Netanjahu rozpoczął kampanię wyborczą. Walczy o polityczne przetrwanie, sprzeciwiając się planom Waszyngtonu dotyczącym przyszłości Strefy Gazy.

– Tragiczna śmierć trzech zakładników złamała mi serce, złamała serce narodu – mówił podczas sobotniej konferencji prasowej premier Izraela Binjamin Netanjahu. W piątek przetrzymywani w Strefie Gazy Izraelczycy zostali omyłkowo zastrzeleni przez Siły Obronne Izraela (IDF). Rodziny zakładników, które od początku wojny regularnie protestują na ulicach izraelskich miast przeciwko strategii wojennej premiera, wpadły w jeszcze większą rozpacz. „Ich czas się kończy, sprowadźcie ich do domu!” – skandował w weekend tłum demonstrantów przed siedzibą wojska w Tel Awiwie.

Szacuje się, że Hamas i sojusznicze organizacje wciąż przetrzymują ok. 120 osób. „Bibi” zasugerował co prawda powrót do negocjacji w sprawie ich uwolnienia. Izraelskie media informowały, że w rezultacie piątkowych wydarzeń zgodził się na spotkanie szefa Mosadu Dawida Barnei z premierem Kataru Muhammadem ibn Abd ar-Rahmanem Al Sanim, który pomógł w zawarciu listopadowego porozumienia w sprawie wymiany części zakładników na przetrzymywanych w izraelskich więzieniach Palestyńczyków. Problem w tym, że szef rządu przyrzekł jednocześnie, że ofensywa w Gazie będzie kontynuowana, dopóki Hamas nie zostanie zniszczony. – Walczymy o nasze istnienie – stwierdził.

Tocząca się w palestyńskiej enklawie wojna to bowiem w coraz większym stopniu także osobista walka Netanjahu o przetrwanie. Polityk spędził ostatnie tygodnie, próbując utrzymać poparcie społeczne w obliczu ataków ze strony politycznych rywali, rosnącej presji na powrót przetrzymywanych w Gazie zakładników i pogłębiającej się krytyki na arenie międzynarodowej. Także ze strony najbliższego sojusznika.

Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden ostrzegł w ubiegłym tygodniu, że państwo żydowskie traci poparcie świata. – Bezpieczeństwo Izraela może zależeć od Stanów Zjednoczonych, ale wspiera go większość świata. Izrael zaczyna jednak tracić to poparcie przez masowe bombardowania, które mają miejsce w Strefie Gazy – powiedział Biden na wydarzeniu charytatywnym w Waszyngtonie. Amerykanie naciskają na szybkie zakończenie walk.

Biden zasugerował, że „Bibi” musi podjąć trudną decyzję. – Nie ma wątpliwości co do konieczności walki z Hamasem. Myślę jednak, że Netanjahu musi się zmienić. Jego rząd bardzo to utrudnia – powiedział.

Chodzi przede wszystkim o kontrowersyjnego ministra bezpieczeństwa narodowego Itamara Ben Gewira. To skrajnie prawicowy polityk, który sprzeciwia się wspieranemu przez Amerykanów rozwiązaniu dwupaństwowemu i wzywa do przywrócenia izraelskiej kontroli nad całym Zachodnim Brzegiem i Strefą Gazy.

Netanjahu zdaje się jednak podążać w innym kierunku, niż oczekiwaliby od niego amerykańscy sojusznicy. Na apel Bidena odpowiedział za pośrednictwem opublikowanego w mediach społecznościowych nagrania.

Wyraźnie odrzucając jedną z kluczowych propozycji Białego Domu, czyli wzmocnienia Autonomii Palestyńskiej na Zachodnim Brzegu. Tak by w przyszłości mogła przejąć zarządzanie Strefą Gazy. Netanjahu niedawno zasygnalizował zamiar powojennej okupacji enklawy na czas nieokreślony.

„Chciałbym wyjaśnić moje stanowisko: nie pozwolę Izraelowi powtórzyć błędów z Oslo” – wskazywał, odnosząc się do porozumień z 1993 r., które miały stworzyć historyczną mapę drogową do pokoju między Izraelczykami a Palestyńczykami. Porozumienie to jest znienawidzone przez izraelską prawicę. – Nie pozwolę na umieszczenie w Gazie ludzi, którzy uczą terroryzmu, wspierają terroryzm, finansują terroryzm – powiedział „Bibi”.

Anshel Pfeffer, publicysta centrolewicowego dziennika „Ha-Arec” i autor biografii Netanjahu, napisał, że nagranie to oznacza początek kampanii wyborczej w Izraelu. Choć głosowanie powinno się odbyć planowo w 2026 r., Izraelczycy najpewniej udadzą się do urn już w przyszłym roku. „Ten film nie był skierowany do Bidena. Nagrał go w języku hebrajskim, bo w rzeczywistości był przeznaczony wyłącznie na użytek wewnętrzny” – przekonywał Pfeffer.

Poparcie dla Netanjahu i jego prawicowego rządu drastycznie spadło po ataku Hamasu z 7 października, który zrujnował wizerunek premiera jako obrońcy bezpieczeństwa narodowego. Biorąc pod uwagę jego słabnącą pozycję i powszechne oczekiwania, że może zostać odsunięty od władzy po zakończeniu walk, Netanjahu ma silną motywację do przedłużenia ofensywy wojskowej. Jednocześnie przygotowuje się do wyborów. Stanowisko premiera sugeruje, że prowadzi kampanię mającą na celu utrzymanie władzy poprzez wzmocnienie poparcia wśród swojej prawicowej bazy i centrowych Izraelczyków, którzy sprzeciwiają się niepodległości Palestyny. Sondaże wskazują, że może to być kluczowa kwestia. Z opublikowanego wczoraj przez Uniwersytet Hebrajski sondażu wynika, że tylko 11 proc. Izraelczyków popiera przejęcie kontroli nad Gazą przez Autonomię Palestyńską po wojnie. ©℗