Toczący się od kilku miesięcy spór o bogate w złoża gazu i ropy terytoria morskie może doprowadzić do krótkich walk między Izraelem a Libanem. Gaz, który ma płynąć do Europy, będzie zapewne pochodził z innych pól niż sporny Karisz
Toczący się od kilku miesięcy spór o bogate w złoża gazu i ropy terytoria morskie może doprowadzić do krótkich walk między Izraelem a Libanem. Gaz, który ma płynąć do Europy, będzie zapewne pochodził z innych pól niż sporny Karisz
Lider wspieranego przez Iran Hezbollahu Hassan Nasrallah zagroził eskalacją działań wojennych z Izraelem, jeśli negocjacje w sprawie granicy morskiej między państwami nie zakończą się spełnieniem żądań organizacji. – Niezależnie od tego, czy porozumienie nuklearne z Iranem zostanie podpisane, jeśli Liban nie dostanie tego, o co prosił, będziemy zmuszeni wstąpić na ścieżkę wojenną – powiedział w wystąpieniu telewizyjnym.
Oba narody od ponad dekady prowadzą spór o prawa do bogatych w złoża gazu ziemnego i ropy terytoriów na Morzu Śródziemnym. Negocjacje w tej sprawie zostały wznowione w 2020 r., a od niedawna odbywają się przy mediacji amerykańskiego Departamentu Stanu pod przewodnictwem Amosa Hochsteina. Izrael twierdzi bowiem, że zainstalowana przez niego platforma wiertnicza Karisz znajduje się wewnątrz uznanej przez ONZ jego wyłącznej strefy ekonomicznej. Jeszcze tej jesieni miało się tam rozpocząć wydobycie surowców, które mają popłynąć do Unii Europejskiej na mocy porozumienia z Izraelem i Egiptem. Na przeszkodzie stanął Bejrut, zgłaszając w tym roku roszczenia do wód na podstawie nowej linii 29. Zgodnie z pierwotnym założeniem Libanu, uznającym granice wzdłuż linii 23, pole Karisz leżało na wodach izraelskich. Nowe roszczenia umieściły jego północną część na terytorium Libanu, czyniąc Karisz źródłem sporu. Osoby bliskie administracji w Bejrucie przekonują, że sprawa byłaby już dawno zakończona, gdyby Iran nie wykorzystywał Libanu jako swojej karty przetargowej w konflikcie z Izraelem.
Źródła DGP w Komisji Europejskiej wskazują, że ze względu na przedłużający się konflikt gaz z Karisz nie popłynie do Europy tak szybko, jak zakładano, ale jednocześnie uspokajają, że nie będzie to miało dużego znaczenia. – Dostawy, które dotrą do UE w najbliższej przyszłości, będą najprawdopodobniej pochodzić z już działających i większych pól gazowych, jak np. Lewiatan – komentuje osoba zaznajomiona ze sprawą. Eksploatacja Karisz miałaby dodać do izraelskich rezerw ok. 2,83 mld km sześc. gazu. To zdecydowanie mniej, niż można wydobyć z uruchomionych już przez Tel Awiw pól Lewiatan i Tamar. Jak przekonują analitycy International Crisis Group, Karisz nie jest więc obecnie integralną częścią izraelskiego bezpieczeństwa energetycznego.
Izraelski gen. Amir Avivi ocenił w rozmowie z The Media Line, że Tel Awiw widzi, jak Hezbollah z dnia na dzień przyjmuje coraz bardziej agresywną postawę, próbując wymusić na Izraelu rezygnację z kluczowych interesów gospodarczych. Ostatecznie decyzja Hezbollahu o przeprowadzeniu operacji wojskowej może się okazać jednak znacznie bardziej skomplikowana niż np. w wykonaniu palestyńskiego Hamasu. Hezbollah jest częścią libańskiego rządu i choć w znacznym stopniu go kontroluje, ma też silną opozycję w ugrupowaniach, które postrzegają irańską przybudówkę jako odpowiedzialną za kryzys gospodarczy i upadek kraju. – To nie przypadek, że przez tyle lat Hezbollah nie rozpoczął żadnej dużej operacji przeciwko Izraelowi. Miałoby to druzgocące konsekwencje dla tej organizacji. Myślę, że są tego świadomi – komentował Avivi.
Poza tym decyzja o eskalacji działań wojennych między Hezbollahem a Izraelem nie należy do Nasrallaha. Ten nie może podejmować działań na własną rękę bez zielonego światła z Teheranu. Pytanie, czy ajatollahom na wojnie faktycznie zależy? Kluczowe jest dla nich wykorzystywanie Hezbollahu do zastraszania Izraela. Sojusznicy Teheranu posiadają ok. 45 tys. rakiet krótkiego zasięgu oraz 80 tys. średniego i długiego zasięgu. Avivi twierdzi, że to obecnie jedna z głównych metod odstraszania państwa żydowskiego. Władze w Teheranie wiedzą jednak, że siły i zasoby Hezbollahu muszą zostać utrzymane w nienaruszonym stanie na wypadek ewentualnych ataków państwa żydowskiego na irańskie obiekty nuklearne.
Zdaniem ministra obrony państwa żydowskiego Beniego Ganca eskalacja mogłaby doprowadzić do wojny kilkudniowej. Na antenie radia 103 FM przekonywał, że Izrael jest gotowy do ochrony swoich aktywów, ale i do osiągnięcia porozumienia z rządem libańskim poprzez amerykańską mediację w sprawie innego pola gazowego, znanego w Libanie jako Kana. – Wierzę, że w przyszłości będą dwie platformy gazowe. Jedna po naszej stronie, druga po libańskiej – podkreślał. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama