Sekretarz stanu USA Antony Blinken odwiedzi dziś Arabię Saudyjską, aby wesprzeć wysiłki na rzecz zawieszenia broni w Strefie Gazy. Izrael przekazał w weekend, że jest gotowy dać „ostatnią szansę” podupadającym negocjacjom z Hamasem w sprawie uwolnienia zakładników. Podkreślając, że jeśli rozmowy nie przyniosą oczekiwanych rezultatów, przeprowadzi zapowiadaną od kilku miesięcy inwazję lądową na Rafah.

Izraelczycy szacują, że kolejny etap wojny w Strefie Gazy może potrwać ok. sześciu tygodni. Mimo trwających negocjacji władze kraju przygotowują się już do operacji w położonej na granicy z Egiptem miejscowości. Siły Obronne Izraela (IDF) w ubiegłym tygodniu poinformowały m.in. o relokacji dwóch brygad z północy na południe Strefy i wycofaniu z enklawy części odgrywającej kluczową rolę w walkach 162. dywizji, która zostanie zastąpiona nowymi oddziałami.

Tel Awiw przekonywał dotychczas, że atak na Rafah to posunięcie niezbędne do pokonania utrzymujących się tam czterech batalionów Hamasu i uwolnienia pozostałych 129 zakładników (szacuje się, że co najmniej 34 z nich nie żyje). Władze Izraela twierdzą, że wielu z nich przetrzymywanych jest właśnie na pograniczu z Egiptem.

Bojownicy Hamasu próbują zaś udowodnić, że jest odwrotnie: zakładnicy wrócą do domów, jeśli Netanjahu wycofa się ze swoich planów i zgodzi na zawieszenie broni. Organizacja chce uniknąć wkroczenia wojsk lądowych do Rafah. To m.in. dlatego opublikowała w ubiegłym tygodniu nagranie, na którym jeden z porwanych – 23-letni obywatel Izraela i Stanów Zjednoczonych Hersh Goldberg-Polin – krytykuje izraelski rząd za nieumiejętność rozwiązania kryzysu i wzywa „Bibiego” do zawarcia porozumienia z Hamasem.

Przeprowadzenie ofensywy nie będzie zresztą łatwym zadaniem. Rafah po 7 października zamieniło się w największy obóz przesiedleńczy na świecie. W miejscowości przebywa dziś ponad połowa z 2,2 mln mieszkańców Strefy Gazy. Jest to również kluczowy punkt przechowywania i dystrybucji pomocy humanitarnej, której większość trafia do Palestyńczyków przez granicę z Egiptem.

Aby uspokoić obawy zachodnich sojuszników, Netanjahu zapowiedział, że ludność cywilna zostanie ewakuowana z Rafah z wyprzedzeniem. Wojsko ma zamiar wysłać Palestyńczyków do specjalnych „enklaw humanitarnych”. Z doniesień izraelskich mediów wynika, że mogą trafić m.in. do pobliskiego Chan Junus, gdzie mają powstać obozy namiotowe, centra dystrybucji żywności i placówki medyczne.

Plany te spotkały się jednak z krytyką organizacji humanitarnych, które ostrzegają, że wyznaczone przez izraelską armię „bezpieczne strefy” były na przestrzeni ostatnich sześciu miesięcy walk wielokrotnie atakowane. „Widząc poziom zniszczeń w środkowej i północnej części enklawy, nie jest dla nas jasne, gdzie mieliby zostać przesiedleni Palestyńczycy, aby otrzymać przyzwoite schronienie” – przekazał Czerwony Krzyż.

Agencje humanitarne skarżyły się także, że nie otrzymały od władz izraelskich żadnego wsparcia czy informacji dotyczących inwazji na Rafah. – W konsekwencji nie mamy pojęcia, jak złagodzić odliczanie do katastrofy – komentował szef Norweskiej Rady ds. Uchodźców Jan Egeland.

Netanjahu zakłada, że operacja umożliwi wyeliminowanie czołowych przywódców wojskowych Hamasu. IDF nie udało się przez ostatnie pół roku schwytać kluczowych postaci, w tym szefa bojówki w enklawie Jahji Sinwara. Z tym że nawet zdobycie Rafah i znaczące osłabienie potencjału wojskowego tamtejszych batalionów Hamasu nie sprawi, że organizacja zniknie na dobre. Na północy Strefy Gazy, gdzie Izrael zakończył już swoje działania, Hamas zaczyna się powoli odradzać. Wskazują na to choćby wystrzeliwane stamtąd w kierunku osiedli położonych w zachodniej części pustyni Negew rakiety.

Alternatywny scenariusz – porozumienie z Hamasem – niesie ze sobą podobne ryzyka dla Netanjahu. Jak donosi izraelski dziennik „Ha-Arec”, Sinwar dąży do uzyskania gwarancji, że po uwolnieniu zakładników Izrael nie tylko wycofa swoje wojska z enklawy, lecz także nie będzie próbował atakować najważniejszych postaci organizacji.

Tego rodzaju porozumienie będzie miało również daleko idące implikacje polityczne w Izraelu. Długotrwałe zawieszenie broni prawdopodobnie doprowadzi do odejścia z rządu skrajnie prawicowych partii, a w konsekwencji rozpadu koalicji.

Netanjahu będzie musiał jednocześnie przyznać, że nie osiągnął celów trwającej od 7 października wojny. Będzie to kolidować z jego nadrzędnym celem – utrzymaniem władzy i opóźnieniem procesu korupcyjnego. Jak podaje kanał 12 izraelskiej telewizji, „Bibi” pozostaje więc niechętny wobec jakiegokolwiek rozwiązania wojny w Strefie Gazy. ©℗