Choć w trakcie wizyty Xi Jinpinga we Francji oficjalne komunikaty są pełne kurtuazji, to między UE a Chinami nagromadziło się sporo rozbieżności, a nawet sporów.
– Jako dwie ważne globalne siły powinniśmy dążyć do partnerstwa, dialogu oraz współpracy – zwrócił się do Europejczyków przebywający w Paryżu chiński prezydent Xi Jinping. We francuskiej stolicy został podjęty przez Emmanuela Macrona, któremu w rozmowach z gościem z Pekinu towarzyszyła szefowa KE Ursula von der Leyen, znana z relatywnie jastrzębiego kursu wobec władz ChRL. Jak przystało na pierwszą od pięciu lat wizytę chińskiego przywódcy w Europie, nad Sekwaną sporo jest uśmiechów, okrągłych dyplomatycznych zdań i wzajemnej kurtuazji. Pod powierzchnią kryje się jednak szerszy protokół rozbieżności między UE, Francją a Chinami.
Jeszcze w niedzielę von der Leyen przypomniała, że ocena UE jest niezmienna i Bruksela pozostaje krytyczna wobec chińskich subsydiów. Podkreślała, że „niedopuszczalne praktyki zakłócają rynek” i końcowo mogą prowadzić do dezindustrializacji Europy oraz utraty miejsc pracy w przemyśle samochodowym, na co szczególnie narażeni są Niemcy. Portal Politico wylicza, że Komisja Europejska wszczęła w ostatnich miesiącach ponad 20 dochodzeń przeciwko Chinom. Dotyczą one m.in. zalewających europejski rynek samochodów elektrycznych, turbin wiatrowych czy sprzętu medycznego. Bruksela ma w tym sojusznika – Pałac Elizejski, który domagał się mocniejszej ochrony unijnego rynku przed chińską konkurencją. Nie pozostało to niezauważone przez Pekin, który w odpowiedzi groził nałożeniem ceł na francuski koniak, który ma wręcz pozycję monopolisty w ChRL. Podobnie jak przy ocenie amerykańskiej polityki, czy to z czasów Donalda Trumpa, czy Joego Bidena, chińscy urzędnicy oskarżali Europejczyków o protekcjonizm.
Macron przyznał wprost w wywiadzie dla „La Tribune” przed przyjazdem Xi, że konieczna jest rewizja relacji z Pekinem, bo „Chińczycy mają nadwyżkę mocy produkcyjnych na wielu polach i masowo eksportują do Europy”. To dla Paryża jednak tylko jedna strona medalu. Druga to relacje dwustronne, w ramach których zgodnie ze spekulacjami może dojść do zawarcia dużej umowy na sprzedaż samolotów Airbusa, który na rynku chińskim zdetronizował już amerykańskiego Boeinga. Mówi się, że kontrakt koncernu z główną siedzibą w Blagnac koło Tuluzy może dotyczyć kilkudziesięciu, a nawet kilkuset maszyn. Do zamknięcia numeru gazety nie były jednak znane szczegóły tej sprawy.
Urzędnicy z Pekinu nie ukrywają, że z zadowoleniem przyjmują tradycyjne komentarze Macrona dotyczące „autonomii strategicznej” Europy na polu obronności, widząc w tym potencjał do rozbicia współpracy transatlantyckiej w obszarze wojskowym. Nawiązanie tutaj jednak bliższych relacji między Chinami a Francją wydaje się niemożliwe ze względu na różnice w postrzeganiu wojny w Ukrainie. Prezydent Macron jednoznacznie opowiada się po stronie zaatakowanego przez Rosję sąsiada Polski i co najmniej dwukrotnie wspominał ostatnio o możliwości wysłania wojsk krajów NATO nad Dniepr. Chińczycy tymczasem – jak ocenia m.in. sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg – „pomagają Moskwie siać więcej śmierci i zniszczeń w Ukrainie” przez wsparcie materiałowe, technologiczne oraz pomoc przy utrzymaniu dotkniętej sankcjami bazy przemysłowej. Macron ma jednak nadzieję na choćby częściowe skruszenie pozycji Pekinu w sprawie Ukrainy, odważniejsze postawienie się Władimirowi Putinowi. Temu ma służyć wspólny z chińskim przywódcą wtorkowy wyjazd w Pireneje. Pałac Elizejski przedstawia ten punkt wizyty jako mniej formalny, bardziej na stopie osobistej. Macron ma pokazać Xi malowniczy region, z którego pochodzi jego babcia. ©℗
Dyplomacja wobec Pekinu to papierek lakmusowy wskazujący, na ile poważnie Francja traktuje swoje przywództwo w sprawie Rosji
Jakub Jakóbowski: Zdecydowanie nie. Śmiało można powiedzieć, że relacje unijno-chińskie są w najgorszym stanie od wielu lat. Paradoksalnie – co przeziera przez te słowa z Paryża – to Francja jest jedną z głównych sił, które napędzają asertywny zwrot UE. Chociaż to wizyta na 60-lecie nawiązania stosunków dyplomatycznych, więc być może najważniejszych tematów nie będzie w oficjalnych odczytach. Francuzi zapowiadali, że chcą podnieść dwie kwestie – rolę Chin w inwazji rosyjskiej na Ukrainę i konkurencję przemysłową.
To wizyta przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Należy ją odczytywać także w kampanijnym kontekście. Macron chce się pokazać jako lider Europy, jako narzucający ton dyskusji. Stąd wiele wywiadów przed przyjazdem Xi, w których mówił o europejskim przemyśle i autonomii strategicznej naszego kontynentu. Z praktyki polityki w Chinach jasno wynika, że bezpośrednie rozmowy z Xi ważą najwięcej. W chińskim systemie hierarchia władzy wskazuje, że to, co zostanie ustalone z przywódcą w cztery oczy, jest obowiązujące.
Wszystkie tego typu spotkania mają w sobie pewien paradoks. Z jednej strony Macron chce się przedstawiać jako lider Europy, a do rozmów zaprosił też szefową KE Ursulę von der Leyen, która jest twarzą ostrej polityki Brukseli wobec Chin. Z drugiej strony jest opiekunem relacji dwustronnych z Pekinem, gdzie pól do współpracy Francuzi widzą nieco więcej. Pytanie, który z tych elementów wybrzmi mocniej. Czy Macron postawi na ostrzu noża sprawy, które z punktu widzenia Europy są najważniejsze, czyli wojnę w Ukrainie i pełzającą wojnę handlową? Czy skupi się na celebracji dwustronnych relacji i być może porozumień dla francuskich koncernów czy rolników? Z punktu widzenia Chińczyków ten drugi wymiar jest optymalny. Chińczycy przez dwustronne ustępstwa chcieliby Paryż udobruchać i, dzieląc Europę wewnętrznie, rozmontować to, co w Brukseli jest wyraźnie widoczne, czyli mnóstwo salw i instrumentów ochrony rynku.
Scholz miał zostać zaproszony na wspólne spotkanie z Xi i miał odmówić. Widać pewną rozbieżność, która rysuje się między Niemcami a Francuzami. Ci drudzy chcieliby zagrać ostrzej, by chronić europejski rynek, chcą więcej subsydiów i interwencjonizmu, by technologicznie wyrwać się z chińskiego otoczenia. Niemcy natomiast są mocniej powiązane z Chinami, zaangażowane tam kapitałowo, boją się chińskich retorsji. To jest jeden z powodów, dla których Scholz i Macron nie występują razem. Rozbieżność interesów jest zbyt widoczna. Xi zdaje się to sprawnie rozgrywać, bo przypomnijmy, że niedawno w Pekinie był Scholz. Kanclerz skupiał się właściwie wyłącznie na sprawach dwustronnych, współpracy gospodarczej, przemyśle samochodowym, użytkowaniu chińskiej technologii.
Kwestia Tajwanu jest drażliwa. Pekin bardzo pryncypialnie podchodzi do spraw przynależności Tajwanu oraz spotkań z tajwańskimi oficjelami, a Niemcy to wyczuwają. Chociaż trzeba przyznać, że w samych Niemczech toczy się debata. Mimo że niemieckie koncerny pielgrzymują do Chin, w samej koalicji rządowej pojawia się coraz więcej głosów, że Niemcy powinny otrzeźwieć i nie mogą wpaść w kolejną zależność gospodarczą po tej rosyjskiej. W debacie pada sprawa Tajwanu jako istotnego punktu na mapie świata i potencjalnego problemu geopolitycznego, który może negatywnie rzutować na RFN. Niemcy są więc podzielone i także stąd może ta ostrożność w przypadku wiceprezydent elekt.
Sygnały, które dochodzą zza Odry, to rozdźwięk miedzy największymi koncernami, obecnymi kapitałowo w Chinach, produkującymi tam i na eksport. Ich stabilność finansowa zależy od rynku chińskiego i to one prą do tego, by kanclerz pogłębiał dialog i tak naprawdę wciągał Niemcy w jeszcze większą zależność. Ale równocześnie słychać głosy małych i średnich firm, często rodzinnych, które radziły sobie zawsze na chińskim rynku nieco gorzej i obawiają się o własne technologie. Mamy więc w Niemczech wielogłos, choć największe organizacje branżowe zdają się przechylać w kierunku większych koncernów. Dodam jeszcze inny niepokojący element – nowe rodzaje zależności Niemiec od Chin. Jak zależność technologiczna, np. przy samochodach elektrycznych, w której to dziedzinie Chińczycy wyprzedzają naszych sąsiadów. I Niemcy coraz częściej wchodzą tu we współpracę polegającą na importowaniu chińskich technologii.
Wizyta Xi w Paryżu to papierek lakmusowy wskazujący, na ile poważnie Francja traktuje swoje przywództwo w sprawie Rosji, do którego aspiruje, grając z Moskwą kartą eskalacyjną. Od tego, jak silnie wybrzmi determinacja Paryża w tej sprawie, zależy, na ile ta agenda jest poważna. Zaangażowanie Pekinu w proces pokojowy, gdy Rosjanie czują, że mają przewagę na froncie, jest moim zdaniem mało prawdopodobne. Chińczycy sygnalizują, że jakiekolwiek rozstrzygnięcie tej wojny musi uwzględniać interesy bezpieczeństwa Rosji, a nowy ład po wojnie musi uwzględniać Rosję, co z punktu Europy jest trudne czy wręcz nieakceptowalne. Relacje z Moskwą są dla Pekinu fundamentalne, to jedyny partner, który może wspólnie z Chińczykami oprzeć się USA. Więc Chińczycy bardzo jasno mówią, że będą współpracować z Rosją, dopóki nie osłabnie presja na nich ze strony Stanów Zjednoczonych. ©℗