Zwiększenie dostaw amunicji przez państwa członkowskie i domknięcie prac nad kolejnym pakietem sankcji to dziś jedne z głównych wyzwań unijnej dyplomacji.

O przyspieszeniu przekazywania Ukrainie amunicji będą dziś rozmawiać ministrowie obrony państw UE podczas posiedzenia Rady ds. Zagranicznych. Część państw twierdzi, że przekazuje odpowiednią liczbę pocisków, ale nie zwraca się na bieżąco z prośbą o zwrot kosztów, a ponadto Bruksela ma dwa miesiące po otrzymaniu wniosku na wypłatę pieniędzy. Dlatego – jak twierdzi jeden z unijnych dyplomatów, z którym rozmawialiśmy – rzeczywista ilość dostarczanej amunicji może być większa, niż sugerują ostatnie dane. Niezależnie jednak od tego państwa UE zadeklarowały się także w sprawie wspólnych zamówień amunicji, w czym kluczową rolę ma odegrać europejski przemysł obronny. Początkowo przedstawiciele zbrojeniówki mieli rozmawiać z szefami resortów obrony oraz sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem podczas porannego spotkania, jednak wszystko wskazuje na to, że konsultacje się nie odbędą.

W marcu szefowie państw i rządów obiecali przekazać w ciągu 12 miesięcy 1 mln sztuk amunicji ukraińskiej armii. Jednak już w zeszłym miesiącu szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba wezwał państwa UE do przyspieszenia dostaw, które – według Kijowa – są niewystarczające. Finansowanie zakupów amunicji odbywa się na razie na takich samych zasadach jak zakup dowolnego sprzętu wojskowego przez kraje UE. Najpierw dane państwo decyduje o przekazaniu sprzętu lub amunicji (z własnych zasobów), a następnie zwraca się do Komisji Europejskiej o zwrot pieniędzy pochodzących z Europejskiego Instrumentu na Rzecz Pokoju. KE poinformowała w połowie maja, że państwa członkowskie w kwietniu złożyły wnioski o zwrot kosztów dostaw amunicji i pocisków rakietowych na kwotę ponad 650 mln euro, co stanowi wzrost o zaledwie 50 mln euro w stosunku do marca. Przekłada się to na ok. 62 tys. sztuk amunicji miesięcznie i jeśli takie tempo zostałoby utrzymane przez całe 12 miesięcy, UE dostarczyłaby Ukrainie ok 750 tys. sztuk – to trzy czwarte zdeklarowanej puli.

Poza przyspieszeniem dostaw sprzętu i amunicji UE próbuje również zamknąć temat 11. pakietu sankcji na Rosję, który obejmuje głównie uszczelnienie regulacji oraz sposoby, które mają uniemożliwić omijanie zakazów przez państwa trzecie. Wczoraj o pakiecie, który od dwóch tygodni jest konsultowany głównie w gronie ambasadorów państw członkowskich, rozmawiali szefowie dyplomacji, jednak do momentu zamknięcia wydania DGP nic nie wskazywało na to, że sankcje zostaną przyjęte szybko. Problematyczna jest bowiem tzw. czarna lista firm, w tym europejskich, które – jak mówią ukraińskie władze – są „sponsorami” rosyjskiej wojny. Wciąż bowiem wiele przedsiębiorstw z UE nie wycofało się z rosyjskiego rynku. Węgry oraz Grecja chcą usunięcia z listy ich krajowych przedsiębiorstw, w tym węgierskiego OTP Banku. Ateny i Budapeszt twierdzą, że działania ich firm są zgodne z reżimem sankcyjnym. Odrębnym problemem jest obecnie również chęć wyjścia z rosyjskiego rynku – Kreml blokuje taką możliwość przez opóźnianie wydawania potrzebnych zezwoleń i zamierza objąć dodatkowym podatkiem od sprzedaży aktywów przedsiębiorstwa z „nieprzyjaznych” państw, w tym najpewniej całej UE.

Nie wiadomo jednak, czy potencjalne kary dla europejskich firm prowadzących działalność w Rosji staną się elementem 11. pakietu sankcji. Ten – poza standardowym już rozszerzeniem listy osób, firm i grup towarów objętych restrykcjami – usprawni współpracę z państwami trzecimi sąsiadującymi z Rosją. Ma też zawierać propozycję dla europejskich firm, aby przy zawieraniu transakcji ze wspominanymi państwami podpisywały klauzulę zakazującą reeksportu do Rosji. O tym, czy lista firm rzekomo naruszających (zdaniem Ukrainy) sankcje stanie się elementem najnowszego pakietu, czy odrębnych regulacji, zdecydują jutro na standardowym cotygodniowym spotkaniu ambasadorowie państw UE. ©℗