Autorom zajęło miesiąc, by stworzyć polemikę, która od początku do końca pozostaje zupełnie niezwiązana z tym, co zawarłem w tekście pt. „Koniec polsko-węgierskich bratanków i morza fikcji”. Molnár i Łubczyk już na wstępie stwierdzają, że być może chciałbym być jednym z autorów, „którzy zaprzeczają p r a w d z i e, starając się odheroizować i pogrzebać niemal tysiącletnie wyjątkowe relacje Polaków z Węgrami”. Odpowiem krótko: nie bądźcie zakładnikami polsko-węgierskiej historii.
Jestem politologiem zajmującym się węgierską polityką. Nie jestem kustoszem w muzeum towarzystwa przyjaźni polsko-węgierskiej. Prawa do pamiętania nie zamierzam nikomu odbierać. Jednak historia i polityka – czego uczy od lat węgierska dyplomacja – żyją zupełnie obok siebie. Najlepszym tego dowodem jest ciągłe dziwienie się, że Węgrzy mogą podejmować z Rosją współpracę, kiedy przecież w 1956 r. wybuchło węgierskie powstanie... Moją rolą jest próba wyjaśniania, także na antenie związanego z tygodnikiem „Sieci” kanału telewizyjnego wPolsce.pl, dlaczego ta współpraca jest możliwa.
Czy Łubczyk i Molnár tego chcą, czy nie – w lutym 2022 r. Polska i Węgry stanęły po dwóch stronach muru. Wyznaczał on moralną powinność. Tego, jak należało postąpić w obliczu niczym niezawinionego rosyjskiego ataku. Uświadomienie sobie tego faktu było bolesne szczególnie dla tych, którzy dotąd przymykali oczy na wszelkie działania polityczne (również przeciwko polskiej racji stanu), dowodząc, że Polaków i Węgrów nic nie dzieli.
– Każdy kto wzywa do zaprzestania pomocy dla Ukrainy, dzisiaj, wobec faktu trwającej rosyjskiej agresji, tak naprawdę działa w interesie Moskwy i w istocie dąży do tego, by Rosja pokonała Ukrainę – to słowa nie moje, a prezydenta RP Andrzeja Dudy. Viktor Orbán wielokrotnie podkreślał, że Ukrainie trzeba przestać pomagać, tak militarnie, jak i finansowo, aby wojna dobiegła końca. „To nie nasza wojna” – mówi nieustająco od lutego 2022 r. Nie ma wątpliwości, że zwycięstwo Rosji w Ukrainie stanowić będzie egzystencjalne zagrożenie dla Polski i państw regionu. Nie Węgier. Orbán podkreślał bowiem nie dalej jak dwa miesiące temu, że „rząd Węgier nie traktuje za realistyczne, by Rosja zagroziła bezpieczeństwu Węgier bądź Europy”.
Orbán na doniesienia z Buczy odpowiadał, że w obecnych czasach nie możemy być pewni nawet tego, co widzimy. Retorykę nieco zmienił po słowach premiera Jarosława Kaczyńskiego, które na Węgrzech odbiły się szerokim echem: „Kiedy premier Orbán mówi, że on nie widzi dokładnie tego, co się zdarzyło w Buczy, to mu trzeba poradzić pójście do okulisty”.
Pytam zatem: czy z uwagi na to, że sześć wieków temu pewna Węgierka została królem Polski, a ponad sto lat temu Węgrzy pozbyli się amunicji, której liczbę musieli zredukować na mocy traktatu z Trianon (art. 114) i dostarczyli ją, jak pisał przed rokiem Mateusz Gniazdowski – „zardzewiałą z Csepel” do Polski, nie wolno nam mówić, że rząd w Budapeszcie prowadzi politykę sprzeczną z polskim interesem?
„Ubolewamy, że Polska i Węgry fundamentalnie inaczej postrzegają rosyjską agresję na Ukrainę, zarówno jej przyczyny, jak i pożądany scenariusz jej zakończenia. Ta rozbieżność dotyczy żywotnego interesu Polski i całej Europy”, to słowa nie moje, lecz szefa polskiej dyplomacji. Czy z przywoływanego przez autorów faktu, że Węgrzy pomagali Polakom w czasie II wojny światowej, wynika, że mamy zapominać o węgierskiej odpowiedzialności za udział w dwóch wojnach po przeciwnej nam stronie? To na pewno postawa doceniana… na Węgrzech.
Czy przywoływanie przez panów Molnára i Łubczyka premiera Pála Telekiego odpowiada na fundamentalne pytania dotyczące tego, dlaczego Węgry odmiennie od Polski nie angażują się na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa regionalnego? Budapeszt w imię politycznych potyczek blokuje rozszerzenie NATO, które z polskiej perspektywy jest kwestią fundamentalną.
Autorzy polemiki nie poświęcili ani jednego wersu, by przyjrzeć się nie historii, a polityce i bezpieczeństwu. Obecnie współpracy na najwyższym poziomie politycznym pomiędzy Polską a Węgrami nie ma. Z winy Budapesztu, nie Warszawy. Jest ona kontynuowana na poziomie poszczególnych resortów, ale nic więcej. Bowiem tego obecnie wymaga polska racja stanu.
„Ta wojna nie może jednak przekreślić wielowiekowych wspólnych dziejów polsko-węgierskiej przyjaźni i braterstwa, nie fikcyjnego, prawdziwego” – piszą Łubczyk i Molnár. Zaklinanie rzeczywistości jednak na niewiele się zdaje. W ostatnich badaniach CBOS sympatia Polaków wobec Węgrów spadła do nienotowanego w historii poziomu. Jak to możliwe? ©℗