Amerykanie planują w przyszłym roku produkować miesięcznie nawet 80 tys. sztuk amunicji kalibru 155 mm. Zabiega o nią Ukraina, a ostatnio także Izrael.

Potrzeby Ukrainy są ogromne. Zgodnie z szacunkami wojsko naszego sąsiada wystrzeliwuje miesięcznie nawet do 110 tys. pocisków kalibru 155 mm. Liczba imponująca, choć to zaledwie około jedna czwarta amunicji tego typu, jaką zużywają Rosjanie.

Moce produkcyjne USA są znacznie mniejsze. Obecnie Amerykanie mają wytwarzać ok. 24 tys. sztuk takiego rodzaju amunicji miesięcznie, co i tak jest wzrostem o prawie połowę w porównaniu z czasem przed rozpoczęciem przez Władimira Putina rok temu inwazji na Ukrainę. Produkcja ma stopniowo rosnąć – rzecznik prasowy Pentagonu Pat Ryder zapowiadał 80 tys. miesięcznie w przyszłym roku, ale to optymistyczny scenariusz. „Financial Times” przewiduje, że taką liczbę największa gospodarka świata osiągnie pewnie dopiero w 2025 r.

Rozwiązaniem, by zapewnić wysokie poziomy produkcji, jest współpraca z sojusznikami. Dlatego Amerykanie podpisali umowy z Bułgarią oraz Koreą Południową. Kluczowym partnerem są jednak Niemcy. Gigant przemysłu obronnego RFN Rheinmetall wytwarzał w 2022 r. aż 60–70 tys. pocisków o kalibrze 155 mm miesięcznie.

Partnerstwa są konieczne, by zapobiec niedoborom. USA od lutego 2022 r. przekazały Ukrainie więcej tych pocisków (ponad dwa miliony), niż zakupiły z innych państw w ciągu dekady.

Sytuację zmienia zaognienie się konfliktu zbrojnego na Bliskim Wschodzie i izraelska inwazja na Strefę Gazy. Jedną z pierwszych decyzji USA po rozpoczęciu odwetowego izraelskiego ataku było przekazanie swojemu sojusznikowi kilkudziesięciu tysięcy sztuk amunicji kalibru 155 mm. Początkowo zapasy te były przeznaczone dla Ukrainy, ale Pentagon uznał Izrael za ważniejszy kierunek. Był to tylko jeden z elementów szerszego wojskowego wsparcia zza Atlantyku. Rząd Binjamina Netanjahu otrzymał też precyzyjnie naprowadzaną amunicję czy pociski do systemu obrony przeciwrakietowej Żelazna Kopuła. Urzędnicy z Waszyngtonu zapewniają, że napływ broni do Izraela będzie trwały. Przegłosowanie w Kongresie w tej sprawie większego wsparcia wydaje się jedynie kwestią czasu, bowiem nie słychać istotnych głosów sprzeciwu wśród kluczowych polityków.

Prócz amunicji konkurencja na linii Ukraina-Izrael może obejmować też dostawy ręcznie odpalanych pocisków kierowanych Stinger. Broń ta okazała się bardzo skuteczna w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji, a Stany Zjednoczone miały przekazać ukraińskiej armii łącznie ok. 2 tys. tych przenośnych zestawów rakietowych. Stingery mogą się okazać przydatne też dla Izraela, jeśli armia tego kraju na dłużej zdecyduje się walczyć w warunkach miejskich Strefy Gazy.

Oficjalnie Pentagon uspakaja. Komunikaty brzmią: „Mamy wszystko, czego potrzebujemy, by wspierać oba kraje”. Faktem jest jednak, że amerykańska baza przemysłowa potrzebna do produkcji amunicji podupadała od zakończenia zimnej wojny, a jej odbudowa dopiero rusza. Po 1989 r. akcent został położony na zaawansowany sprzęt wojskowy, a nie magazynowanie pocisków przeznaczonych do długich konfliktów lądowych. – Rzeczywistość jest taka, że tak naprawdę nie mamy na tyle amunicji ani bazy przemysłowej, by w jednym momencie dotrzymać kroku wyzwaniom w dziedzinie bezpieczeństwa w Europie, na Bliskim Wschodzie i w Azji – ostrzegał niedawno Matthew Kroenig, ekspert ośrodka analitycznego Atlantic Council. Jego słowa mogą niepokoić, to doświadczony urzędnik, który pracował w Pentagonie za trzech prezydentów – George’a W. Busha, Baracka Obamy oraz Donalda Trumpa. ©℗