Choć do momentu zamknięcia wydania DGP nie były znane wyniki wyborów parlamentarnych w Austrii, to Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) już w samej kampanii powróciła na dobre do głównego nurtu. Określane przez niektóre media jako neofaszystowskie lub populistyczne ugrupowanie założone w latach 50. XX w. przez byłych oficerów SS w ostatnich sondażach przedwyborczych miało ok. 2 pkt proc. przewagi nad konkurencyjną Austriacką Partią Ludową (ÖVP) kierowaną przez kanclerza Karla Nehammera. Nie oznacza to wcale, że potencjalna wygrana w łatwy sposób doprowadzi do rządów FPÖ. Poparcie w sondażach dla obu największych partii oscylowało w granicach 30 proc.
Centralną postacią populistów jest Herbert Kickl – filozof, a obecnie główny ideolog i lider partii, który wywindował ją na fotel lidera już jesienią 2022 r. Kickl głównym punktem kampanii uczynił migrację. To temat wiodący zarówno w wyborach europejskich, jak i wyborach parlamentarnych we Francji czy w niedawnych wyborach regionalnych we wschodnich landach Niemiec. W przypadku Austrii jednak sytuacja od lat jest przedmiotem debat na forum europejskim. Wiedeń narzeka na przepełnione ośrodki migracyjne, a sam kraj należy do tych o najwyższym współczynniku przyjętych przybyszów w stosunku do liczby mieszkańców. Obietnicą FPÖ jest masowa „remigracja” każdego, kogo uzna za obcokrajowca, i zamknięcie granic kraju.
Z perspektywy Polski najbardziej niepokojące jest stanowisko FPÖ wobec Unii Europejskiej oraz wojny w Ukrainie. Partia należy do grona eurosceptycznych i jest wręcz postrzegana jako próbująca doprowadzić do wyjścia kraju z UE, z kolei wobec Rosji prezentuje wyjątkowo spolegliwą postawę. Potencjalnie więc pod rządami prawicowych populistów Austria stanowiłaby właściwie wspólny front z Węgrami i ze Słowacją niechętny do udzielania dalszego wsparcia Kijowowi.
Jednak nawet w przypadku sukcesu wyborczego utworzenie rządu nie będzie łatwe. FPÖ wchodziła w jego skład w 1999 r. i wówczas skończyło się to rocznym bojkotem kraju w Unii Europejskiej. Ponownie w 2017 r. była na krótko, bo na dwa lata, częścią koalicji rządzącej. Kickl pełnił wówczas funkcję ministra spraw wewnętrznych i zasłynął m.in. z czystek w służbach specjalnych, które infiltrowały jego środowisko polityczne. Na kilka lat cały obóz austriackiej skrajnej prawicy znalazł się jednak w kryzysie, kiedy w maju 2019 r. ujawniono nagranie rozmowy przedstawicieli partii z kobietą podającą się za siostrzenicę rosyjskiego oligarchy Igora Makarowa. Przedstawiciele FPÖ mieli obiecać kontrakty rządowe Rosjance w zamian za finansowanie kampanii wyborczej.
Teraz właściwie wszystkie partie, które startowały we wczorajszych wyborach, deklarowały, że nie wejdę w koalicję z partią kierowaną przez Kickla. Co nie oznacza, że nie wejdą we współpracę techniczną – bez koalicji, ale z poparciem populistów jak w przypadku rządu szwedzkiego. Rozważany jest również wariant rządu FPÖ, ale bez lidera na stanowisku premiera – jak z kolei w przypadku Holandii i Geerta Wildersa. Część austriackich mediów sugeruje jednak, że Kickl może zmienić front po wygranych wyborach i przejść z pozycji radykalnych na bardziej umiarkowane, jak choćby Bracia Włosi Giorgii Meloni. Wiele będzie zależało jednak od postawy chadeków kierowanych przez Nehammera. Austriacka Partia Ludowa jako pierwsza bowiem w UE złamała tabu współpracy ze skrajną prawicą ponad dwie dekady temu i po raz drugi za czasów urzędowania Sebastiana Kurza. ÖVP rządzi w kraju w różnych koalicjach nieprzerwanie od 1987 r. ©℗