„Embargo nam się nie podoba, ale nie powinno nam ono przysłaniać skali polskiego wsparcia wojennego” – piszą ukraińscy eksperci i komentatorzy.

Choć ukraińscy komentatorzy nie popierają polskiego embarga na zboże znad Dniepru, to duża ich część krytykuje retoryczną przesadę, w jaką – w ich rozumieniu – popadły władze w Kijowie. Jej kulminacją było ubiegłotygodniowe wystąpienie prezydenta na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wołodymyr Zełenski powiedział w Nowym Jorku, że „niektórzy przyjaciele w Europie rozgrywają solidarność w politycznym teatrze, robiąc thriller ze zboża”. – Tak naprawdę pomagają przygotować scenę dla moskiewskiego aktora – dodawał. Polski z nazwy nie wymienił, ale powszechnie zostało to odebrane jako uderzenie w nasz kraj.

Alona Hetmanczuk, dyrektorka Centrum Nowa Europa i członkini Komitetu Konsultacyjnego Prezydentów Polski i Ukrainy, pisze na blogu na stronie „Ukrajinśkiej prawdy” o „emocjach zabijających zaufanie”. „Żaden poważny kryzys polsko-ukraiński nie został rozwiązany poprzez publiczne oskarżenia, emocjonalnymi wypadami i tanim trollowaniem. «Name and shame diplomacy», którą Ukraina doszlifowała podczas wielkiej wojny, na razie przynosi rezultat odwrotny od zamierzonego” – komentuje uznana analityczka polityki zagranicznej. Hetmanczuk przyznaje, że „rola Warszawy bywa niedoceniana przez Kijów”, przypominając, że Polska „chętnie stała się logistycznym hubem tranzytowym dla Ukrainy, proponując Amerykanom rolę, jaką Pakistan odgrywał podczas wojny w Afganistanie (Rzeszów jak Peszawar), ale Warszawa zawsze ostro reagowała na próby przekształcenia jej w stolicę tranzytową w drodze do Berlina, Londynu czy Waszyngtonu”.

Jurij Panczenko, założyciel opiniotwórczej „Jewropejśkiej prawdy” i częsty komentator spraw polsko-ukraińskich, krytykuje Polskę za „toksyczną reakcję” na pozew złożony przez Kijów do Światowej Organizacji Handlu, bo „droga sądowa czy arbitrażowa to cywilizowany sposób rozwiązywania problemów”. Panczenko zauważa jednak, że „bliżej końca tygodnia zaczęły się pojawiać sygnały, że strony rozumieją niebezpieczeństwo takiego zaostrzenia i są gotowe do dialogu”. „Inne pytanie, czy można było poczekać i nie psuć stosunków z ważnym sojusznikiem przed zakończeniem wojny. Oczywiście tak, wszak utrata polskiego rynku dla naszego zboża i kukurydzy jest nieprzyjemna, ale nie fatalna. Jednocześnie, godząc się raz na takie warunki, byłoby nam trudniej domagać się równości później. I ten argument okazał się dla naszej władzy bardziej znaczący od zamiaru uniknięcia sprzeczek do końca wojny”. Panczenko pisze zarazem, że ukraińscy urzędnicy z prezydentem na czele „nieudanymi wypowiedziami tylko podwyższali poziom napięcia”.

Nazar Kiś na analitycznym portalu Iq.net.ua obarcza winą za spór „eksporterów ukraińskiego zboża”. „U nas fraza «obrona ojczyźnianego producenta» kojarzy się przede wszystkim z nieruchomościami Rinata Achmetowa (najbogatszego oligarchy, aktywnego także w branży rolno-spożywczej – red.) w Szwajcarii i innymi grupami finansowo-przemysłowymi, właścicielami deputowanych, gazet i telewizji. Wszystkie ich majątki są bezpośrednim skutkiem «obrony narodowego wytwórcy» w kraju, zwykle kosztem reszty Ukraińców” – czytamy. „Cieszyliśmy się, że osobiste relacje prezydentów stały się fundamentem poprawy relacji między państwami i narodami. Okazało się, że to bardzo niepewny fundament. Demokracja tak nie działa” – dodaje Kiś i komentuje sarkastycznie, że kultury polityczne naszych krajów wyglądają niczym lustrzane odbicie, świadczące o bliskości kultur w ogóle.

W ironię ucieka także Ołeksij Arestowycz, nieszczególnie ceniony przez środowisko ekspert, ale chętnie słuchany przez masowego odbiorcę były doradca ekipy Zełenskiego. „Teraz musimy wypowiedzieć Polsce wojnę. Wtedy będzie tak, jak 100 lat temu. Co prawda i koniec będzie podobny, ale najwyraźniej bardzo tego chcemy. Wszystkie władze Ukrainy zaczynają różnie, ale kończą jednakowo: politycznym samobójstwem” – pisze na Facebooku Arestowycz. Z kolei Ołeh Bazar, redaktor naczelny portalu Lb.ua, zwraca uwagę, że konflikty polsko-ukraińskie są niebezpieczne dla obu stron. „Może warto wrócić do metafory Andrzeja Dudy o tonącym. Gdyby Ukraina utonęła, Polska, inni nasi sąsiedzi, NATO i Zachód jako całość zetknęliby się z problemami o takiej skali, że obecna sytuacja przypominałaby dziecięce igraszki” – pisze, ale zarazem zastrzega: „Pomoc Polski jest bezcenna, jej broń pomogła nam utrzymać się na nogach, a ona sama dała schronienie milionom Ukraińców (…). Mamy niespacalny dług wobec sąsiadów. I musimy o nim pamiętać”. ©℗