Pożar w magazynach amunicji w Indonezji mógł mieć związek z planami zakupu pocisków dla armii ukraińskiej.

800 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej kalibrów 155 mm (500 tys.) i 152 mm (300 tys.) – takie zakupy pocisków w ostatnich tygodniach zapowiedzieli Czesi w ramach tzw. koalicji amunicyjnej, która ma wspomóc borykających się z brakiem środków bojowych obrońców ukraińskich. Do akcji naszych południowych sąsiadów przyłączyło się ponad 15 krajów z Zachodu, m.in. Dania, Kanada, Łotwa czy Portugalia.

W koalicji jest też Polska. – Podwoimy wkład w czeską inicjatywę zakupu amunicji dla Ukrainy – mówił minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podczas pobytu w Rydze pod koniec marca. Jakie środki na to przeznaczymy? Tego nie wiadomo. – Jesteśmy jednym z większych udziałowców, w absolutnej czołówce. Dodatkowo zobowiązaliśmy się, że będziemy koalicję wspomagać logistycznie – tłumaczy DGP Paweł Wroński, rzecznik prasowy MSZ, nie podając jednak konkretnej kwoty.

Czesi, którzy zapowiedzieli, że pierwsze pociski powinny trafić do Ukrainy jeszcze w czerwcu, tak by zdążyć przed planowaną przez Rosjan ofensywą, nie ujawniają szczegółów dostaw. Jaki będzie koszt tych zakupów? To informacja objęta tajemnicą. Ale można spróbować oszacować. W grudniu Agencja Uzbrojenia podpisała z konsorcjum spółek Polskiej Grupy Zbrojeniowej umowę na dostawę ok. 300 tys. pocisków 155 mm – jej wartość to ponad 10 mld zł. Z grubsza można więc szacować, że na 800 tys. sztuk trzeba będzie wydać 20–30 mld zł, czyli 5–7 mld euro. O ile środki finansowe zapewne w dużej mierze uda się zebrać (np. Niderlandy i Portugalia zapowiedziały przekazanie po 100 mln euro), to problemem może być to, skąd pozyskać pociski.

Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że w grę wchodziła m.in. Indonezja. Tymczasem w ostatnią sobotę marca w magazynie amunicji pod stolicą tego państwa Dżakartą wybuchł olbrzymi pożar. W internecie można znaleźć filmiki, na których widać eksplozje, zapewne właśnie pocisków. Przedstawiciel armii stwierdził, że w tym miejscu były składowane m.in. stare pociski, których data użycia zalecana przez producenta już minęła. Jednak to nie znaczy, że nie mogłyby one trafić do Ukrainy ani że w tym miejscu nie składowano także nowszej amunicji artyleryjskiej.

Trudno uwierzyć w przypadek, w to, że pożar wybuchł samoistnie – mówi nam osoba związana z jednym z koncernów zbrojeniowych. Jasno sugeruje, że za incydentem mogą stać rosyjskie służby specjalne. Inny rozmówca przypomina, że w 2014 r. doszło do wybuchu w składzie amunicji w czeskich Vrběticach, a siedem lat później przedstawiciele rządu w Pradze informowali, że za zamachem najpewniej stał rosyjski Główny Zarząd Wywiadowczy GRU, a dokładniej odpowiedzialna za dywersję jednostka 29155.

Na razie nie ma żadnych dowodów na to, że za pożarem pod Dżakartą również stali Rosjanie, ale według osób, z którymi rozmawiał DGP, może to być ostrzeżenie dla innych potencjalnych dostawców.

Najpewniej Czesi rozmawiali o dostawach amunicji także z Indiami, które jeszcze do niedawna kupowały w Rosji bardzo dużo uzbrojenia. I choć w ostatnich latach Delhi bardziej nastawiło się na uzbrojenie francuskie, to związki z Moskwą wciąż pozostają żywe, a przykład z Indonezji może wpłynąć na decyzje władz. Inne potencjalne państwa, gdzie nasi południowi sąsiedzi mogą ruszyć po zakupy artylerii, to m.in. Bułgaria, Turcja i Korea, ale przynajmniej ta ostatnia najpewniej nie ma już wolnych mocy przerobowych na szybkie dostawy, ponieważ zamówienia złożyły tam m.in. Wojsko Polskie i Amerykanie.

Dostawy amunicji najpewniej potrwają kilka miesięcy. Jeśli wziąć pod uwagę to, że Ukraińcy do skutecznej obrony potrzebują co najmniej kilku tysięcy pocisków artyleryjskich dziennie, 800 tys. sztuk zapowiadane przez Czechów może im starczyć na nieco mniej niż pół roku. Nadzieja dla nich w tym, że zdolności produkcyjne zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych są zwiększane i najpóźniej w drugiej połowie 2025 r. trudności z zaopatrzeniem będą mniejsze. ©℗

Grupa państw wyda na dostawy dla Ukrainy kilka miliardów euro