Ewentualna prezydentura Donalda Trumpa może oznaczać znaczne pogorszenie relacji Waszyngtonu i Brukseli. UE trzyma kciuki za Harris.

Amerykańskie wybory prezydenckie z perspektywy Unii Europejskiej to utrzymanie status quo albo skok w nieznane. Podczas gdy poszczególni liderzy państw członkowskich opowiadają się niekiedy wprost za Donaldem Trumpem lub Kamalą Harris, to przedstawiciele unijnych instytucji postanowili pozostać neutralni do samego końca kampanii. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen od miesięcy nie zabiera głosu na temat amerykańskiej kampanii i wyborów, podobnie jak szefowie innych instytucji. Jedną z ostatnich okazji do wspólnych deklaracji był marzec ubiegłego roku, kiedy to został podpisany szereg porozumień dwustronnych. – USA i UE podejmują nowe kroki w celu pogłębienia naszych relacji gospodarczych, budując przy tym czystą gospodarkę przyszłości i rozwiązując wspólne wyzwania gospodarcze i związane z bezpieczeństwem narodowym – mówiła ponad 1,5 roku temu w Waszyngtonie von der Leyen. Współpraca szefowej KE z amerykańską administracją należała do udanych i tak może pozostać, jeśli wybory wygra Harris. W wariancie z Donaldem Trumpem relacje transatlantyckie czeka co najmniej „przebudowa”, do której przygotowuje się także Bruksela.

Przygotowania przedkryzysowe

Według szefa brukselskiego oddziału PISM Melchiora Szczepanika UE jest dziś gotowa na obu kandydatów, ponieważ miała okazję ich poznać z dotychczasowych ról, jak i ze względu na dobrze zdefiniowane własne priorytety, które nie zmienią się niezależnie od rezultatu wyborów. Europejski mainstream, w tym zarówno medialny, jak i polityczny, nie ukrywa jednak, że wybór Harris znacznie ułatwiłby rozwój relacji transatlantyckich, ale jednocześnie z polecenia von der Leyen rozpoczęto tworzenie scenariuszy na wypadek wygranej Trumpa. – UE jest dziś znacznie lepiej przygotowana na Trumpa, niż była w 2016 r. Wtedy to był szok. Teraz, ponieważ ta prezydentura jest prawdopodobna, to UE od dawna przygotowuje się i mam wrażenie, że chce przystosować swoją reakcję do motywacji i stylu Trumpa, czyli przywódcy bardzo transakcyjnego, skoncentrowanego na interesach – uważa ekspert PISM.

W Komisji Europejskiej codziennie od kilku tygodni spotyka się grupa robocza złożona z urzędników wysokiego szczebla, której zadaniem jest wypracowanie scenariuszy reakcji na wypadek zwycięstwa Trumpa i podjęcia przez niego radykalnych kroków. A za takie uchodzi choćby potencjalne nałożenie dodatkowych ceł na towary importowane z UE, zakończenie wsparcia Ukrainy w walce z Rosją czy nawet zniesienie sankcji nałożonych na Rosję. Poza spotkaniami grupy roboczej personel von der Leyen bezpośrednio rozmawia z ambasadorami UE, żeby opracować strategię działań. Najpewniej w pierwszej kolejności będzie to rodzaj porozumienia gospodarczego z USA – celem Brukseli jest jak najszybsza reakcja na potencjalne działania Trumpa. W przypadku zwycięstwa Harris europejski establishment jest spokojny i nie ma potrzeby przebudowy relacji.

Czarne owce

Kontakty przedstawicieli unijnych instytucji z administracją demokratów w ostatnich latach miały charakter formalny, z uwagi na prezydenturę Joego Bidena. Z Kamalą Harris przedstawiciele UE oraz Ukrainy spotykali się chociażby w czerwcu tego roku podczas konferencji pokojowej w Szwajcarii. Podobnych okazji, zarówno osobiście, jak i w formule wideokonferencji, było znacznie więcej. Natomiast Trump przez minione cztery lata był traktowany po prostu jako były, i to niekoniecznie lubiany w UE, prezydent Stanów Zjednoczonych. Dopiero w lipcu tego roku, kiedy Trump występował już właściwie w roli lidera wyścigu o prezydenturę, to na marginesie szczytu NATO w Waszyngtonie miały odbyć się według doniesień agencji Reuters spotkania kilku wysokich rangą urzędników z Keithem Kelloggiem – głównym doradcą Trumpa ds. polityki zagranicznej. Dalszego ciągu jednak nie było, tym bardziej, że do gry włączyli się również unijni liderzy.

Podczas gdy część polityków jak Donald Tusk czy sama von der Leyen uważają, że UE powinna skoncentrować się na kwestiach wewnętrznych, szczególnie na rzuceniu rękawic globalnemu wyścigowi gospodarczemu USA i Chin, to grupa eurosceptyków celuje w komplementach pod adresem Trumpa. Mowa oczywiście głównie o premierze Węgier Viktorze Orbánie, który kilkukrotnie spotykał się lub rozmawiał z Trumpem w ostatnim czasie, a w USA był przez byłego prezydenta przedstawiany jako „obrońca tradycyjnych wartości”. Orbán – jak sam deklaruje – współpracuje też z ludźmi Trumpa w kontekście strategii migracyjnej i przede wszystkim jest forpocztą potencjalnego ograniczenia wsparcia wojskowego dla Ukrainy.

Dziś właściwie wyłącznie Orbán spośród liderów państw UE może liczyć na przychylność Trumpa. Niezależnie od różnic w obrębie państw członkowskich Unia nie będzie w stanie – jak ocenia Melchior Szczepanik – zastąpić USA w znaczeniu politycznym i gospodarczym, jeśli dojdzie do pogorszenia relacji podczas prezydentury republikanina. – UE nie ma alternatywy dla partnerstwa z USA – kwituje ekspert PISM. ©℗