Rząd ustala z KE techniczne aspekty wydawania środków z Funduszu Odbudowy. Jednocześnie chce rozpocząć rozmowy z Brukselą o korektach w samym KPO, które uwzględnią obecne uwarunkowania, zwłaszcza inflację.

Zmniejszenie puli pieniędzy z KPO dla Polski (o 1,3 mld euro) to efekt bardziej optymistycznego scenariusza gospodarczego, niż zakładała Komisja Europejska. Pierwotne dane, wykorzystane do obliczenia, ile pieniędzy przypadnie Warszawie, były wzięte z jesiennej prognozy KE z 2020 r., a obecnie zostały zweryfikowane na podstawie danych Eurostatu. Prognozy z 2020 r. zakładały, że w 2020 r. nasz PKB spadnie o 3,6 proc., natomiast w 2021 r. PKB miał wzrosnąć o 3,3 proc. Faktyczny scenariusz okazał się znacznie lepszy: w 2020 r. PKB spadł o 2,2 proc., a rok później odbicie gospodarki było blisko dwukrotnie silniejsze, niż się spodziewano – wzrost PKB wyniósł bowiem 5,9 proc.
Nasz rozmówca, zbliżony do KE, przekonuje, że przeliczenie alokacji, choć niekorzystne dla Polski, nie wywołało specjalnych dyskusji. – Warszawa wiedziała o tym od wiosny, wskaźniki Eurostatu były znane – mówi. Nasz rozmówca z kręgów rządowych potwierdza, że rząd miał świadomość korekty. Dodaje, że obecne zasady jej przeprowadzenia i tak zostały złagodzone w trakcie negocjacji Funduszu Odbudowy w 2020 r. w stosunku do tego, czego chciały restrykcyjnie nastawione kraje północy UE.
Teraz – już po zaakceptowaniu polskiego KPO przez KE z ponad rocznym poślizgiem – jesteśmy w trakcie negocjowania umów o pożyczki i dotacje. Jak słyszymy, umowy są raczej standardowe, zawierają sposób weryfikacji poszczególnych kamieni milowych i wskaźników. – To proces techniczny, nie polityczny, te ustalenia powinny być sfinalizowane we wrześniu, a to otworzy drogę do złożenia pierwszego polskiego wniosku o płatność – słyszymy w KE.
Mimo to kwestia tego, kiedy dany kamień milowy zostanie uznany za wykonany, a kiedy nie, może wywoływać napięcia na linii Warszawa–Bruksela. Pokazuje to sprawa sądów, bo choć Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego już nie istnieje, to jednak kary (1 mln euro dziennie) wciąż są naliczane z uwagi na spory z Komisją dotyczące ustawy prezydenckiej, zmieniającej strukturę SN. Zdaniem Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR) „sposób realizacji miernika jest uzależniony od jego charakteru”. – W przypadku aktów prawnych uznaje się je za wykonane po publikacji w Dzienniku Ustaw i wejściu w życie, natomiast dla mierników realizowanych tylko na poziomie właściwego ministra (opracowanie kryteriów itp.) efektem są zazwyczaj publikacje na stronach internetowych właściwych resortów – informuje resort.
Wygląda też na to, że polski rząd będzie dążył do renegocjowania zapisów Planu Odbudowy. Jak wskazuje MFiPR, chodzi o to, by w rozmowach z KE uwzględnić „wpływ nowej sytuacji geopolitycznej i ekonomicznej na możliwości realizacji KPO”. Dokument został złożony do KE w maju 2021 r., a pomysły w nim zawarte zbierano w resortach jeszcze w końcówce 2020 r. Przy dzisiejszej inflacji, przerwanych łańcuchach dostaw czy wojnie za wschodnią granicą polscy urzędnicy już widzą potencjalne problemy z realizacją. Pytanie, na ile KE będzie elastyczna w negocjacjach, które mogą się zakończyć np. przesunięciem środków między różnymi projektami, rezygnacją z części pomysłów lub ich okrojeniem. KE zapewne będzie chciała, by inflacja nie służyła jako główny pretekst i nie wpływała na ambicje państw np. w zakresie transformacji energetycznej.
Na stronach rządowych pojawiła się w końcu ostateczna, licząca ponad 500 stron wersja polskiego KPO, uwzględniająca treść kamieni milowych, w tym dotyczących sądownictwa. W przypadku komponentu „Reforma wzmacniająca niezależność i bezstronność sądów” podtrzymano warunek, że „reformy, których termin zakończenia przypada na II kwartał 2022 r., zostaną zrealizowane przed złożeniem pierwszego wniosku o płatność do Komisji i będą warunkiem wstępnym każdej płatności”. Kluczem do wypłaty pieniędzy z KPO dla Polski jest więc to, co wydarzy się ze zmianami w sądach. Już widać w przynajmniej jednej kwestii rozdźwięk między Polską a Komisją Europejską. Chodzi o możliwość sprawdzania statusu sędziów: Bruksela chciałaby, by była maksymalnie szeroka. Prezydent noweli ustawy o SN zapisał ją jako prawo strony postępowania sądowego, nie chce się zgodzić, by takie uprawnienia mieli sędziowie wobec swoich kolegów. Mimo doniesień mediów nasi rozmówcy z pałacu zaprzeczają, by szykowano korektę do niedawno przyjętej ustawy. ©℗