Udział północnokoreańskich żołnierzy w rosyjskiej agresji na Ukrainę może zachęcić Koreę Południową do zwiększenia pomocy wojskowej dla Kijowa. Moskwa nie potwierdziła wprost, ale też nie zaprzeczyła oskarżeniom płynącym z Kijowa i Seulu, że KRLD wyśle na front własny kontyngent. Kreml szykuje się przy tym do ratyfikacji sojuszu wojskowego z Koreą Północną. Dokument trafił już do rosyjskiego parlamentu. Z Kijowa płynęły różne, niepotwierdzone, daty wysłania żołnierzy do strefy działań wojennych. Wymieniano w tym kontekście 23 października i 1 listopada.

Umowa o wszechstronnym partnerstwie strategicznym została podpisana 19 czerwca podczas wizyty Władimira Putina w Pjongjangu. Dokument przewiduje pomoc wojskową w razie ataku na któregoś z sygnatariuszy, jest więc klasycznym sojuszem. Wcześniej na łamach „Rodong Sinmun”, organu Partii Pracy Korei, ukazał się artykuł rosyjskiego przywódcy, który podziękował za „twarde poparcie dla prowadzonej na Ukrainie rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej, solidarność w kluczowych kwestiach międzynarodowych i gotowość do obrony wspólnych priorytetów i poglądów na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych”. Dodatkowo we wrześniu Pjongjang odwiedził sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Siergiej Szojgu. Już wcześniej informowano, że dynastia Kimów dostarcza Rosjanom pociski artyleryjskie. Według szacunków zachodnich wywiadów, na które powołał się brytyjski „The Times”, Pjongjang pokrywa 50 proc. potrzeb Moskwy. Korea Płn. jest obok Białorusi i Iranu jedynym państwem dostarczającym Rosji broń.

O tym, że KRLD może pójść o krok dalej i wysłać na front również żołnierzy, informował 8 września południowokoreański minister obrony Kim Yong-hyun. Cztery dni wcześniej dziennik „Kyiv Post”, powołując się na informacje ukraińskiego wywiadu, pisał, że ponad 20 Koreańczyków już poległo w walkach w obwodzie donieckim. Tych rewelacji nie udało się jednak potwierdzić. Z późniejszych słów ukraińskich oficjeli, w tym szefa Głównego Zarządu Wywiadu resortu obrony Kyryła Budanowa, wynika ostrożniejszy wniosek, że Koreańczycy są na razie szkoleni na poligonach na rosyjskim Dalekim Wschodzie (wskazują na to zgeolokalizowane filmy z mediów społecznościowych), a jeśli zostaną wysłani na front, to raczej do rosyjskiego obwodu kurskiego, w którym od sierpnia toczą się walki. I zapewne nie będą służyć na pierwszej linii, lecz przejmą funkcje inżynieryjne na zapleczu frontu. Inne źródła sugerowały, że głównym celem jest wyszkolenie grupy wojskowych z KRLD w warunkach realnej wojny. Z kolei „Ukrajinśka prawda” pisała o sformowaniu z Koreańczyków oddziału udającego buriacki (Buriacja to rosyjska republika zamieszkana przez lud spokrewniony z Mongołami).

W poniedziałek o współpracę wojskową z KRLD zapytano rzecznika Kremla. – Widzimy dużo sprzecznych informacji. Koreańczycy z Południa mówią jedno, potem Pentagon oświadcza, że nie mogą tych doniesień potwierdzić. Dużo sprzecznych informacji i chyba tak należy to traktować – odparł Dmitrij Pieskow, tym samym nie zaprzeczając rosnącemu zaangażowaniu Pjongjangu. Pieskow odniósł się przy tym do sobotnich słów sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych Lloyda Austina, który na marginesie spotkania ministrów obrony państw grupy G7 we włoskim Neapolu, na prośbę o skomentowanie informacji południowokoreańskiego wywiadu o 1,5 tys. żołnierzy północnokoreańskich sił specjalnych wysłanych na szkolenie do Rosji, powiedział, że „na razie nie może potwierdzić tych doniesień”. Wczoraj jednak Austin potwierdził, że wojska KRLD faktycznie są już w Rosji. Ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski mówił o 10 tys. żołnierzy szykowanych do wojny, a wywiad Korei Płd. – o 12 tys.

Prezydent Republiki Korei Yoon Suk-yeol zapowiedział „adekwatną reakcję” na podniesienie poziomu współpracy KRLD z Rosją. Równolegle Pjongjang pozwala sobie na coraz więcej wrogich gestów pod adresem Seulu. Niedawno wysadzono drogi łączące obie Koree (gest symboliczny, ponieważ komunikacja lądowa i tak tam nie funkcjonowała), a z północnokoreańskiej konstytucji usunięto wzmianki o zjednoczeniu półwyspu, wprost określając za to południowego sąsiada mianem wroga. Nieoficjalnie wiadomo, że „adekwatną reakcją” mogą być dostawy broni dla Kijowa. Taką możliwość zapowiedział w rozmowie z agencją Yonhap anonimowy urzędnik z kancelarii Yoona. W grę wchodzi też skierowanie do Kijowa doradców do spraw taktyki KRLD i oficerów wywiadu. Dotychczas Seul nie wysyłał nad Dniepr ciężkiego sprzętu ani broni ofensywnej, ograniczając się do udzielenia pomocy finansowej i humanitarnej.

Przedstawiciel Korei Płn. przy ONZ oświadczył, że doniesienia o wysłaniu do Rosji żołnierzy są „bezpodstawnymi plotkami”. Jednak Ukraina częściej pojawia się w komunikatach tamtejszej propagandy. 11 października KRLD oskarżyła południowych sąsiadów o wysyłanie wojskowych bezzałogowców nad swoje terytorium. Wczoraj reżim podał, że znalazł szczątki jednego z nich. Dzień wcześniej Kim Yo-jong, siostra północnokoreańskiego dyktatora i wiceszefowa partyjnego wydziału propagandy, opublikowała za pośrednictwem rządowej agencji KCNA oświadczenie, w którym odniosła się do incydentu. „Prowokacja wojskowa przeciw państwu posiadającemu broń jądrową może doprowadzić do okropnej sytuacji, niewyobrażalnej dla normalnie myślących polityków i ekspertów wojskowych w każdym dużym i małym kraju świata. Takiego czynu mogą dokonać tylko szaleńcy z reżimów w Seulu i Kijowie. Wydaje się, że to powszechna cecha złych psów hodowanych przez USA” – czytamy. ©℗

Propaganda KRLD określa Seul i Kijów mianem złych psów Ameryki