I Moskwa, i Kijów walczą o wsparcie rozwijającego się świata. Ale opowiedzenie się Ukraińców po stronie Izraela może zniechęcić państwa arabskie do współpracy z nimi.

Wybuch wojny między Izraelem a Hamasem wymusza na pogrążonych w walkach Ukrainie i Rosji wzmocnienie wysiłków dyplomatycznych. Rosjanie stawiają na Palestynę. Moskwa październikowego ataku Hamasu na terytorium państwa żydowskiego nie potępiła. Na Kremlu gościli już zresztą wysocy rangą przedstawiciele Hamasu. Bojownicy ogłosili później, że poszukują w Strefie Gazy ośmiu zakładników, o których uwolnienie zabiega Rosja. – Robimy to, bo uważamy ją za naszego najbliższego przyjaciela – powiedział członek Biura Politycznego Hamasu Abu Marzouk.

Wizyta Hamasu w Moskwie zwiększa obawy Izraela, że Rosja rewiduje swoją politykę zagraniczną. Tak aby jeszcze bardziej pogłębić sojusz z Iranem, patronem organizacji. „Czyim sojusznikiem jest Izrael? Stanów Zjednoczonych. A czyim jest Iran i otaczający go świat muzułmański? Naszym” – napisał na Telegramie członek państwowej Dumy Federacji Rosyjskiej Andriej Gurulow. Stosunki między Rosją a Izraelem stały się jeszcze bardziej napięte po niedzielnych zamieszkach w Dagestanie, na terenie którego mieszkają w większości muzułmanie. Setki propalestyńskich demonstrantów wdarły się na tamtejsze lotnisko w poszukiwaniu przylatujących z Tel Awiwu Izraelczyków.

Przed atakiem Hamasu relacje na linii Rosja–Izrael były stosunkowo dobre. Nawet w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Władze państwa żydowskiego odmawiały nałożenia sankcji na Kreml i przekazywania broni Ukraińcom. Premier Binjamin Netanjahu przez lata nazywał zresztą prezydenta Władimira Putina swoim „drogim przyjacielem”. Od 2015 r. izraelski przywódca odwiedził Rosję ponad 10 razy, a podczas kampanii wyborczej w 2019 r. nad siedzibą swojej partii powiesił plakat przedstawiający obu uśmiechających się przywódców.

„Wsparcie Moskwy dla palestyńskich bojowników jest napędzane pragnieniem wzmocnienia swojej pozycji na globalnym Południu. Rosja korzysta z okazji, by promować narrację, zgodnie z którą rzuca wyzwanie temu, co Putin nazywa «paskudnym neokolonialnym systemem»” – przekonują analitycy think tanku Carnegie Endowment for International Peace Milàn Czerny i Dan Storyev.

Tylko że o serca mieszkańców globalnego Południa walczy też Ukraina. Służyć mają temu m.in. organizowane przez rząd w Kijowie rozmowy pokojowe. Sierpniową rundę przeprowadzono w Arabii Saudyjskiej. Zachód wiedział, że tylko organizacja wydarzenia na neutralnym gruncie zachęci rozwijający się świat i jego samozwańczego lidera – Chiny – do udziału. Tak też się stało. Do królestwa zjechali się politycy z ok. 40 państw. W miniony weekend na Malcie odbyła się trzecia runda konferencji. Choć udział wzięli przedstawiciele 60 państw stojących po stronie Palestyny, to zabrakło przy stole Chin, Egiptu czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Pytanie, czy wpływ na ich decyzję miała reakcja Kijowa na wydarzenia na Bliskim Wschodzie. – Hamas i Rosja to takie samo zło. Jedyną różnicą jest to, że tam jest organizacja terrorystyczna, która zaatakowała Izrael, a tutaj jest państwo terrorystyczne, które zaatakowało Ukrainę – powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski. Ukraiński przywódca chciał nawet wybrać się w ramach solidarności do państwa żydowskiego, ale kierowany przez „Bibiego” rząd gościć Ukraińca nie chciał. Uznając, że to nie jest czas na tego typu wizyty. Mimo że kraj odwiedzali w międzyczasie przywódcy państw Zachodu. Netanjahu współpracy z Kijowem może nie chcieć pogłębiać, bo Izrael musi utrzymać stabilne stosunki z Kremlem. Choćby ze względu na obecność wojskową Rosji w Syrii.

Zdecydowane poparcie Zełenskiego dla Izraela może zniweczyć za to wysiłki Kijowa na rzecz zdobycia poparcia rozwijających się państw. Kraje takie jak Turcja, Arabia Saudyjska i Katar zapewniały Ukrainie wsparcie w negocjacjach dotyczących m.in. wymiany jeńców czy eksportu zboża. – Eskalacja przemocy w Gazie stawia Ukrainę w trudnej sytuacji. Władze mają dylemat. Z jednej strony solidarność z Izraelem jest zrozumiała, ponieważ zaatakowana została tam ludność cywilna. To coś, czego Ukraina doświadczyła – wskazuje w rozmowie z DGP analityczka think tanku Atlantic Council Jewgienija Gaber. Z drugiej strony problem – zdaniem ekspertki – polega na tym, że na przestrzeni ostatnich miesięcy ukraiński rząd, eksperci i dziennikarze wkładali wiele wysiłku w zbliżenie się do świata arabskiego i krajów Zatoki Perskiej. – Wyjaśnialiśmy im sytuację w Ukrainie. Tłumaczyliśmy, że Rosja jest w rzeczywistości państwem kolonialnym, a nie zbawcą. Teraz te relacje mogą stać się napięte, bo Ukraina nie zapewniła szczególnego wsparcia Palestyńczykom. Nasza dyplomacja powinna być więc bardzo wyważona. Tak aby złapać tę chwiejną równowagę między obroną prawa humanitarnego a wspieraniem ofiar ataków po obu stronach barykady, ale także utrzymywaniem dobrych stosunków zarówno z Izraelem, jak i ze światem arabskim – wyjaśnia Gaber. Podkreślając, że nie wszystkie relacje Kijowa są uzależnione od wydarzeń na Bliskim Wschodzie. – W przypadku Turcji sytuacja wygląda inaczej. Po wybuchu wojny w Ukrainie obie strony wypracowały silne i odporne na sprawy międzynarodowe relacje – mówi. ©℗