AFP. I dodał, że po rosyjskiej inwazji na Ukrainę prezydent Francji wziął na siebie rolę jednego z koordynatorów działań podejmowanych przez Europę i kogoś, kto reprezentuje ją w tej sprawie na zewnątrz, m.in. w Waszyngtonie. ©℗