Dyskusja o uzupełnieniu strat w armii stała się kolejną odsłoną przepychanek między prezydentem a głównodowodzącym.

Wołodymyr Zełenski zamierza rozwiązać kadrowe problemy Sił Zbrojnych Ukrainy (ZSU) zaostrzeniem przepisów mobilizacyjnych. Jednocześnie próbuje obarczyć odpowiedzialnością za zmiany wojsko. W tle spory ze Sztabem Generalnym i utrata inicjatywy na froncie, czego ostatnim przejawem było opuszczenie ruin Marjinki, o którą boje toczyły się niemal nieprzerwanie od 2014 r.

25 grudnia wierni Prawosławnej Cerkwi Ukrainy i grekokatolicy po raz pierwszy świętowali Boże Narodzenie zgodnie z nowym kalendarzem. Tego samego dnia rząd Denysa Szmyhala przesłał do Rady Najwyższej dwa projekty ustaw. Pierwszy o „wprowadzeniu zmian do niektórych aktów normatywnych Ukrainy w sprawie udoskonalenia pewnych kwestii dotyczących mobilizacji, rejestracji wojskowej i odbywania służby wojskowej” i drugi, zaostrzający kary za przestępstwa wojskowe. Propozycje wywołały ogromną debatę. Propozycja zakłada obniżenie wieku podlegających mobilizacji z 27 do 25 lat i możliwość rozsyłania powołań drogą elektroniczną, choć jeszcze dzień przed wniesieniem projektu wicepremier ds. cyfryzacji Mychajło Fedorow zapewniał, że „wezwań przez Diję (odpowiednik mObywatela – red.) nie będzie nigdy”. Osoby o nieuregulowanym stosunku do służby nie będą mogły pełnić funkcji państwowych.

Mężczyźni, którzy nie odpowiedzą na wezwanie, mają zostać zrównani z dłużnikami. Zgodnie z prawem nie mogą oni wyjeżdżać za granicę, wyrobić prawa jazdy, kupować ani sprzedawać nieruchomości, otrzymać kredytu. Z drugiej strony nowelizacja pozwala na demobilizację po 36 miesiącach służby. Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji żołnierze ZSU służą bezterminowo. Początkowo nie wywoływało to większych emocji, ponieważ dominowało przekonanie, że wojna potrwa najwyżej kilka miesięcy. Teraz to się zmieniło. Zgodnie z opublikowanym wczoraj sondażem Fundacji Inicjatywy Demokratyczne i Centrum Razumkowa 53,5 proc. Ukraińców uważa, że pokoju nie będzie przez co najmniej rok. Co więcej, słabnie optymizm. Wiarę w zwycięstwo wciąż deklaruje 88 proc. pytanych, ale już o „jednoznacznej wierze” mówi 63 proc., a nie 78 proc., jak rok temu.

Zdziwienie wywołał już fakt, że projekty zainicjował rząd, a nie prezydent. Związany z opozycją były szef MSW Jurij Łucenko zauważył, że to wbrew ustawie o mobilizacji. „To żelazna logika. Tylko prezydent dysponuje pełną informacją z różnych, niepodporządkowanych rządowi i Sztabowi Generalnemu źródeł, na których podstawie wyznacza zasięg i terminy mobilizacji. Nikt poza nim nie otrzymuje informacji wywiadowczych od Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, wywiadu zagranicznego itp. Właśnie dlatego prezydent podczas wojny staje się Naczelnym Wodzem. I to nie jest rola w heroicznym show, ale obowiązki” – napisał na Facebooku. O problemach z rotacją ze względu na nieefektywne uzupełnianie strat wojskowi mówią od miesięcy. Władze reagowały kreatywnie, od umieszczania ogłoszeń o naborze na konkretne stanowiska w wojsku na portalach z ofertami pracy po kampanie billboardowe zachęcające do wstępowania do konkretnych oddziałów. Skutki były najwyraźniej dalekie od oczekiwanych, konkretne liczby pozostają tajemnicą wojskową.

Wzięcie odpowiedzialności za ustawy przez rząd to nie wszystko. Prezydent we wtorkowym wystąpieniu dodał, że „byłoby właściwe, gdyby wojskowi razem z deputowanymi zdecydowali, jakie gwarancje dla sił obrony powinno się wprowadzić w przyszłym roku”. „Prezydent uparcie stara się przerzucić swój bezpośredni obowiązek na innych” – pisał Łucenko. We wtorek „Ukrajinśka prawda” napisała, powołując się na źródła w rządzącym Słudze Narodu, że jego posłowie otrzymali rekomendację, by unikać komentowania projektów, ponieważ „komunikowaniem społeczeństwu mają się zajmować wojskowi, którzy się o nią zwrócili”. Zełenski mówił przed tygodniem, że to wojskowi „zaproponowali zmobilizowanie dodatkowych 450–500 tys. osób”.

W odpowiedzi głównodowodzący gen. Wałerij Załużny zwołał przedwczoraj własną konferencję prasową. Oficer ponownie dał do zrozumienia, że problemy ZSU częściowo wiążą się z odwołaniem w sierpniu kierowników terytorialnych centrów uzupełnień (TCK), odpowiedników wojskowych komend uzupełnień. Szefów TCK odwołał Zełenski ze względu na oskarżenia części z nich o korupcję. Już wcześniej Załużny mówił, że „to byli profesjonaliści, którzy wiedzieli, jak to robić, a teraz ich nie ma”. – Jeśli chodzi o TCK, uczciwie mówiąc, nie jestem na razie zadowolony z ich pracy – powiedział 26 grudnia. – Potrzebuję ludzi, potrzebuję amunicji, potrzebuję broni – dodał. ©℗

Czytaj też: Niespokojna noc w Ukrainie. Wybuchy blisko polskiej granicy