– Nie chcę bagatelizować problemów, jakie stwarza nowa administracja USA i powoduje jej wrogie nastawienie do wszystkiego, co mogłoby pomóc w rozwiązaniu kryzysu klimatycznego. Myślę jednak, że jej zdolność do zahamowania zielonej rewolucji jest ograniczona – powiedział w sobotę w Paryżu Al Gore, b. wiceprezydent USA oraz laureat pokojowego Nobla za działania na rzecz walki z globalnym ociepleniem.

Jeszcze dalej idą władze Chin. – Światowa transformacja jest nieodwracalna – przekonywał w zeszłym tygodniu główny pełnomocnik Pekinu ds. klimatycznych Liu Zhenmin. A jego poprzednik Xie Zhenhua zwrócił uwagę, że niezależnie od postawy Trumpa cele klimatyczne chce realizować większość amerykańskich władz stanowych i lokalnych.

70 dni walki z „zielonym szaleństwem”

Sam prezydent USA wydaje się niezbyt przejmować tego rodzaju opiniami i 70 dni po swojej inauguracji sukcesywnie realizuje proces odwracania polityki poprzednika Joego Bidena. Ta droga umożliwić ma wdrożenie obietnicy wielkiego powrotu paliw kopalnych, zapowiadanego w kampanii hasłem „drill, baby, drill” (z ang. wierć, dziecino, wierć).

Pod koniec ubiegłego tygodnia Departament Energii rozpoczął proces odcinania od funduszy wsparcia zielonych projektów. Zagrożonych, według agencji Associated Press, może być jednak łącznie ok. 300 inwestycji wartych dziesiątki miliardów dolarów. Jedynym znakiem zapytania pozostaje to, w jakim stopniu działania te będą trwale blokowane przez amerykańskie sądy, jak stało się w przypadku federalnej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Jej decyzja o zerwaniu umów dotacyjnych o łącznej wartości 20 mld dol. została wstrzymana. Sędziowie odwrócili też setki zwolnień zarządzonych w urzędach sprawujących pieczę nad polityką klimatyczną i ochroną środowiska.

Przychylić nieba nafciarzom

Równolegle z próbami odwrócenia polityki Bidena wspierającej rozwój zielonych technologii nowa administracja chce ułatwić życie branży paliwowej. W ramach ogłoszonego w pierwszym dniu prezydentury Trumpa „energetycznego stanu wyjątkowego” odwrócono m.in. zeszłoroczne decyzje poprzedniej administracji o wstrzymaniu nowych koncesji na eksport gazu skroplonego (LNG) oraz zakazaniu nowych inwestycji w poszukiwania i wydobycie ropy i gazu na obszarze ponad 2,5 mln km kw. amerykańskich wód przybrzeżnych (choć, zdaniem przeciwników, dla podjęcia tej ostatniej decyzji nie było podstawy prawnej).

W lutym prezydent powołał Krajową Radę ds. Dominacji Energetycznej, na czele której stoi sekretarz ds. wewnętrznych Doug Burgum, i powierzył jej zadanie zwiększenia krajowego wydobycia ropy i gazu.

Ratunek dla mocy węglowych

Częścią ofensywy Donalda Trumpa jest powrót do energii z – jak pisał prezydent w mediach społecznościowych – „pięknego, czystego węgla”, którego zwiększone wykorzystanie w operujących na ok. 40 proc. możliwości elektrowniach ma być jednym ze źródeł zasilających rozwój sztucznej inteligencji. Ten trend wesprzeć może poluzowanie norm środowiskowych.

Według grupy Rhodium przy utrzymaniu polityk pozostawionych przez Bidena po 2035 r. pracowałoby 5–10 proc. istniejących elektrowni węglowych. Zmiany inicjowane przez jego następcę mogą podnieść ten odsetek do 42 proc. Efekt: ponad 200 mln t dodatkowych emisji dwutlenku węgla.

Rynki paliw nie lubią chaosu

Ofensywa wsparcia dla źródeł kopalnych: węgla, ropy i gazu nie oznacza jednak, że polityka nowej administracji budzi w branży paliwowej entuzjazm. W zeszłym tygodniu opublikowano wyniki anonimowej sondy Banku Rezerwy Federalnej w Dallas, w której wzięło udział 130 firm sektora. Jednym z najczęściej pojawiających się haseł w raporcie z badania jest „niepewność”, do której przyczyniają się m.in. cła.

Część respondentów krytykuje też dążenia do obniżenia cen ropy naftowej. – Chaos, jaki przyniosła ta administracja, jest fatalny dla rynków surowcowych. „Drill, baby, drill” to mit i populistyczny slogan. Polityka taryfowa jest nieprzewidywalna i nie widzimy, by stał za nią jasno zdefiniowany cel. Potrzeba nam stabilności – powiedział jeden z ankietowanych menedżerów. – „Drill, baby, drill”, nie zmaterializuje się przy cenach rzędu 50 dol. za baryłkę. Wiertnice zostaną porzucone, a zatrudnienie w przemyśle naftowym i wydobycie spadną, tak jak podczas COVID-19 – wskazał inny.