Przebywający w Turcji uchodźcy są coraz większym problemem dla prezydenta Erdoğana i powodem zmiany strategii wobec Syrii.

Władze w Ankarze zmierzają do normalizacji stosunków z reżimem Baszara al-Asada. – Nie można całkowicie zrezygnować z dialogu politycznego między państwami – mówił prezydent Recep Tayyip Erdoğan, sygnalizując złagodzenie retoryki wobec syryjskiego przywódcy. Ankara zerwała stosunki dyplomatyczne z administracją al-Asada na początku wojny domowej w Syrii, a Erdoğan jeszcze do niedawna należał do najostrzejszych krytyków reżimu i czołowych sojuszników części zbrojnej opozycji.
W ślad za prezydentem idzie teraz minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu, który poinformował, że Ankara nie będzie stawiać warunków przed nawiązaniem dialogu z Syrią. – Kraj musi zostać oczyszczony z terrorystów, a Syryjczycy muszą mieć możliwość powrotu – powiedział na antenie telewizji Haber Global. Na początku miesiąca szef dyplomacji ujawnił także, że odbył rozmowy ze swoim syryjskim odpowiednikiem Fajsalem al-Makdadem. – Wierzę w pokój między rządem a opozycją, a Turcja jest gotowa, by w tym pomóc – miał powiedzieć al-Makdadowi.
Irańska agencja Tasmin podała w niedzielę, że rząd w Ankarze wezwał przedstawicieli koalicji syryjskiej opozycji do opuszczenia Turcji. Wiadomość miała zostać przekazana jej przewodniczącemu Salimowi al-Muslatowi podczas spotkania pod koniec sierpnia. – Ankara jest zdeterminowana, by odbudować swoje relacje z Damaszkiem, a syryjskie siły opozycyjne powinny zaakceptować taką rzeczywistość. Opozycja musi znaleźć kraj zastępczy, wstrzymać swoje działania polityczne i medialne w Turcji – miał usłyszeć al-Muslat. Według źródeł agencji Syryjczycy zgodzili się spełnić te żądania.
Przewodniczący koalicji zaproponował przeprowadzkę do Arabii Saudyjskiej. Z kolei Abd ar-Rahman Mustafa, szef rządu tymczasowego administrującego w regionach północnej Syrii okupowanych przez Turcję, wyszedł z propozycją wyjazdu do Jordanii. Przyznał jednak, że działalność opozycji będzie tam ograniczona. Koalicja nie odniosła się do sprawy w żadnym oficjalnym komunikacie prasowym. Do zamknięcia tego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania zadane członkom koalicji.
Działania rządu w Ankarze zdążyły już jednak wywołać protesty po stronie syryjskich rebeliantów. W ostatnich tygodniach media wiązane z opozycją zmieniły ton wobec tureckich władz. Używają ostrego języka, krytykując to, co nazywają „tureckim rasizmem i brutalnymi działaniami wobec syryjskich uchodźców”. Analityk ds. Turcji w Chatham House Galip Dalay przekonywał niedawno, że opozycja wobec władzy al-Asada ma faktyczne powody do niepokoju, ponieważ rząd turecki należał dotychczas do jej najsilniejszych wojskowych i politycznych zwolenników.
Eksperci twierdzą, że Erdoğan może szukać zbliżenia z Damaszkiem, by pozbyć się Powszechnych Jednostek Ochrony (YPG) ze swojej granicy. Ankara oskarża YPG – kurdyjskie oddziały walczące w Syrii z samozwańczym Państwem Islamskim – o powiązania z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), czyli uznane przez UE za organizację terrorystyczną ugrupowanie tureckich Kurdów. Co więcej, w obliczu rosnącej presji opinii publicznej prezydent chce nakłonić do powrotu syryjskich uchodźców, którzy uciekli po wybuchu wojny. Ostatni ambasador Turcji w Syrii Ömer Önhon ostrzega jednak, że Ankara powinna być ostrożna w kontaktach z Damaszkiem.
Władze poprosiły syryjską opozycję o przeprowadzkę do innego kraju
– Musimy sprawdzić, czy Syria jest bezpieczna dla uchodźców przebywających w Turcji i innych krajach. Reżim musi udowodnić, że ma szczere intencje w kwestii poszukiwania prawdziwego rozwiązania politycznego. Na razie nic na to nie wskazywało – komentował. Na Bliskim Wschodzie próby repatriacji uchodźców są coraz bardziej powszechne. W lipcu władze Libanu ogłosiły, że co miesiąc będą odsyłać do ojczyzny 15 tys. przeciwników al-Asada. Również Turcja ogłosiła plany odesłania 1 mln uchodźców i sfinansowała budowę domów na północy Syrii. Dane z sierpnia wskazują, że na terytorium Turcji wciąż przebywa 3,65 mln Syryjczyków. Ponad połowa przedwojennej populacji Syrii pozostaje wewnętrznie przesiedlona lub przebywa poza granicami kraju.
Większość z nich nie chce wracać, bojąc się zemsty reżimu. Problem w tym, że w przyszłym roku w Turcji odbędą się wybory parlamentarne oraz prezydenckie, w których Erdoğan będzie walczył o utrzymanie władzy. Nastroje antyuchodźcze będą najprawdopodobniej jednym z głównych czynników, które wpłyną na ich ostateczny wynik. Do zmiany polityki Ankary dochodzi w czasie, kiedy sytuacja w Syrii ponownie się zaostrza. W ubiegły poniedziałek rosyjskie samoloty przeprowadziły 13 ataków w prowincji Idlib. To jedne z najbardziej intensywnych ostrzałów od czasu rozpoczęcia inwazji na Ukrainę. Rosja po 24 lutego przekierowała tam samoloty używane wcześniej do bombardowania Syrii.
Erdoğan zwykł stanowczo sprzeciwiać się rosyjskim bombardowaniom w położonym blisko jej granicy regionie Idlibu, gdzie Turcja zachowywała znaczące wpływy. Najnowsze ataki nie spotkały się jednak z żadną reakcją Ankary. W zakresie rozwiązań dla Syrii ta zbliżyła się w ostatnich miesiącach do poglądów prezydenta Rosji Władimira Putina. Pod koniec zeszłego tygodnia również Dowództwo Centralne Sił USA przekazało, że amerykańskie wojsko przeprowadziło atak na pozycje wspieranych przez Iran bojówek w północno-wschodniej Syrii. Waszyngton informował, że był to odwet za wcześniejszy atak na amerykańskie instalacje, w którym obrażenia odniosło trzech żołnierzy. ©℗