Ukraina zapowiedziała wprowadzenie embarga na niektóre warzywa i owoce z Polski. Zdaniem ekspertów, ale i samych producentów, nie spowoduje to perturbacji dla polskiego rynku spożywczego.

Od stycznia do lipca Polska sprzedała na Ukrainę żywność za ponad 2,8 mld zł. Wprawdzie pod tym względem szykował się kolejny rekordowy rok, bo wartość wzrosła rok do roku o 15 proc., to na tle całości eksportu udział żywności był relatywnie niewielki. Ukraińskie plany w zakresie wstrzymania importu niektórych produktów nie wpłyną więc znacząco na cały rynek. – Skutki embarga mogą co najwyżej odczuć pojedynczy producenci – uważa Grzegorz Rykaczewski z Banku Pekao.

„Jeśli Polska i Węgry nie podporządkują się decyzjom Komisji Europejskiej i nie skasują jednostronnego zakazu importu naszych towarów, my uchwalimy zakaz importu na Ukrainę określonych towarów z tych krajów” – napisał na Telegramie premier Denys Szmyhal. Ukraińskie władze zapowiedziały, że embargo zostanie nałożone tylko na jabłka, kapustę, pomidory i cebulę. W całości eksportu naszej żywności nad Dniepr nie odgrywają one znaczącej roli. Największy zarobek polskim firmom daje sprzedaż do tego kraju gotowych artykułów spożywczych, których wartość eksportu w tym roku to już 1,6 mld zł. Do tego jedynie w przypadku jabłek i cebuli wciąż są notowane wzrosty wartości sprzedaży, odpowiednio o 124 proc. i niemal 47 proc. W przypadku dwóch pozostałych kategorii, czyli pomidorów i kapusty, eksport rok do roku znacząco wyhamował.

– Wzrosty eksportu z 2022 r. to przede wszystkim efekt ograniczonej produkcji własnej Ukraińców, bo południe kraju było wyłączone z upraw. Być może po pierwszym roku wojny Ukraińcy przenieśli je w bezpieczniejsze rejony i choć częściowo odtworzyli swoją produkcję – tłumaczy Bożena Nosecka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Dodaje, że nawet w przypadku cebuli skala eksportu jest zbyt mała, by sprawić kłopoty polskim firmom. – Sprzedajemy tam 8–9 proc. całej produkcji. Przedsiębiorcy nie powinni mieć problemu ze znalezieniem innych rynków zbytu – ocenia. Dodaje, że także dla hodowców jabłek sankcje będą miał marginalne znaczenie. – Ukraina nigdy nie była i nie będzie istotnym importerem tych owoców. Ponadto w tym roku mamy ogromny spadek zbiorów, więc producenci nie będą mieli żadnych problemów z ulokowaniem produkcji na krajowym rynku – tłumaczy ekspertka IERiGŻ.

Skutki retorsji odczują najwyżej pojedynczy producenci

Podobnego zdania są sami producenci. Jak podkreślają w rozmowach z DGP, Ukraina to nie był dla nich priorytetowy rynek. – W ogóle nie współpracowaliśmy z odbiorcami z tego kraju. Nastawiamy się na kraje spoza UE, ale te z rejonu Afryki czy Azji – mówi Magdalena Woźniak z Appolonii, jednego z czołowych producentów jabłek w Polsce, który wysyła za granicę ok. 30 proc. produkcji. Jak tłumaczą nasi rozmówcy, Ukraina sama jest dużym producentem jabłek i soku z nich. Przebicie się na tym rynku z ofertą było więc trudne. Do tego trudno było uzyskać dobre ceny. A przy tym duży popyt na jabłka wciąż jest obecny na rynku polskim. Paulina Kopeć ze Stowarzyszenia Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw podkreśla zaś, że w obliczu zawirowań rynkowych z ostatnich miesięcy – znaczącego wzrostu kosztów energii i produkcji, suszy, koronawirusa, białoruskiego embarga na jabłka czy wojny – polscy producenci owoców i warzyw nauczyli się szybko reagować na zmieniające się warunki. I tym razem nie powinni mieć więc problemów ze znalezieniem nowych rynków zbytu towarów, przed którymi szlaban postawi Ukraina.

– Zapewne powstanie zamieszanie, które dotknie przede wszystkim eksporterów mających większą ekspozycję na Ukrainę. Natomiast nie uważam, że pojawi się nadpodaż na naszym rynku. Zbiory owoców i warzyw w tym sezonie są niższe, producenci mają ogromny problem ze zbiorami, bo brakuje ludzi do pracy. Więc przy niższej produkcji i niższym eksporcie rynek wyjdzie na zero – mówi Kopeć. I zaznacza, że embargo może wywołać pewne problemy dla pojedynczych przedsiębiorstw, ale nie dla całości branży. Również producenci cebuli nie spodziewają się zawirowań rynkowych. – Nasza firma nie sprzedawała cebuli na Ukrainę, a i wśród znajomych przedsiębiorców zajmujących się hodowlą warzyw okopowych ten kierunek jest mało popularny. Jeśli szły jakieś partie na Wschód, to były one bardzo symboliczne – ocenia Sławomir Chrzanowski, właściciel przedsiębiorstwa LuxOnion. Chrzanowski dodaje, że zamknięcie kanału sprzedaży na Wschód nie wpłynie też na ceny sklepowe. – Pośrednicy będą wymuszać na producentach niższą cenę skupu, używając argumentu embarga. Jeżeli kupią taniej, zwiększą sobie marżę, ale cena detaliczna pozostanie bez zmian – tłumaczy.

Grzegorz Rykaczewski zwraca zaś uwagę na to, że ilości warzyw i owoców eksportowane na Ukrainę nie są duże. – Nawet embargo na wszystkie towary spożywcze z Polski nie zdestabilizowałoby wewnętrznego rynku w branży – uważa. Także ukraińscy producenci mają świadomość, że embargo nie będzie miało znacznego wpływu. Taras Basztannyk, szef Ukraińskiego Stowarzyszenia Warzywniczego, powiedział serwisowi Agroportal.ua, że „znacznie bardziej znaczący dla Polski byłby zakaz importu produktów mięsnych i mlecznych”. Takich kroków nikt jednak nie zapowiada. Jak przekonują nasi rozmówcy z Kijowa – w tym wiceminister handlu Taras Kaczka (cała rozmowa poniżej) – groźba embarga i pozew do Światowej Organizacji Handlu mają nakłonić Warszawę (a także Bratysławę i Budapeszt) do większej ugodowości i przyspieszyć znalezienie kompromisu na wzór tego, który Ukraina wypracowała z Rumunią. Zgodnie z umową z Bukaresztem Rumunia wprowadzi licencje importowe, a sprzedaż ukraińskiego zboża będzie tam możliwa tylko w razie deficytu krajowej produkcji. ©℗

ikona lupy />
Eksport do Ukrainy artykułów rolno-spożywczych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe