Kijów z coraz większym rozmachem szuka zrozumienia swoich racji u państw globalnego Południa. Ukraińcy pozbyli się złudzeń, że skoro mają poparcie Zachodu, to popiera ich cały świat.
Ubiegłotygodniowe wizyty prezydenta Ukrainy na szczytach Ligi Państw Arabskich w Arabii Saudyjskiej oraz grupy G7 i jej partnerów w Japonii były próbą poszerzenia dialogu o państwa globalnego Południa. Są one bardziej ambiwalentne wobec rosyjskiej agresji i w większości nie przyłączyły się do zachodnich sankcji na Rosję. Wołodymyr Zełenski stara się też o zaproszenie na grudniowy szczyt G20 do Indii. Nie chodzi tylko o uznanie racji Kijowa, lecz także o wsparcie dla tzw. ukraińskiej formuły pokoju, którą w ogólnych zarysach zaproponował Zełenski w wystąpieniu online na poprzednim szczycie G20 w Indonezji. Ukraińcy chcieliby tego lata zorganizować szczyt poświęcony tej formule i zależy im na wsparciu państw pozaeuropejskich.
Tymczasem w czerwcu do Kijowa i Moskwy wybiera się delegacja prezydentów sześciu państw afrykańskich: Egiptu, Konga, Południowej Afryki, Senegalu, Ugandy i Zambii. Jak podała wczoraj agencja AP, powołując się na Jeana-Yves’a Olliviera, szefa Fundacji Brazzaville, który pomaga w organizacji wizyty, przywódcy chcą podjąć próbę zainicjowania procesu pokojowego. Państwa afrykańskie stosunkowo najczęściej wstrzymują się podczas głosowań na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę. Są też zainteresowane bezproblemowym importem zboża i nawozów z Rosji i Ukrainy przez Morze Czarne. Wprawdzie w maju eksportowe umowy zbożowe między Turcją i ONZ a Rosją oraz Ukrainą zostały przedłużone o kolejne dwa miesiące, ale niepewność co do ich obowiązywania w dłuższym terminie wywołuje niepokój afrykańskich importerów. Ollivier powiedział, że afrykańska misja została zaakceptowana przez Chiny, Stany Zjednoczone i Unię Europejską.
Państwa zachodnie różnią się zakresem pomocy dla Ukrainy, ale nie mają wątpliwości co do oceny tego, co się dzieje nad Dnieprem. Kolejnym dowodem był ubiegłotygodniowy szczyt Rady Europy w Reykjavíku, na którym podpisano umowę o utworzeniu rejestru strat wywołanych rosyjskim atakiem, mającego pozwolić wyliczyć kwotę, jaką Moskwa powinna zrekompensować. Pod umową nie podpisało się sześciu członków RE: Armenia, Azerbejdżan, Bośnia i Hercegowina, Serbia, Turcja oraz Węgry. Te same kraje poza BiH nie podpisały się też pod deklaracją wspierającą „wszelkie działania zmierzające do pociągnięcia do odpowiedzialności politycznych i wojskowych przywódców Federacji Rosyjskiej”. Znacznie więcej dyplomatycznych wysiłków Kijów musi poczynić w relacjach z państwami spoza Zachodu, które narrację amerykańską traktują z większym dystansem, a wspólnota interesów łącząca je z Rosją jest odwrotnie proporcjonalna do odległości geograficznej.
Widać to także na przykładzie wizyt w Kijowie po 24 lutego 2022 r. Jeśli nie liczyć państw europejskich i natowskich oraz najbliższych sojuszników USA w rodzaju Australii czy Japonii, nad Dniepr przyjechało jedynie trzech przywódców: prezydenci Gwatemali, Gwinei Bissau i Indonezji, z czego dwaj ostatni równolegle odwiedzili także Rosję. W tym sensie spotkania Zełenskiego w Dżuddzie i Hiroszimie miały duże znaczenie. Państwa Ligi Państw Arabskich właśnie zaakceptowały powrót do swego grona Syrii Baszara al-Asada, którego Rosja w czasie trwającej od 2011 r. wojny zwasalizowała. Zjednoczone Emiraty Arabskie są istotnym pośrednikiem w handlu z Rosją, w tym – co sugerują zachodnie media – towarami objętymi embargiem. Z kolei Egipt, jeśli wierzyć przeciekom amerykańskich dokumentów wojskowych, miał rozważać potajemne dostawy amunicji do Rosji. W Dżuddzie Zełenski rozmawiał w cztery oczy z premierami Arabii Saudyjskiej i Iraku, wicepremierami Omanu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz następcą tronu Kuwejtu.
Ta sama logika kazała szefowi MSZ Dmytrowi Kułebie wziąć udział na początku maja w szczycie Stowarzyszenia Państw Karaibskich w Gwatemali. Z kolei w Japonii Ukraina była jednym z dziewięciu zaproszonych państw spoza G7. Spośród ich przedstawicieli Zełenski spotkał się z prezydentami Indonezji i Korei Południowej oraz premierami Australii, Indii i Wietnamu. Analogicznego spotkania odmówiła strona brazylijska, a prezydent Lula da Silva przekonywał, że żądanie wycofania rosyjskich wojsk z Ukrainy oznaczałoby kapitulację Rosji. Kijów przywiązuje duże znaczenie do rozmowy Zełenskiego z Narendrą Modim, licząc, że Nowe Delhi da się przekonać do zaproszenia prezydenta na szczyt G20 we wrześniu. Indie, które od 2022 r. kilkukrotnie zwiększyły import rosyjskiej ropy, oficjalnie nie podjęły w tej sprawie decyzji, a nieoficjalnie – niechętnie patrzą na tę prośbę. ©℗
Nowy rajd na rosyjskim pograniczu
Rosyjscy ochotnicy walczący po stronie Ukrainy powiadomili wczoraj o kolejnym rajdzie na wsie graniczące z Ukrainą. Potwierdził to gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow, który w niedzielny wieczór pisał o ataku dronem na budynek administracji we wsi Gołowczino. Bezzałogowiec miał zrzucić ładunek wybuchowy, od którego zapalił się dach.
Wczoraj dwa niewielkie oddziały walczące u boku ukraińskich sił – Rosyjski Korpus Ochotniczy (RDK) i Legion Wolność Rosji (LSR) – ogłosiły „wyzwolenie wsi Kozinka” i dojście do Grajworonu, sześciotysięcznego miasteczka będącego siedzibą władz rejonowych. RDK opublikował film na tle znaków drogowych z trzech wsi obwodów biełgorodzkiego i briańskiego, a LSR we własnych materiałach wezwał Rosjan do walki o Rosję wolną od Władimira Putina. W obwodzie biełgorodzkim zawyły syreny ostrzegające przed ostrzałem z powietrza, a Gładkow zapowiedział „likwidację dywersantów”. RDK, dowodzony przez nacjonalistę Dienisa Kapustina vel Nikitina, znanego jako „White Rex”, już wcześniej przeprowadził podobny rajd na rosyjskie pogranicze. Brakuje natomiast przekonujących dowodów, by we wcześniejszych walkach brał udział LSR. Ukraiński wywiad wojskowy oświadczył, że oba oddziały „prowadzą operację na rzecz stworzenia pasa bezpieczeństwa”. ©℗