Wojna w regionie odwróciłaby uwagę Stanów Zjednoczonych od Ukrainy. Rosjanie obawiają się jednak, że doprowadziłaby też do ograniczenia dostaw broni z Iranu.

Władimir Putin dołączył do grona przywódców, którzy próbują przekonać Najwyższego Przywódcę Iranu Ajatollaha Alego Chameneiego do ograniczonego odwetu za zabójstwo lidera Hamasu Isma’ila Hanijji w Teheranie, odradzając ataki na izraelskich cywilów.

Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC), jedna z dwóch gałęzi irańskich sił zbrojnych, oficjalnie utrzymuje, że nie ustąpi i „surowo ukarze” Izrael za śmierć Hanijji (Tel Awiw nie przyznał się do ataku). – Rozkazy najwyższego przywódcy dotyczące zemsty są dla nas jasne i zostaną wdrożone w najlepszy możliwy sposób – powiedział cytowany przez irańskie media dowódca IRGC Ali Fadavi. Wiele wskazuje jednak na to, że Irańczycy dążą do deeskalacji. – Politycy i komentatorzy wzywają przywódców do powstrzymania się, tłumacząc, że nie ma sensu pakować się w paszczę lwa, bo wyniknie z tego więcej problemów. Lepiej trzymać Izrael w pierścieniu ognia – mówił w niedawnej rozmowie z DGP Marcin Krzyżanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Tym bardziej że Teheran nie może liczyć na wsparcie muzułmańskich sąsiadów. Na ubiegłotygodniowym posiedzeniu Organizacji Współpracy Islamskiej w Arabii Saudyjskiej jednogłośnie potępiono zabójstwo przywódcy palestyńskiej bojówki, które zostało określone jako rażące naruszenie prawa międzynarodowego oraz suwerenności, integralności terytorialnej i bezpieczeństwa narodowego Iranu. Członkowie organizacji stoją jednak na stanowisku, że władze w Teheranie powinny się skupić na rozwiązaniach dyplomatycznych. – Nie możemy realizować planu Binjamina Netanjahu, który dąży do rozszerzenia wojny – komentował minister spraw zagranicznych Pakistanu Ishaq Dar.

Do podobnych wniosków doszła Moskwa

Mimo że narastające napięcia między Iranem a Izraelem na pierwszy rzut oka wydają się z jej perspektywy korzystne. Wojna o zasięgu regionalnym odwróciłaby bowiem uwagę Stanów Zjednoczonych od Ukrainy. Tendencja ta była do pewnego stopnia zauważalna po październikowym ataku Hamasu na państwo żydowskie. Administracja prezydenta USA Joego Bidena wysłała wówczas na Bliski Wschód m.in. dodatkowe baterie Patriot, czerpiąc z ograniczonych zapasów broni, której desperacko poszukiwał Kijów.

Teraz – mimo frustracji działaniami izraelskiego przywódcy Binjamina Netanjahu – Amerykanie ponownie zwiększają wysiłki wokół Izraela. Biały Dom najpewniej nie wiedział o planach ataku na lidera Hamasu. Prezydent USA Joe Biden twierdzi zresztą, że do zabójstwa doszło w złym momencie. Waszyngton miał bowiem nadzieję, że wkrótce uda się osiągnąć porozumienie w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy, które umożliwiłoby deeskalację napięć w całym regionie. Śmierć Palestyńczyka pokrzyżowała te plany. Przygotowując się do irańskiego kontrataku, amerykańskie siły zbrojne rozmieściły już w ubiegłym tygodniu dodatkowe myśliwce i okręty wojenne na Bliskim Wschodzie.

Dalsza eskalacja przemocy będzie wymagać kolejnych dostaw amerykańskiego sprzętu niezbędnego do obrony państwa żydowskiego.

Rosja próbowała dostarczyć broń jemeńskim rebeliantom Huti

Stany Zjednoczone wyraziły w ostatnim czasie zaniepokojenie rosnącym zaangażowaniem Rosji w konflikt na Bliskim Wschodzie. Opierając się na informacjach dostarczonych przez administrację Bidena, „Wall Street Journal” pisał, że Rosja próbowała dostarczyć broń – pociski do atakowania statków na Morzu Czerwonym i sprzęt do modernizacji dronów – jemeńskim rebeliantom Huti, którzy są częścią wspieranej przez Iran bliskowschodniej Osi Oporu.

Stanowisko Kremla wobec sytuacji w regionie znacząco odbiega od polityki amerykańskiej. Po wybuchu wojny w Strefie Gazy Moskwa opowiedziała się po stronie Palestyńczyków. Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) ocenia, że Rosja – podobnie jak Chiny – postrzega konflikt przez pryzmat rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi.

Putin przekonywał np., że wojna w Strefie Gazy to „wyraźny przykład porażki polityki Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie”. Dwa tygodnie po ataku Hamasu na terytorium państwa żydowskiego Moskwa poparła w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucję wzywającą do natychmiastowego zawieszenia broni w Strefie Gazy, czemu sprzeciwiały się Waszyngton. W marcu wraz z Chinami zawetowała zaś amerykańską propozycję przerwy w walkach, twierdząc, że była zbyt jednostronna i faworyzowała Izrael.

Z tym, że wybuch konfliktu na pełną skalę wiąże się też z konkretnym ryzykiem dla Moskwy. Nawet jeśli eskalacja na Bliskim Wschodzie ograniczyłaby się do walk między Izraelem a sprzymierzonymi z Iranem bojówkami, Teheran musiałby uzupełnić arsenały swoich partnerów, doprowadzając do zmniejszenia eksportu broni z Iranu do Rosji.

To z perspektywy Kremla szczególnie istotne. Choć po wybuchu wojny w Ukrainie Irańczycy dostarczali Rosjanom przede wszystkim drony, eksperci spodziewają się, że wkrótce do Moskwy zaczną docierać także pociski balistyczne krótkiego zasięgu Fath-360. Jak wynika z informacji „Reutersa”, rosyjski personel wojskowy przechodzi obecnie szkolenia w Iranie z zakresu ich obsługi.

Rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby powiedział, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy z NATO „są przygotowani na szybką i ostrą reakcję, jeśli Iran zrealizuje takie transfery”. – Oznaczałoby to dramatyczną eskalację wsparcia Teheranu dla rosyjskiej machiny wojennej. Biały Dom wielokrotnie ostrzegał przed pogłębiającym się partnerstwem w zakresie bezpieczeństwa między Rosją a Iranem – tłumaczył Kirby.

Misja Iranu przy Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku zaprzecza tym doniesieniom. „Iran ze względów etycznych powstrzymuje się od przekazywania jakiejkolwiek broni, w tym pocisków rakietowych, które mogłyby zostać potencjalnie wykorzystane w konflikcie z Ukrainą” – czytamy w oświadczeniu. ©℗