W Syrii wciąż tli się trwająca od 2011 r. wojna domowa, codziennie giną ludzie, a kraj ogarnięty jest kryzysem humanitarnym. Rosja i Turcja wykorzystują konflikt do rozgrywania swoich długofalowych celów geopolitycznych, a także doraźnych korzyści. Aktywność tych państw wzrosła w związku z wojną na Ukrainie i towarzyszącymi jej napięciami w polityce międzynarodowej - mówią PAP eksperci OSW.

Wspomagane przez Rosję i Iran siły prezydenta Baszara el-Asada kontrolują obecnie większość południowej i środkowej Syrii. Północno-zachodnia część kraju jest zajęta przez wojska Turcji i wspieranych przez nią syryjskich rebeliantów sprzeciwiających się reżimowi Asada. Położony na północy i wschodzie region Rożawy znajduje się pod kontrolą ugrupowań kurdyjskich. Każda z tych sił składa się z wielu mniejszych ugrupowań i frakcji. W kraju działają też organizacje islamistyczne, w tym niedobitki Państwa Islamskiego (IS). Walka z tymi ugrupowaniami i szkolenie lokalnych sojuszników - głównie Kurdów - jest najważniejszym zadaniem wojsk USA, które utrzymują w kraju ok. 900 żołnierzy.

Chociaż w Syrii nie są już prowadzone regularne działania wojenne na dużą skalę, na terenie podzielonego i wyniszczonego konfliktem kraju codziennie giną ludzie. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka (SOHR) w czerwcu zginęło tam 116 cywilów. Część z nich w eksplozjach niewybuchów i bomb pułapek, część w strzelaninach i potyczkach, do których wciąż dochodzi między zwalczającymi się siłami. W położonej na północnym zachodzie prowincji Idlib prowadzone są regularne ostrzały między wojskami Asada i wspierającym ich rosyjskim lotnictwem a antyrządowymi rebeliantami.

Turcja bezpośrednio zaangażowała się wojskowo w Syrii w 2016 r., by realizować swoje długoterminowe cele - demonstrację siły w regionie i zabezpieczenie się przed ugrupowaniami kurdyjskimi. Ankara za zagrożenie uznaje nie tylko reprezentującą tureckich Kurdów separatystyczną Partię Pracujących Kurdystanu (PKK) – organizację uznaną za terrorystyczną również przez UE i USA – ale i działające w Syrii Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) i ich polityczną nadbudowę – Partię Unii Demokratycznej (PYD).

YPG stanowią trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) – wojsk kontrolujących zamieszkiwaną głównie, ale nie wyłącznie przez Kurdów Rożawę. SDF odegrały kluczową rolę w pokonaniu IS na terenie Syrii w 2019 r. Zajmująca niegdyś rozległe tereny Syrii dżihadystyczna organizacja nadal utrzymuje jednak na terenie kraju zakonspirowane komórki i przeprowadza zamachy. Pod koniec stycznia doszło do bitwy między SDF a IS po tym, gdy dżihadyści próbowali przejąć kontrolę na więzieniem w al-Hasace, w którym osadzono wielu bojowników IS. Według SOHR po obu stronach zginęło ponad 500 osób. Był to największy atak IS od trzech lat.

23 maja prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapowiedział kolejną ofensywę tureckiej armii na południowej granicy kraju, której celem jest „zwalczanie terroryzmu”. Władze w Ankarze oskarżają YPG i inne ugrupowania syryjskich Kurdów o bliskie związki z PKK i tym samym uznają je również za organizacje terrorystyczne.

Ta operacja militarna jak na razie jeszcze się nie rozpoczęła, jej celem miałoby być opanowanie zamieszkanych przez Kurdów terenów wokół miast Tall Rifat i Manbidż – wyjaśnia w rozmowie z PAP zajmujący się Turcją specjalista warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) Adam Michalski.

Jak zaznacza zapowiedź nowej ofensywy należy łączyć z chęcią wykorzystania przez Ankarę zmienionej po inwazji Rosji na Ukrainę sytuacji międzynarodowej, a także turecką polityką wewnętrzną i kalendarzem wyborczym.

Ankara prowadzi bardzo wyrachowaną, transakcyjną politykę zagraniczną; oczywiście w Syrii chce zrealizować swoje cele, czyli przede wszystkim rozprawić się z Kurdami, ale groźby inwazji używa też jako karty przetargowej w stosunkach zarówno z Zachodem, jak i Rosją – tłumaczy badacz.

Ta sprawa jest dla Turcji świetną okazją, by przeforsować swoje postulaty, czyli narzucić innym państwom NATO definicję terroryzmu i trwale wpisać sprawę walki z PKK w agendę Sojuszu – mówi Michalski. Ankara będzie więc testowała sojuszników, przedstawiając nową ofensywę jako walkę z terroryzmem, a Turcję jako lojalnego członka NATO, który jako jedyny aktywnie walczy z terrorem – dodaje.

Prowadzona przez Kreml wojna na Ukrainie skłoniła Szwecję i Finlandię do ubiegania się o członkostwo w NATO; Turcja jako jedyny sojusznik zgłaszała swoje obiekcje. Ekspert zaznacza, że podpisanie niewiążącego memorandum – dokumentu, w którym Ankara godzi się na akcesję w zamian za ogólnikowe zobowiązania Szwecji i Finlandii do walki z terroryzmem – wcale nie zamyka sprawy, bo zgodę na rozszerzenie musi jeszcze wyrazić turecki parlament. Erdogan już zapowiedział, że to, czy wniosek w ogóle trafi pod głosowanie będzie zależało od realizowania przez Szwecję i Finlandię zapisanych postanowień. Można się więc spodziewać, że Turcja, w zamian za zgodę na rozszerzenie NATO, będzie starała się uzyskać wsparcie czy przynajmniej akceptację dla inwazji ze strony NATO, a szczególnie USA, które współpracują z YPG w walce z IS – przewiduje ekspert OSW.

Michalski uzupełnia, że dla powodzenia operacji w północnej Syrii Turcja musi się także dogadać z Rosją, która również utrzymuje obecność militarną na terytoriach kurdyjskich i kontroluje syryjską przestrzeń powietrzną. Tutaj Ankara może wykorzystać toczące się z Moskwą rozmowy na temat wywozu zboża z ukraińskich portów jako elementu targu politycznego mającego ewentualnie pomóc Rosji w ominięciu globalnych sankcji w zamian za pozwolenie na przeprowadzenie tureckiej ofensywy – zaznacza.

Rozmówca PAP zauważa, że kolejnym ważnym aspektem planowanej operacji jest chęć osiedlenia na zajętych terenach Syrii części z ponad 3,5 mln uchodźców z tego kraju, którzy schronili się w Turcji. „W kraju od lat narastają nastroje antyuchodźcze, które powodują spadek poparcia Erdogana, szczególnie w elektoracie ultranacjonalistycznym, który domaga się działań w tej sprawie” – mówi badacz. Dodaje, że dla rządzących Turcją jest to istotna kwestia, ponieważ na czerwiec 2023 r. zaplanowano wybory prezydenckie i parlamentarne, a sondaże nie sprzyjają Erdoganowi i jego partii.

W Syrii od 2015 r. obecne są również wojska rosyjskie, teraz trwający tam konflikt ma dla Kremla drugorzędne znaczenie, ale pojawiają się sygnały sugerujące, że Rosja jest zainteresowana zaostrzeniem sytuacji w tym kraju, przy czym miałoby to służyć wywarciu presji na USA – mówi z kolei PAP dr Witold Rodkiewicz, główny specjalista Zespołu Rosyjskiego OSW. „To oczywiste, że Rosja próbuje tutaj nacisnąć na Amerykanów, dać im do zrozumienia, że jeżeli będą kontynuować swoje poparcie dla Ukrainy, to mogą się spodziewać eskalacji konfliktu w Syrii, być może jeszcze gdzie indziej” – tłumaczy. Na razie wydaje się, że jest to bezskuteczne, Amerykanie nie poddają się tym naciskom, ale wiadomo też, że rząd USA boi się destabilizacji w Syrii – ocenia.

W połowie czerwca media zaczęły informować o tym, że amerykańskie władze odnotowują coraz więcej „prowokacyjnych” zachowań sił rosyjskich w Syrii, co może grozić nawet niezamierzonym, bezpośrednim starciem między stacjonującymi tam wojskami obu krajów.

Rosyjska obecność w Syrii zawsze miała czysto instrumentalny charakter i miała służyć innym, nie związanym z samą Syrią celom politycznym Kremla, co widać również teraz – podkreśla Rodkiewicz. Po pierwsze chodziło o pokazanie Zachodowi, że Rosja jest liczącym się aktorem na Bliskim Wschodzie, którego nie można ignorować i z którym trzeba rozmawiać – wyjaśnia. Dodaje, że istotne było również osiągnięcie maksymalnych korzyści w polityce regionalnej Bliskiego Wschodu. „Rosja starała się unormować sytuację w Syrii przez trójstronne negocjacje z Turcją i Iranem (tzw. format astański) – czyli realizować swoją wizję nowego ładu międzynarodowego, w którym o sytuacji poszczególnych części świata będą decydowały takie lokalne koncerty mocarstw, ale bez udziału USA” – tłumaczy rozmówca PAP.

Jak zauważa Rodkiewicz, innym ważnym ideologicznie powodem rosyjskiej interwencji po stronie reżimu Asada była chęć niedopuszczenia do tego, by kolejny autorytarny lider został zmieciony przez oddolną rewolucję. To mogłoby ośmielić do działań liczną mniejszość muzułmańską w Rosji i szerzej, na terenach uznawanych przez Moskwę za jej strefę wpływów, np. Azji Centralnej – zaznacza badacz. Uzupełnia, że leżące u podłoża wojny domowej w Syrii protesty przeciwko rządom Asada były też postrzegane przez wywodzącą się ze służb część kremlowskich elit jako uruchomiony i kontrolowany przez USA proces, który będzie posuwał się dalej, przez Iran aż do Rosji.

W związku z tym dążono do tego, by zatrzymać go jak najdalej od Rosji, co się zasadniczo udało, reżim Asada został utrzymany, ale obecnie praktycznie nie potrzebuje już militarnego wsparcia Rosji, które było faktycznie niezbędne we wcześniejszej fazie wojny – ocenia rozmówca PAP. Dodaje, że rząd syryjski militarnie jest o wiele bardziej zależny od pomocy Iranu niż Rosji. Moskwa musi jednak utrzymywać w Syrii swoje wojska, chociaż obecnie jest to już mały kontyngent składający się głównie z lotnictwa, by instrumentalnie wykorzystywać tę sytuację i np. pośrednio wywierać nacisk na USA w kwestii pomocy Ukrainie – konkluduje Rodkiewicz.

Według opublikowanego 1 lipca raportu Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (OHCHR) przez 10 lat wojny domowej w Syrii, do kwietnia 2021 r. zginęło ponad 300 tys. cywilów. Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) informuje, że z liczącego w 2011 r. ok. 22,5 mln mieszkańców kraju uciekło 6,6 mln osób, a kolejne 6,7 mln stało się wewnętrznymi uchodźcami. Ponad połowa ludności Syrii potrzebuje pomocy humanitarnej, by przetrwać. Kryzys humanitarny w kraju będzie się dalej pogłębiał wraz ze wzrostem cen żywności na światowych rynkach i spadkiem importu zbóż - efektami rosyjskiej agresji na Ukrainę – przewiduje ONZ.

Jerzy Adamiak (PAP)

adj/ tebe/