Opozycja nie chce, by w skład rządu jedności narodowej weszli skrajnie prawicowi politycy. Gospodarka Izraela słabnie. Wojsko szykuje się do operacji lądowej w Gazie.
Wybuch wojny tylko pozornie sprawił, że polityka w Izraelu zeszła na dalszy plan. – Nikt na opozycji nie skrytykuje publicznie Binjamina Netanjahu ani działań jego administracji w pierwszych kilku dniach wojny. Musimy być zjednoczeni. Nie zmienia to faktu, że pojawiają się nieco bardziej ukryte głosy krytyki dotyczące np. planów utworzenia rządu jedności narodowej – tłumaczy w rozmowie z DGP emerytowana pułkownik Sił Obronnych Izraela (IDF) i szefowa izraelskiego Institute for Counter-Terrorism Miri Eisin. Chodzi o to, że – jak mówi – „Bibi” chce wykorzystać okazję do budowy rządu, do którego jeszcze w ubiegłym roku nikt nie chciał dołączyć. Nie idąc jednocześnie na żadne kompromisy w sprawach, które uniemożliwiły mu współpracę z innymi ugrupowaniami po wyborach w listopadzie 2022 r. Koalicji z Netanjahu odmówili wówczas m.in. szef frakcji Zjednoczenia Narodowego Beni Ganc. Skazując „Bibiego” na współrządzenie z ekstremistami. – Te spory są więc dziś trochę jak taki potwór pod łóżkiem, o którym się głośno nie rozmawia – wyjaśnia Eisin.
Netanjahu już w sobotę zaproponował utworzenie rządu jedności narodowej. Ale opozycja stawia warunki. Ganc chce, by poza jego składem znaleźli się skrajnie prawicowi ministrowie: odpowiedzialny za bezpieczeństwo wewnętrzne Itamar Ben Gewir i nadzorujący resort finansów Becalel Smotricz. Szef partii Jesz Atid Ja’ir Lapid, który w 2021 r. utworzył z Gancem koalicję rządową (przetrwała rok), już w weekend przekonywał, że premier nie będzie w stanie zarządzać wojną przy obecnym składzie gabinetu, który jest zależny od ultraortodoksyjnych partii z ograniczonym doświadczeniem w zakresie bezpieczeństwa.
Dlatego Ganc i sprzymierzony z nim były Szef Sztabu Generalnego IDF Gadi Eisenkot domagają się stworzenia mechanizmu, który zapewni im coś na kształt prawa weta w odniesieniu do decyzji dotyczących bezpieczeństwa.
„Nie chodzi o to, by zastąpić premiera lub ministra obrony. To po prostu sposób wpływania na zarządzanie wojną” – powiedział w rozmowie z izraelskim „Ha-Arecem” anonimowy członek ugrupowania. Dodając, że Ganc chce osiągnąć tymczasowe porozumienie z Netanjahu tylko na czas trwania wojny, a następnie powrócić do opozycji. Strony nalegają również, by podczas kadencji rządu nadzwyczajnego nie były procedowane żadne ustawy Knesetu niezwiązane z wojną. Do zamknięcia tego wydania DGP decyzja o utworzeniu kryzysowej administracji nie została podjęta.
Sam „Bibi” najprawdopodobniej pozostanie na stanowisku szefa rządu tak długo, jak potrwa wojna. „Być może później będzie musiał pójść w ślady Goldy Meir i Menachema Begina. Oboje zbudowali reputację zagorzałych premierów stawiających bezpieczeństwo na pierwszym miejscu, ale zostali usunięci po poważnych porażkach w zakresie bezpieczeństwa i wojskowości, odpowiednio po wojnie Jom Kipur i nieudanej inwazji na Liban na początku lat 80.” – wskazuje we wstępnej analizie sytuacji ekspert ds.bezpieczeństwa think tanku Royal United Services Institute Tobias Borck.
Choć wieloletni przywódca Izraela znany jest z umiejętnego radzenia sobie z problemami. Na razie od władzy nie odsunął go nawet toczący się przeciwko niemu proces korupcyjny. – Chciałabym, by zachował się jak człowiek i po tak kolosalnej porażce zrezygnował ze stanowiska. Ale jedyne, czego możemy być w obecnej sytuacji pewni, to fakt, że tego nie zrobi – przekonuje Eisin.
Teraz państwo żydowskie zajmuje się przede wszystkimi kwestiami przyziemnymi. Szkoły w całym kraju pozostają zamknięte (z niedzielnej decyzji wynika, żeod dziś lekcje miałyby być stopniowo wznawiane; obostrzenia mogą jednak zostać przedłużone), a uniwersytety wstępnie przesunęły rozpoczęcie roku akademickiego o tydzień, na 22 października.
Ministerstwo zdrowia ogłosiło, że studenci medycyny czy pielęgniarstwa, którzy nie zostali zmobilizowani jako rezerwiści IDF, mogą zostać wezwani do służby medycznej. Decyzja o rekrutacji studentów została podjęta przy założeniu, że zapotrzebowanie na większą liczbę pracowników będzie się utrzymywać przez długi czas.
Dużym wyzwaniem pozostaje również gospodarka. Ta wywoła typowe dla konfliktów ze Strefą Gazy straty: spadek przychodów z turystyki, paraliż działalności gospodarczej na południu kraju, wzrost wydatków na obronność czy nieobecność pracowników z powodu służby wojskowej. Tym razem odbicie może być jednak trudniejsze niż zwykle. Szekel, izraelska waluta, słabnął już przed atakiem Hamasu. Między innymi ze względu na kontrowersyjny plan reformy sądownictwa, który wywołał falę protestów w kraju. We wtorek wartość szekla spadła do najniższego poziomu od początku 2016 r., wynosząc 3,95 względem 1 dol. amerykańskiego. W sumie w 2023 r. waluta straciła już 11 proc. swojej wartości. Dlatego bank centralny ogłosił w poniedziałek sprzedaż do 30 mld dol. w walutach obcych, by uchronić go przed załamaniem. Wskazując w oświadczeniu, że „będzie działał na rynku w nadchodzącym okresie w celu złagodzenia zmienności kursu wymiany szekla i zapewnienia niezbędnej płynności dla dalszego prawidłowego funkcjonowania rynków”.©℗