Dobierając kandydatów do poszczególnych tek w Komisji Europejskiej nowej kadencji, jej szefowa Ursula von der Leyen musiała pogodzić nie tylko ambicje państw członkowskich, lecz także znaleźć optymalny układ między komisarzami, który nie będzie oznaczał m.in. nakładania się kompetencji.

Ta sztuka na pierwszy rzut oka nie do końca się udała, ale dopiero pierwsze miesiące prac pokażą, czy rzeczywiście portfolio zostały rozdysponowane tak, żeby nie wywoływać tarć między komisarzami. Na razie wiemy tyle, że struktura drugiej KE von der Leyen ma być znacznie bardziej hierarchiczna. Poszczególni komisarze będą podlegać najpierw wiceprzewodniczącym wykonawczym odpowiedzialnym za poszczególne obszary, a dalej samej przewodniczącej. Jak to się kształtuje na poziomie personalnym?

Nowych wiceszefów KE jest łącznie aż sześciu, z czego trzech spośród najpoważniejszych unijnych graczy, tj. z Hiszpanii (Teresa Ribeira), Francji (Stéphane Séjourné) i Włoch (Raffaele Fito) oraz z Rumunii, Estonii i Finlandii. Osobne miejsce przypada w tym układzie Kai Kallas, byłej premier Estonii, która pokieruje unijną dyplomacją, bo jej funkcja nie zakłada podporządkowania innych komisarzy. W przypadku Bukaresztu mówimy o bliżej niesprecyzowanym nadzorowaniu obszaru „ludzie i umiejętności”. Finka dostała z kolei dość enigmatycznie zestawione portfolio „demokracja, suwerenność technologiczna i bezpieczeństwo”. Natomiast Włochy, Francja i Hiszpania otrzymały potężne teki, które mogą w niektórych obszarach dublować kompetencje niżej usytuowanych komisarzy. Uzupełniając ten scenariusz o von der Leyen w roli przewodniczącej, widać wyraźnie, że kluczowe funkcje zostały obstawione przez dominujące w UE kraje.

W teorii to Polak Piotr Serafin ma odpowiadać za budżet, administrację i przeciwdziałanie oszustwom gospodarczym. Ale już spójność i reformy ma nadzorować Raffaele Fito. Nie wiadomo na tym etapie, co ten podział dokładnie może oznaczać. Spójność, a konkretnie Fundusz Spójności, jest jednym z najważniejszych narzędzi budżetowych UE, podstawą w polityce konwergencji i wsparciu krajów znacznie mniej rozwiniętych niż kraje „starej Unii”. Jeśli Fito będzie mieć także wpływ na kształt budżetu w części odpowiedzialnej za spójność, to może dojść do kolizji kompetencyjnej i być może merytorycznej. Polska i kraje naszego regionu zwyczajowo opowiadają się bowiem za dużym i ambitnym budżetem na spójność (nie ukrywajmy – z uwagi na to, że jesteśmy jego głównymi beneficjentami), z kolei „kraje oszczędne”, takie jak Niemcy i państwa Beneluksu oraz Skandynawowie będą wywierać nacisk na ograniczenie tej części budżetu ze względu na zmniejszenie w ten sposób wpłat państw członkowskich.

Séjourné ma odpowiadać za „dobrobyt i strategię przemysłową”. Tutaj kolizja budżetowa wydaje się mniej prawdopodobna, ale Francuz może ograniczać rolę litewskiego komisarza ds. obronności Andriusa Kubiliusa.

Teka „obronność” została zapowiedziana przez von der Leyen w trakcie kampanii przed eurowyborami i już wówczas padła deklaracja, że trafi ona do któregoś z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Za faworyta do tego portfolio kilka miesięcy temu uchodził szef naszej dyplomacji Radosław Sikorski, który jednak nie wyrażał zainteresowania przeprowadzką do Brukseli. Polska nie zabiegała o tę tekę, która początkowo wydawała się bardzo intratna, bowiem dotyczy nadzoru nad całym europejskim przemysłem zbrojeniowym. Powód? Przedstawiciele polskiego rządu od początku twierdzili, że na nadzór nad europejską zbrojeniówką największą chrapkę ma Francja dysponująca też największymi możliwościami produkcyjnymi w tym sektorze spośród państw UE. Von der Leyen jednak miała pewien problem z przyznaniem Francji dużej teki przede wszystkim, ze względu na fatalny wynik obozu prezydenckiego Emmanuela Macrona, który został właściwie zdublowany przez skrajną prawicę, ale także z uwagi na konflikt z komisarzem i początkowo kandydatem do jej drugiej komisji – Thierrym Bretonem. Ten ostatecznie się wycofał, a desygnowany na jego miejsce Séjourné otrzymał nadzór nad całą strategią przemysłową UE. Wątpliwe, żeby pominął w niej sektor zbrojeniowy i ostatecznie może się okazać, że funkcja sprawowana przez Kubiliusa jest co najwyżej symboliczna.

W samej Brukseli najczęściej komentowanym nazwiskiem z nowego składu KE jest Teresa Ribeira. Hiszpanka otrzymała pokaźne portfolio, które trudno porównać nawet z rolą, jaką pełnił Frans Timmermans w pierwszej komisji von der Leyen. W kompetencjach Ribeiry jest właściwie cała zielona transformacja oraz kwestie konkurencyjności. Przynajmniej część państw patrzy na tę kandydaturę sceptycznie. Mowa przede wszystkim o krajach stawiających w zielonej transformacji na atom, którego Hiszpanka jest przeciwniczką. Ribeira jeszcze jako minister w rządzie Pedro Sancheza atakowała von der Leyen na początku tego roku za zbyt mało ambitną politykę klimatyczną i próbę wycofania się z niektórych regulacji. W tym miejscu warto nadmienić, że jej uprawnienia obejmą m.in. ocenę finansowania wszystkich inwestycji w energetykę jądrową, w tym w Polsce.

Mało tego, portfolio Hiszpanki jest takie, że nawet decyzje niektórych pozostałych wiceprzewodniczących KE, w tym zwłaszcza Séjourné, będą wymagały jej zgody i podpisu w zakresie oddziaływania przemysłu na politykę klimatyczną i zieloną transformację. Nie wiadomo też, w jaki sposób ułożone zostaną relacje Ribeiry z odpowiedzialnym teoretycznie za „klimat, zeroemisyjność i czysty rozwój” Holendrem Wopkem Hoekstrą, którego kompetencje właściwie w pełni nakładają się na kompetencje wiceprzewodniczącej. Co na to von der Leyen? Według niej „rozproszenie dawnych sztywnych struktur” to zaleta, a każdy komisarz będzie mieć „równą odpowiedzialność” za realizację priorytetów KE.

Wciąż więc nie wiemy właściwie, jak będzie zorganizowana praca nowej Komisji Europejskiej. Trochę odpowiedzi przyniosą wysłuchania kandydatów prowadzone przez europosłów. Ułożenie składu KE nie było łatwym zadaniem, ale... większość państw na razie wydaje się zadowolona i nie oponuje wobec ostatecznego kształtu unijnej układanki. ©℗