W cieniu rozmów koalicyjnych toczą się negocjacje z Zielonymi dotyczące zgody na wzrost zadłużenia i setek miliardów euro inwestycji. Jeśli zakończą się powodzeniem, furtka do poluzowania konstytucyjnego limitu otworzy się jeszcze przed formalną inauguracją nowej kadencji Bundestagu.

Dziś w Niemczech rozpoczyna się oficjalna część rozmów w sprawie utworzenia rządu chadeków i SPD. Według informacji „Spiegla” prace nad umową koalicyjną będą się toczyć w ramach szesnastu szesnastoosobowych grup roboczych, przy czym każdy zespół składać się ma z siedmiu delegatów SPD, sześciu CDU i trzech CSU. Zaplanowano, że ta faza pertraktacji potrwa dziesięć dni.

– Nie ma czasu do stracenia – powiedział, ogłaszając w poniedziałek „zielone światło” swojego ugrupowania dla rozpoczęcia kluczowego etapu negocjacji, sekretarz generalny CDU Carsten Linnemann. I podkreślił, że nowy rząd musi odbudować zaufanie do polityki i „emanować innym duchem” niż dotychczasowa koalicja SPD-FDP-Zieloni. Szczegółowe negocjacje mają potrwać co najmniej kilka tygodni. Friedrich Merz, lider CDU i przyszły premier, liczy, że uda się je zamknąć do Wielkanocy.

W poszukiwaniu większości konstytucyjnej

Czas bardziej nagli w przypadku rozmów toczących się między potencjalną koalicją a Zielonymi, które dotyczą przyjęcia przez Bundestag jeszcze w starym składzie, ważnej reformy: klucza do realizacji większości flagowych zapowiedzi przyszłego rządu. Chodzi o zwiększenie fiskalnego pola manewru Berlina, ograniczanego obecnie przez tzw. hamulec długu. Wymaga to większości 2/3 głosów w parlamencie. Pierwsza debata na ten temat w Bundestagu ma odbyć się jeszcze dziś.

Za poluzowaniem, przynajmniej w pewnym zakresie, rygorów dotyczących deficytu budżetowego są niemal wszystkie siły na niemieckiej scenie politycznej (wyjątki to Alternatywa dla Niemiec i probiznesowa FDP, która w lutowych wyborach nie przekroczyła progu wyborczego). Zarówno postulaty zwiększenia wydatków na cele obronne i infrastrukturę, jak i zaciągnięcie na te cele długu, cieszy się poparciem zdecydowanej większości Niemców (w sondażu dla ARD za tymi rozwiązaniami opowiedziało się odpowiednio: 66, 78 i 59 proc. badanych). Już pierwsze sygnały otwarcia się tradycyjnie konserwatywnych fiskalnie chadeków na zwiększenie wydatków wywołały pozytywne reakcje rynków europejskich, przyspieszając związany z zapowiedziami zwiększenia europejskich wydatków na obronność wzrostowy trend notowań m.in. koncernów zbrojeniowych. Analitycy, m.in. z Bank of America, mówili wręcz o "gamechangerze", który ma szansę wyrwać niemiecką gospodarkę ze stagnacji. Mimo to, w ustępującym Bundestagu znalezienie w tej sprawie porozumienia jest trudne.

Zdążyć przed rozpoczęciem kadencji

Problem w tym, że w nowej kadencji będzie to jeszcze trudniejsze. Po formalnym rozpoczęciu urzędowania przez nowo wyłoniony Bundestag chadecy, socjaldemokraci i Zieloni nie będą już bowiem mieć większości niezbędnej do zmiany ustawy zasadniczej. Dążąca do stworzenia rządu „wielka koalicja” musiałaby tym samym uzyskać dla swoich planów poparcie już nie tylko Zielonych, lecz także Lewicy (Die Linke). To ostatnie ugrupowanie jest wprawdzie otwarte na liberalizację wydatkowych reguł gry, ale opowiada się przeciwko zwiększaniu wydatków na obronność, a to one są podstawowym elementem planowanej reformy.

Pod koniec lutego Merz wykluczył możliwość całkowitego zniesienia zapisanego w ustawie zasadniczej limitu zadłużenia. W zamian – zgodnie z przyjętym w zeszłym tygodniu wspólnym stanowiskiem CDU/CSU i SPD – na 10 lat ma być powołany wyłączony z limitu fundusz na inwestycje infrastrukturalne. Jego wartość ma sięgnąć pół biliona euro. Wyłączone z zasady zrównoważonego budżetu mają być także wydatki obronne po przekroczeniu 1 proc. PKB. Wstępne porozumienie koalicyjne zakłada też poluzowanie reguł fiskalnych dla landów, co zwiększy ich możliwości pożyczkowe o ok. 0,35 proc. PKB.

Zieloni stawiają warunki

Zieloni zadeklarowali wstępną gotowość poparcia planów poluzowania rygorów fiskalnych, w zamian chcą jednak m.in. zobowiązań dotyczących finansowania z funduszu infrastrukturalnego inwestycji związanych z transformacją energetyczną i usługami publicznymi. W zeszłym tygodniu do mediów wyciekł pierwszy projekt dyskutowanej legislacji dotyczącej 500-miliardowego funduszu infrastrukturalnego. W uzasadnieniu mowa o potrzebach obejmujących m.in. transport, szkolnictwo oraz dekarbonizację gospodarki. Ale na poziomie wiążących regulacji tej intencji nie potwierdzono.

Propozycje w tym kształcie nie usatysfakcjonowały Zielonych. Przedstawili oni kontrpropozycję, która w sposób bardziej jednoznaczny włącza wydatki klimatyczne i społeczne jako kierunki finansowania z nowego funduszu. Dziś na pytania o poparcie dla reformy wydatkowej odpowiadają wymijająco, przyznając jedynie, że rozmowy w dalszym ciągu się toczą. Znacznie łatwiej powinno być o kompromis w sprawie wydatków na obronność, gdzie Zieloni domagają się poszerzenia kategorii wydatków niewliczanych do limitu długu o ochronę infrastruktury krytycznej, finansowanie specsłużb czy obronę cywilną. Otwartość na te postulaty wyrazili już eksperci CDU i SPD.

Chadecy i socjaldemokraci deklarują gotowość do uwzględnienia wszelkich konstruktywnych uwag Zielonych. – Nie tracę nadziei, że to się może udać – mówił na początku tygodnia Lars Klinbeil, współprzewodniczący SPD, podkreślając, że rozmowy z Zielonymi są dla niego priorytetem. Czasu na osiągnięcie porozumienia nie zostało jednak wiele, bo głosowania planowane są na najbliższy wtorek, a już 25 marca Bundestag rozpocznie obrady w nowym składzie. – Należy spodziewać się w najbliższych dniach bardzo intensywnych kuluarowych negocjacji – prognozuje Carsten Brzeski, analityk ING. I dodaje, że jeśli głosowanie w parlamencie się nie powiedzie, rozmowy prowadzone do tej pory w sprawie powołania "wielkiej koalicji" mogą całkiem stracić sens.

Równocześnie plany utworzenia funduszu głosami ustępującego parlamentu kontestują Lewica i Alternatywa dla Niemiec. Stoją na stanowisku, że tak istotne decyzje w okresie powyborczego interregnum są niedopuszczalne. Oba ugrupowania skierowały w tej sprawie skargi do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego.

Zarys umowy koalicyjnej: ograniczenie imigracji i tania energia

W ramach dotychczasowych uzgodnień chadecy i socjaldemokraci porozumieli się już co do głównych kierunków polityki przyszłego rządu. Poza inwestycjami w infrastrukturę i obronność, obejmują one zaostrzenie polityki migracyjnej. Partnerzy zapowiadają m.in. wprowadzenie do legislacji celu ograniczenia imigracji (a nie tylko, jak jest to obecnie, jej kontroli). Zapisy porozumienia wprost zakładają odsyłanie nieudokumentowanych imigrantów z niemieckiej granicy i osób ubiegających się o azyl „w porozumieniu z krajami sąsiednimi”, a także ułatwienia dla procedury deportacji, w tym osób niebezpiecznych i sprawców poważnych przestępstw (po odbyciu kary).

Wśród ustaleń bazowego porozumienia są działania mające na celu obniżenie cen prądu. W pierwszej kolejności przewiduje się ograniczenie podatków obciążających energię elektryczną. Docelowo – mrożenie stale rosnących z uwagi na potrzeby związane z transformacją opłat sieciowych.

Ochrona klimatu, ale i gazyfikacja

Koalicja zamierza podtrzymać wcześniejsze zobowiązania klimatyczne, ale cele te mają być odpowiednio wyważone względem równowagi społecznej oraz wzrostu gospodarczego.

Przyszli rządzący przymierzają się w związku z tym do rozbudowy energetyki gazowej, która ma być głównym narzędziem stabilizacji systemu z rosnącym udziałem źródeł wiatrowych i słonecznych. Ekspansja bloków energetycznych opalanych gazem ma sięgnąć 20 gigawatów – budowanych przede wszystkim na terenach już istniejących elektrowni – co oznaczałoby prawie dwukrotne rozszerzenie planów gazyfikacji ustępującego rządu, opracowanych przez wicekanclerza Roberta Habecka z Zielonych.

Transformacja neutralna technologicznie

Ponadto, w transformacji energetycznej Niemiec większą niż dotąd rolę mają odgrywać inne niż wiatr i słońce technologie, które nie idą w parze z równie dużymi wahaniami dostępności i cen energii. Na przychylność rządu będą mogły więc liczyć m.in. bioenergia, energetyka wodna czy geotermia, a w dekarbonizacji przemysłu, oprócz wodoru, rolę do odegrania będzie miał wychwyt i składowanie CO2 (CCS). Nowe otwarcie dla niektórych technologii, wbrew wcześniejszym sygnałom ze strony części chadeków, nie obejmuje na razie atomu – za wyjątkiem badań nad fuzją jądrową. W dokumencie nie ma wzmianki o, postulowanym przez Merza, ani o zamrożeniu procesu demontażu wyłączonych w ostatnich latach niemieckich reaktorów, ani o planach współpracy z Francuzami w dziedzinie małych reaktorów jądrowych (SMR).

Równolegle z rozwojem nowych gałęzi przemysłu, takich jak produkcja baterii czy półprzewodników, koalicja ma dbać o tradycyjne branże, na czele z motoryzacją. W tej ostatniej dziedzinie – podobnie jak w energetyce – Berlin sugeruje szersze otwarcie się na różnorodność technologiczną. Może oznaczać to chęć zachowania na rynku (tradycyjnie wspieranego przez część przemysłu) miejsca dla napędzanych odnawialnymi paliwami syntetycznymi aut spalinowych. Mowa też o ograniczeniu kar dla koncernów naruszających normy emisji.