Przedstawiciele 44 państw zebrali się wczoraj na naradzie w bazie Ramstein, by rozmawiać o wsparciu dla Ukrainy. Obecni byli wszyscy członkowie NATO, a także inni sojusznicy USA: Australia, Finlandia, Izrael, Japonia, Jordania, Katar, Kenia, Korea Południowa, Liberia, Maroko, Nowa Zelandia, Szwecja i Tunezja, oraz główna zainteresowana, czyli Ukraina.

– Jesteśmy tu, by pomóc Ukrainie w walce z nieusprawiedliwioną inwazją Rosji. Ukraina wierzy, że może wygrać, podobnie jak wszyscy tu zgromadzeni, jednak potrzebuje naszej pomocy dzisiaj i w przyszłości, gdy wojna się skończy – tłumaczył sekretarz obrony USA Lloyd Austin. – Jeszcze przed inwazją byliśmy jednym z pierwszych państw, które wspierało Ukrainę, i wspieramy ją przez cały czas – mówił szef MON Mariusz Błaszczak.
Choć główną rolę w dostawach uzbrojenia odgrywają USA, które do tej pory zadeklarowały pomoc wartą ponad 3 mld dol., to Polska należy do ważnych dostawców. Premier Mateusz Morawiecki mówił o czołgach T-72, ale wysyłamy też amunicję, lekki i ciężki sprzęt z naszych zapasów oraz efekty zakupów, m.in. w Norwegii. 8 marca Morawiecki rozmawiał o tym w Oslo. Formalnie zamawia Polska, ale płaci Unia Europejska, a sprzęt trafia nad Dniepr. Prawdopodobnie chodzi o granatniki, które produkuje Kongsberg Defence & Aerospace, a także amunicję Nammo.
Spotkania w formacie z Ramstein mają się odbywać co miesiąc, ale już wczoraj pojawiły się zapowiedzi dalszego wsparcia Kijowa. Niemcy, z opóźnieniem reagujące na prośby o ciężki sprzęt, zapowiedziały wysłanie 50 zestawów obrony przeciwlotniczej. – Przeszliśmy do fazy, o której nikt nawet nie marzył: przestawienia sił zbrojnych Ukrainy na natowską broń. To historyczny moment – cieszył się szef MSZ tego kraju Dmytro Kułeba. Jeszcze przed obradami oraz w przeddzień spotkania padały daleko idące deklaracje.
– Chcemy, by Rosja została osłabiona do takiego stopnia, by nie mogła robić już takich rzeczy jak obecnie podczas inwazji na Ukrainę – mówił Austin po niedzielnej wyprawie do Kijowa. Wczoraj jego brytyjski odpowiednik James Heappey dodał, że Kijów ma prawo atakować cele na terenie Rosji. – To do Ukraińców należy decyzja, a nie do tego, kto produkuje i eksportuje sprzęt. Rażenie celów w głębi terenu przeciwnika, by zakłócić jego logistykę i łańcuchy dostaw, jest w pełni uzasadnione – powiedział Heappey. Rosyjski resort obrony odpowiedział, że jeśli Ukraina „da się sprowokować” Londynowi, Rosjanie ostrzelają Kijów.
W ostatnich dniach w rosyjskich obwodach biełgorodzkim i briańskim doszło do ataków na składy paliw i linie kolejowe, do których Ukraina oficjalnie się nie przyznała. „Jak tu nie uwierzyć w karmę po zabójstwach dzieci? Pojawia się inne pytanie, czy Europa powinna zależeć od kraju, który sam się stopniowo niszczy” – napisał Mychajło Podolak, doradca biura prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow ostrzegł o „realnym ryzyku wojny jądrowej”, co w Kijowie uznano za oznakę słabości.
Nikt się też nie przyznaje do aktów sabotażu w separatystycznym Naddniestrzu, choć w tym przypadku Ukraina podejrzewa rosyjską prowokację. W poniedziałek ktoś ostrzelał z granatnika siedzibę bezpieki, a wczoraj wysadzono anteny radiowe oraz wieżę telewizyjną. Mieszkańcy regionu, w większości mający rosyjskie paszporty, rzucili się do ucieczki do Mołdawii właściwej. Stacjonujące w parapaństwie jednostki postawiono w stan gotowości bojowej. Ataki zbiegły się z zapowiedziami Rosjan odcięcia Ukrainy od morza.
W zeszłym tygodniu gen. Rustam Minniekajew mówił, że celem Rosji jest dojście do Naddniestrza. Na prokremlowskich kanałach na Telegramie pojawiły się nieprawdziwe informacje o szykowanym przez Mołdawię, Polskę i Rumunię ataku na Naddniestrze oraz oskarżenia o dyskryminację rosyjskojęzycznych Mołdawian. Wczoraj szef samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Denys Puszylin oświadczył, że „w związku z wydarzeniami w Naddniestrzu i ostrzałem rosyjskich obwodów należy przystąpić do kolejnego etapu operacji”. Ukraińscy publicyści rozważali wkroczenie do regionu i wzięcie do niewoli rosyjskiego kontyngentu, jednak dominująca opinia jest taka, że oznaczałoby to agresję na suwerenne terytorium Mołdawii i groziło problemami w relacjach z Zachodem. ©℗
Brytyjczycy są zdania, że Ukraińcy mają prawo atakować cele w Rosji .