W Kijowie 10 maja pojawili się prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz oraz premierzy Polski Donald Tusk i Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Dla Merza był to trzeci wyjazd w tym charakterze po Paryżu i Warszawie. – Jeśli propozycja bezwarunkowego przerwania ognia i natychmiastowego przystąpienia do rozmów pokojowych będzie odrzucona, to jesteśmy gotowi do wzmocnienia sankcji – zapewnił Tusk. Podczas szczytu przywódcy połączyli się telefonicznie z Trumpem i uzyskali od niego zielone światło dla takiego postawienia sprawy.

Miedwiediew wulgarny jak zawsze

Rosja zareagowała bardzo szybko. „Wsadźcie sobie te plany pokojowe w wasze pangenderowe tyłki” – napisał wiceszef Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew. Putin w nocy poskarżył się, że „państwa Europy wciąż rozmawiają z Rosją w chamski sposób, językiem ultimatów”. Kreml odrzucił 30-dniowy rozejm, ale w ramach ucieczki do przodu zaproponował zorganizowanie w czwartek w Stambule bezpośrednich rozmów z Ukrainą. – To dobry znak, że Rosjanie w końcu zaczęli się zastanawiać nad zakończeniem wojny – skomentował Zełenski. – Oczekujemy, że Rosja potwierdzi zawieszenie broni od 12 maja, i jesteśmy gotowi się spotkać – dodał.

Wspólną wizytę w Kijowie poprzedziły konsultacje z Trumpem. Macron i Zełenski łączyli się z nim 8 maja. Z Ukraińcem Trump rozmawiał o zatwierdzonej przez ukraińską Radę Najwyższą w czwartek bez głosu sprzeciwu umowie o powołaniu Amerykańsko-Ukraińskiego Funduszu Odbudowy, do którego mają trafiać dochody z eksploatacji złóż. Zakończenie negocjacji w tej sprawie zdjęło z porządku dziennego relacji amerykańsko-ukraińskich jedną z konfliktogennych kwestii. To w połączeniu z rosnącą frustracją Białego Domu postawą Moskwy wobec propozycji pokojowych zmieniło na korzyść Ukraińców retorykę Waszyngtonu.

Trump z optymizmem

Trump oświadczył w serwisie Truth Social, że to był „potencjalnie wielki dzień dla Rosji i Ukrainy”, a wcześniej pisał, że „jeśli rozejm nie będzie respektowany, USA i ich partnerzy wprowadzą kolejne sankcje”. Jego zastępca J.D. Vance dodał z kolei w rozmowie z Fox News, że „Rosjanie proszą o zbyt dużo”. – Rosja nie może liczyć na to, że oddadzą jej terytoria, których jeszcze nawet nie podbiła – dodał. Moskwa wyraża oczekiwanie, że Kijów wycofa się nawet z kontrolowanych przez siebie terenów czterech obwodów, które Rosja nielegalnie anektowała w 2022 r., w tym ponad 100-tysięcznej metropolii na czele z Chersoniem, Kramatorskiem i Zaporożem. Z kolei powrót do żądań z wiosny 2022 r. oznaczałby neutralizację Ukrainy i ograniczenie liczebności jej armii.

Spotkanie w Kijowie odbyło się dzień po hucznych rosyjskich obchodach 80-lecia zwycięstwa nad III Rzeszą. Do Moskwy przyjechało 21 prezydentów państw (wśród nich przywódcy Białorusi, Brazylii, Chin, Egiptu i Serbii), dwóch premierów (Armenii i Słowacji) oraz lider rządzących Wietnamem komunistów. Wiele kontrowersji wywołał w Europie udział serbskiego przywódcy Aleksandara Vučicia i szefa słowackiego rządu Roberta Ficy, który był jedynym gościem spośród państw NATO i Unii Europejskiej. Litwa i Łotwa odmówiły przepuszczenia ich samolotów, więc delegacjom z Belgradu i Bratysławy przyszło lecieć do Moskwy dookoła, nad Morzem Czarnym i państwami kaukaskimi, a Vučić dodatkowo musiał międzylądować w Baku.

Lista obecnych w Moskwie

Żyrowanie narracji Putina nie jest dobrym pomysłem – komentował wyjazd Ficy szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Niektórzy przywódcy odwołali przyjazd. Prezydent Laosu tłumaczył się koronawirusem, prezydent Azerbejdżanu İlham Əliyev – udziałem w obchodach 102. rocznicy urodzin jego zmarłego ojca i poprzednika Heydəra. Do Moskwy nie przylecieli zapraszany przez Putina premier Indii Narendra Modi ani Donald Trump. Z rosyjskiego punktu widzenia najważniejsza była jednak obecność przywódcy Chin Xi Jinpinga. Prezydent podpisał się pod wspólną deklaracją, która, choć napisana ezopowym językiem, zbliżyła poglądy Moskwy i Pekinu na bieżącą sytuację międzynarodową.

Czytamy w niej, że „zadanie niedopuszczenia do starć zbrojnych mocarstw jądrowych” powinno zostać wykonane poprzez „usunięcie pierwotnych przyczyn fundamentalnych sprzeczności i z uwzględnieniem wszystkich głównych czynników wpływających na globalną stabilność strategiczną”. Rosja regularnie używa frazy „pierwotne przyczyny” (zrobił to też Putin w nocy z soboty na niedzielę), rozumiejąc przez nie kurs Ukrainy na Zachód, rozszerzenie NATO po 1997 r. oraz rozmieszczenie w nowo przyjętych państwach, w tym w Polsce, zachodnich instalacji wojskowych i żołnierzy. Chiny i Rosja skrytykowały Australię, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię za współpracę wojskową w regionie Azji i Pacyfiku, która ma „podważać stabilność strategiczną i prowokować wyścig zbrojeń”.

Norymberga dla Putina

Gdy Putin odbierał defiladę w Moskwie, we Lwowie zebrali się delegacje 35 państw europejskich. Na czele większości z nich stali szefowie dyplomacji (Polskę reprezentował minister Sikorski). Po spotkaniu opublikowano komunikat, w którym ogłoszono zakończenie prac technicznych nad „projektami narzędzi prawnych niezbędnych do powołania Specjalnego Trybunału ds. Zbrodni Agresji przeciw Ukrainie w ramach Rady Europy”. Kolejnym krokiem ma być posiedzenie ministrów państw Rady Europy, które odbędzie się w Luksemburgu. Szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Sybiha 14 maja zainicjuje na nim powołanie trybunału. Jak oczekują Ukraińcy, do końca maja niezbędne dokumenty zostaną zatwierdzone i Ukraina zawrze z RE umowę o utworzeniu – jak piszą kijowskie media – „Norymbergi dla Putina”.

Niektórym członkom RE, w tym Serbii i Węgrom, pomysł się nie podoba, ale do powołania trybunału ma nie być potrzebna jednomyślność. Jednak chętne państwa będą musiały podpisać i ratyfikować kolejne umowy regulujące ich udział w pracach trybunału, wydawanie mu podejrzanych i wykonywanie orzeczeń. – Dokumenty, które widziałam, przewidują początek procesu na 2026 r. – oświadczyła szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas. – Trybunał będzie się mieścił w Hadze, stolicy międzynarodowego prawa i odpowiedzialności – dodał Sybiha. – Przypominam tym, którzy kpią z tego trybunału, że w przeszłości kpili z podobnego trybunału także władcy z byłej Jugosławii – komentował Sikorski. ©℗

Europa dała sygnał jednoznacznego poparcia dla Kijowa