Po izraelskim ataku na konwój humanitarny w Strefie Gazy, w którym zginęli obywatele Polski, Australii, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, przywódcy państwa żydowskiego postanowili testować granice swoich sojuszników.

Po zamknięciu papierowego wydania DGP otrzymaliśmy informację, że ambasador Izraela został wezwany na spotkanie z wiceministrem spraw zagranicznych Andrzejem Szejną. Rozmowa odbędzie się w piątek. Minister Radosław Sikorski zapowiedział zaś, że rodzinie zabitego Polaka powinno należeć się odszkodowanie, jeśli śledztwo wykaże, że Izrael dokonał świadomego ataku.

Ambasador Izraela w Warszawie Ja’akow Liwne wyraził ubolewanie z powodu tego, co określił mianem „tragicznej śmierci”. Tylko że oburzenie Polaków brutalnym nalotem na cywilów uznał za przejaw antysemityzmu. „Antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia” – napisał na portalu X (dawniej Twitter). W rozmowie z DGP podkreślał, że choć pracownicy sektora humanitarnego zginęli od izraelskiego ostrzału, winę ponosi Hamas. – Terroryści nie noszą mundurów. To oczywiste, że w takich warunkach może dojść do tragedii – stwierdził. To narracja, z której skorzystał również premier Binjamin Netanjahu. – Takie rzeczy zdarzają się na wojnie – mówił we wtorek „Bibi”. Codziennością jest uderzanie do skutku w oznakowany konwój?

Centrolewicowy dziennik „Ha-Arec” sugeruje, że poniedziałkowy atak trudno uznać za nieszczęśliwy wypadek. W kierunku konwoju World Central Kitchen, który miał eskortować ciężarówkę z pomocą żywnościową do magazynu w Dajr al-Balah, wystrzelone zostały trzy pociski.

Izraelczycy celowali w „uzbrojonego mężczyznę”. Sęk w tym, że w żadnym z pojazdów go nie było. Z opublikowanej na łamach dziennika analizy wynika, że bezpośrednią przyczyną mogło być nieumiejętne zarządzanie kadrami. – To frustrujące. Staramy się, jak najdokładniej uderzać w terrorystów i wykorzystujemy do tego celu wszystkie dostępne dane wywiadowcze, a ostatecznie jednostki w terenie decydują się na ataki bez żadnego przygotowania – cytowali swoje źródła w sektorze obronnym izraelscy dziennikarze.

Sprawa staje się jeszcze bardziej problematyczna po zestawieniu z niedzielnym – niezwykle precyzyjnym i opartym na profesjonalnych danych wywiadowczych – uderzeniem Izraela w rezydencję ambasadora Iranu w Damaszku, w którym zginęli ważni dowódcy sił Al-Kuds Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.

W tej sytuacji nie dziwi odpowiedź premiera Donalda Tuska na słowa Netanjahu i Liwnego. „Zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość” – napisał. Minister Radosław Sikorski stwierdził zaś, że „radzi (Izraelowi – red.) więcej umiaru i pokory”. Tylko że nawet po takich słowach ambasador nie został wezwany do MSZ. Na taki ruch zdecydowali się za to Brytyjczycy, którzy w ataku stracili aż trzech obywateli. Również premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak ostrzej skomentował poniedziałkową tragedię. Ostrzegł Netanjahu, że sytuacja w Strefie Gazy jest „coraz bardziej nie do zniesienia” i potępił „przerażające zabójstwo” pracowników organizacji.

Reakcje przedstawicieli rządu Tuska i prezydenta Andrzeja Dudy od początku budziły wątpliwości. Tym bardziej że zabójstwo Polaka kwalifikuje się jako zbrodnia wojenna. Prawo międzynarodowe zabrania strzelania do cywilów i chroni konwoje humanitarne. A ten, którym poruszał się Damian Soból, był prawidłowo oznaczony logo organizacji.

Także na dachu, o czym piszą nie tylko zachodnie, ale i izraelskie media. W rządowych i prezydenckich oświadczeniach zabrakło wzmianki, że to Izrael ponosi odpowiedzialność za śmierć pracowników. Choć marszałek Sejmu Szymon Hołownia przekonywał, że Polska „powinna domagać się odszkodowania i ścigania zbrodni wojennej”, podobne zapowiedzi nie padły z ust polskiego premiera czy szefa dyplomacji.

W tym sensie Polska przyjmuje strategię podobną do Amerykanów.

Niezadowolenie i frustracja działaniami izraelskiego rządu rosną, ale tradycyjny sojusz z państwem żydowskim bierze górę. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA John Kirby mówił po ataku, że „nie ma dowodów, że Izraelczycy uderzyli w konwój celowo oraz że wiedzieli, co i kogo atakują”. – Na razie nie doszło także do incydentów, w których naruszyliby międzynarodowe prawo humanitarne – przekonywał na briefingu prasowym.

Działanie Polski jest o tyle dziwne, że po wygranych przez obóz Tuska wyborach Warszawa nie spieszyła się do odbudowy nadwyrężonych po latach rządów Prawa i Sprawiedliwości relacji z Tel Awiwem. Kiedy Republika Południowej Afryki złożyła przeciw Izraelowi skargę do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości za naruszenie Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, władze kraju nakłaniały sojuszników do publikacji oświadczeń, w których sprzeciwiliby się temu, co Izraelczycy określili mianem „oburzających, absurdalnych i bezpodstawnych zarzutów”.

Polska na prośbę nie odpowiedziała, a na zamkniętym spotkaniu poświęconym eskalacji napięć na Bliskim Wschodzie jeden z dyplomatów przekonywał, że MTS powstał właśnie po to, by takie sprawy badać.

Dziś sprawa jest poważniejsza, bo dotyczy bezpośrednio interesu Polski, a ograniczona reakcja jest korzystna przede wszystkim dla Netanjahu.

Zachód mógłby wykorzystać poniedziałkową tragedię do wzmocnienia presji na „Bibiego” w celu osiągnięcia porozumienia w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy. Byłoby to korzystne także dla samych Izraelczyków, którzy nawołują do takiego rozwiązania, chcąc uwolnić przetrzymywanych w enklawie zakładników.

Jak podkreśla w rozmowie z DGP Julien Barnes-Dacey z European Council on Foreign Relations, władze Izraela liczą na bezwarunkowe wsparcie Zachodu. – Nie wykazał on dotychczas determinacji w nakładaniu sankcji na Izrael za to, że przekroczył granice, prowadząc wojnę w Gazie. Atak na pracowników odzwierciedla trwałą i świadomą politykę Izraela – tłumaczy. I dodaje: brutalność operacji i liczba naruszeń prawa humanitarnego wymagają bardziej stanowczego stanowiska Europy, która powinna nałożyć na Izrael kary za charakter ofensywy w Strefie Gazy. Po 7 października na jej terytorium zginęło już ponad 30 tys. Palestyńczyków. ©℗