Szefowie MSZ państw NATO będą dziś w Bukareszcie mówić o „wyzwaniu”, jakim dla Sojuszu są Chiny. Spotkanie ma szczególny charakter, bo przez ChRL przelewa się właśnie fala protestów przeciw polityce zero COVID-19 zaproponowanej przez Xi Jinpinga. Rewolta w Hongkongu, który mentalnie jest bliżej Londynu niż Pekinu – to dla władzy katar. Protesty w relatywnie liberalnym, portowym Szanghaju to już silny kaszel. Rebelia w Urumczi, stolicy muzułmańskiego Sinciangu – to z kolei gorączka. Xi dopiero co zakończył zjazd partii komunistycznej, na którym potwierdził swoją jednoosobową władzę. Nastroje ulicy pokazują jednak, że nie jest ona w pełni bezpieczna. Xi ma przed sobą ludność, która przez lata żyła w państwie o 8-proc. wzroście gospodarczym. Szybki rozwój rozbudził ambicje, a Chińczyków zmienił w społeczeństwo aspirujące. To właśnie w takich momentach dochodzi do buntów. Nie w sytuacji biedy i zapaści.

Odpowiedź Xi na protesty będzie wskazówką dla NATO, jak dokładnie zdefiniować te nowe aspirujące Chiny. Czy przekształcą się one w oczywistą – a nie „cyfrową” – satrapię na wzór rosyjski, czy będą próbowały zachować kontakt ze światem Zachodu. Jeśli podążą szlakiem Władimira Putina – opisanym w styczniu tego roku podczas jednego z wykładów przez ówczesną szefową MSZ Wielkiej Brytanii Liz Truss – NATO będzie miało przed sobą antydemokratyczną oś złożoną z dwóch dużych graczy: Chin i Rosji, jednego średniego i piwotalnego Kazachstanu oraz sieci przystawek od Białorusi przez Syrię i Iran po Koreę Północną.
W Kazachstanie – uprawiającym dyplomację wahadłową między Moskwą a Pekinem – trwają zresztą protesty przeciw władzy Kasyma-Żomarta Tokajewa (w sobotę ponownie został on zaprzysiężony na prezydenta). Głowa państwa z pierwszą wizytą udała się do Moskwy, która chciałaby mieć to ważne państwo Azji Środkowej po swojej stronie lub w najgorszym przypadku neutralne. W przystawkach też jest niestabilnie. Iran – zaopatrujący Rosję w pociski balistyczne i drony – ma swoją rewoltę, w której ludzie domagają się liberalizacji reżimu. Białoruś, która w niejasnych okolicznościach straciła dysponującego dobrymi kontaktami na Zachodzie szefa MSZ Uładzimira Makieja (śmierć ta jest postrzegana przez część komentatorów jako sygnał ostrzegawczy dla Alaksandra Łukaszenki. W DGP pisaliśmy o groźbach Władimira Putina pod adresem dyktatora) – zmienia się w zaplecze produkcyjne pocisków artyleryjskich dla Rosji o kalibrze od 122 do 300 mm. Linie produkcyjne powstają tam na licencji i we współpracy z Iranem. W efekcie niewykluczone, że Teheran zażąda w zamian dostępu do rosyjskich technologii nuklearnych, aby przyspieszyć swój własny program atomowy. Korea Północna – również zaopatrująca Rosję w amunicję – zintensyfikowała z kolei testy pocisków międzykontynentalnych i poinformowała o postępach w rozwoju swojej artylerii rakietowej. W ciągu ostatnich tygodni dokonała aż 50 prób z pociskami różnego typu.
Ten krótki przegląd wydarzeń w państwach osi satrapii pokazuje, że na anty-Zachodzie – jeśli systemy władzy się nie posypią – może dojść do konsolidacji i doprecyzowania wspólnoty interesów. Niewykluczone, że rzeczywiście jest tak, jak mówi Garri Kasparow: III wojna światowa już trwa. Ukraina to jeden z frontów. Ważne jest jednak i to, co dzieje się w Mińsku, Urumczi, Szanghaju, Astanie czy Teheranie. ©℗