Trump i członkowie jego administracji komentowali zamieszanie związane z zawieszonymi częściowo cłami podczas posiedzenia gabinetu w Białym Domu. Prezydent stwierdził, że "zawsze będą przejściowe trudności", lecz podkreślił, że był dumny z tego, że dzięki jego deklaracji rynki finansowe zaliczyły rzekomo "największy dzień w historii".

Pytany o czwartkowe ostre spadki na Wall Street powiedział jednak, że nie przyglądał się giełdzie, zaś minister finansów Scott Bessent dodał, że "nie widzi nic niezwykłego" i zapewnił, że w ciągu najbliższych 90 dni sytuacja co do ceł znacznie się wyklaruje.

Minister handlu Howard Lutnick przekonywał, że państwa całego świata składają obecnie "oferty, z którymi nigdy, przenigdy by nie wyszły, gdyby nie ruchy prezydenta, domagające się, by ludzie traktowali Stany Zjednoczone z szacunkiem".

Trump twierdził, że państwa "zgadzają się na wszystko, o co prosi" i dziwił się, że podobnych ustępstw nie uzyskiwali jego poprzednicy. Spekulował, że to wynik "nieśmiałości", głupoty lub nienawiści do kraju ze strony poprzednich administracji. Powiedział też, że jeśli jednak nie dojdzie do porozumień, zawieszone cła wejdą ponownie w życie.

Prezydent wyraził przy tym nadzieję, że uda mu się zawrzeć układ handlowy z Chinami, podkreślając szacunek, jakim darzy przywódcę ChRL Xi Jinpinga.

"On jest moim przyjacielem od długiego czasu. Myślę, że wypracujemy coś, co będzie bardzo dobre dla obu krajów" - powiedział Trump. Pytany o zapowiedź chińskiego odwetu w postaci ograniczenia liczby wyświetlanych w Chinach amerykańskich filmów, prezydent odparł ze śmiechem, że "słyszał o gorszych rzeczach".