O kryzys w amerykańskim skautingu łatwo obwinić pandemię. Naprawdę jednak był już skompromitowany od ponad 20 lat. Czy uda się ocalić wizję Baden-Powella po tej stronie świata?

Gdy we wrześniu 2021 r. znów można było normalnie organizować zbiórki, drużyna Troop 97 z hufca Longs Peak w północnym Kolorado odetchnęła z ulgą. Skauting online okazał się jednym z większych absurdów pandemii. Nie wszystko wracało jednak do normy. Na przykład w dawnej harcówce na zapleczu kościoła ewangelickiego St. Luke’s w Fort Collins rozpoczął się remont i skauci musieli się zadowolić gościną w kościele Timberline. Oficjalnie, bo tak naprawdę remont posłużył tylko za wymówkę. Po kilkudziesięciu latach St. Luke’s postanowił zrezygnować ze sponsorowania drużyny.
Sponsor to organizacja lub instytucja, która udostępnia drużynie lokal na spotkania. Może to być szkoła, ale od początku istnienia Boy Scouts of America (BSA) w tej roli najczęściej występowały i do dziś występują kościoły. Drużynowy Troop 97 Jeff Snowden już przed Bożym Narodzeniem zaapelował do wszystkich rodzin skautów, by pomogły w poszukiwaniu nowego sponsora, bo czas nagli, a gościnność Timberline nie będzie trwała w nieskończoność. Kościół już ma swoją drużynę i nie rwie się do rozpinania parasola nad kolejną z tych samych przyczyn, dla których St. Luke’s w ogóle postanowił ten parasol zwinąć: przez aferę pedofilską.
Wspieranie skautów to dzisiaj coraz bardziej ryzykowne przedsięwzięcie. Chodzi o własny wizerunek, ale także o bezpieczeństwo finansowe. W miarę jak rosną wątpliwości, czy BSA będzie w stanie wypłacić odszkodowanie wszystkim ubiegającym się o nie ofiarom, wzrasta też zagrożenie, że zaczną one wyciągać rękę także w kierunku sponsorów organizacji.
W cieniu nowej wojny kulturowej sygnowanej przez BML i inne ruchy antydyskryminacyjne wróciła też pamięć, że skauci – mimo wszystkich swych zalet – bardzo długo stali po niewłaściwej stronie barykady, z rozmysłem uprawiając wykluczenie na tle rasy, religii i orientacji seksualnej. To także tłumaczy historyczny spadek liczby członków i zainteresowania skautingiem w USA.
Ostateczny cios
Boy Scouts of America (BSA), organizacja zrzeszająca do niedawna wyłącznie chłopców i niezależna od Girls Scouts of the USA (GSUSA), powstała w 1920 r. w Teksasie. Od tego momentu przez jej szeregi przewinęło się ok. 130 mln skautów. W okresie szczytowej popularności, w latach 60. i 70. XX w., miała ponad 4 mln członków w roku, co znaczy, że w drużynach skautowych bawiło się, uczyło i spędzało wolny czas 16–20 proc. chłopców w wieku szkolnym (5–18 lat). Teraz jest ich tylko 3–4 proc.
Łatwo oskarżyć pandemię. Była jak fala tsunami wymiatająca z BSA 43 proc. członków (z 1,9 mln w 2019 r. do 1,12 mln obecnie) w zaledwie dwa lata. W GSUSA było tylko trochę lepiej. Tam straty wyniosły 30 proc. (spadek z 1,4 mln do 1 mln). Prawda jest bardziej skomplikowana i jak to często bywa, mamy do czynienia raczej z sytuacją, kiedy silniejszy cios obraca w niwecz materię, która próchniała już od dawna.
W istocie problemy BSA i spadkowy trend w członkostwie zaczęły się już pod koniec lat 90. XX w. wraz z pierwszymi pozwami kwestionującymi prawo organizacji do wykluczania osób homoseksualnych. W 2000 r. w orzeczeniu Boy Scouts of America et al. vs Dale Sąd Najwyższy opowiedział się pod stronie BSA, czym tylko skautom zaszkodził. Większość stanów miała już bowiem wtedy w swoim ustawodawstwie zapisy o równym traktowaniu bez względu na orientację seksualną. Nie pomogło, że w latach 80., wraz z „nowym konserwatyzmem” Ronalda Reagana, BSA zrobiła dość widoczny odwrót od praktykowanej wcześniej i będącej spadkiem po rewolucji kulturowej z lat 60. inkluzywności rasowej i tolerancji wyznaniowej. W nowe tysiąclecie skauci wkroczyli z etykietą organizacji białych chrześcijan opowiadających się po stronie coraz bardziej ultraprawicowych wartości – w sposobie pojmowania moralności, rodziny, seksualności, podejściu do prawa do aborcji, posiadania broni czy gloryfikacji oldschoolowego maskulinizmu. A do tego pozostawali mocno sprzęgnięci ideologicznie ze społecznością amerykańskich mormonów. Jak sami głosili, łączyła ich z nią wiara w „Boga, ojczyznę oraz potrzebę zaszczepiania w chłopcach idei moralności i odpowiedzialności” („New York Times”, maj 2018). W mormońskich rodzinach chłopcy są obowiązkowo zapisywani do drużyn skautowych, przez co do niedawna stanowili aż 20–25 proc. wszystkich członków BSA.
Pozycję, w jakiej organizacja znalazła się już 20 lat temu, Barbara Arneil – politolożka z Uniwersytetu British Columbia specjalizująca się w zagadnieniach społecznej dywersyfikacji – nazywa zasłanianiem oczu i uszu na to, co dla młodzieży stawało się coraz ważniejsze. – Lata 70. były krytycznym punktem zwrotnym, należały do generacji stawiającej sobie za cel zadośćuczynienie za niesprawiedliwości wynikające z wojny oraz dyskryminacji na tle rasy, płci, orientacji seksualnej i niepełnosprawności. BSA odrzuciła ten generacyjny cel, nic więc dziwnego, że zaczęła wtedy masowo tracić członków – wyjaśnia Arneil.
W 2007 r. uderzył kolejny piorun: pierwszy grupowy pozew o pedofilię ze strony szóstki byłych skautów powołujących się na wydarzenia z lat 80. BSA sprawę przegrała i w 2010 r. musiała zapłacić ponad 18 mln dol. odszkodowania. Wtedy ruszyła lawina podobnych oskarżeń. Gdy w 2012 r. Sąd Najwyższy Oregonu nakazał organizacji upublicznić dokumenty na temat ochotników, z którymi organizacja zakończyła współpracę w związku z przestępstwami seksualnymi na nieletnich, Ameryka zamarła. Wyszło na jaw, że władze BSA kryły przestępców jak katoliccy biskupi, nie zgłaszając ich czynów ani rodzicom, ani właściwym organom państwa. To był moment, w którym organizacja utraciła zaufanie także konserwatywnej części społeczeństwa.
Spóźniona reakcja
Nie mając do stracenia nic więcej, rzuciła się do kompulsywnie wprowadzanych zmian, którym tak długo się opierała. W 2013 r. otworzyła podwoje przed wszystkimi orientacjami seksualnymi. W roku 2017 ogłosiła, że drużyny będą mogły być koedukacyjne. Od roku 2018 zuchowe (cub scouts), a od 2019 wszystkie. Zainicjowała też programy, które miały przyciągnąć do skautingu więcej osób kolorowych. Bo choć już w 2010 r. w co piątym stanie białe dzieci i młodzież stanowiły etniczną mniejszość (według US Census Bureau 2010 w Kalifornii czy Teksasie zaledwie 30-proc.), wśród skautów było ich nadal ponad 80 proc. W 2018 r. odsetek ten spadł tylko o 5 pkt proc.
Eksperci są jednak zgodni, że przełomowe decyzje o większej inkluzywności zapadły o wiele za późno. Zwłaszcza że, jak ocenia Barbara Mantel w reportażu „The Boy Scouts Future” (CQ Researcher, lipiec 2021): „Bardziej progresywna kadra także masowo opuszcza szeregi BSA, by działać w innych organizacjach. Odstręcza wreszcie wciąż obowiązujący zakaz rekrutacji ateistów, nie mówiąc nawet, że skandale pedofilskie pozbawiły organizację jakiegokolwiek autorytetu moralnego”.
Nie wszystkim kierunek zmian się spodobał. Powołując się na rozbieżności światopoglądowe, na początku 2020 r. swoją afiliację z BSA zerwali mormoni, zapowiadając, że planują założyć własną organizację młodzieżową, i to o zasięgu globalnym, wedle potrzeb ich rozrastającego się Kościoła. Ten drenaż kosztował BSA prawie 0,5 mln członków.
Rozwód z mormonami niemal zbiegł się w czasie z inną trudną decyzją. Zapadając się pod stosem pozwów, BSA postanowiła ogłosić w lutym 2020 r. upadłość – jedyne rozwiązanie, które przy pomyślnych wiatrach może organizację ocalić. Tylko w latach 2015–2017 BSA wypłaciła ofiarom afery pedofilskiej 150 mln dol., tymczasem według szacunkowych danych od lat 20. XX w. przez struktury organizacji mogło się przewinąć nawet do 8 tys. pedofili. Na niekorzyść BSA działa fakt, że choć do większości przestępstw doszło kilkadziesiąt lat temu, wiele ofiar składa pozwy cywilne dopiero teraz, co umożliwia im nowy przepis, tzw. lookback window. Jest to zapis tymczasowo znoszący klauzulę o przedawnieniu takich spraw, pierwotnie wprowadzony z myślą o ofiarach księży. Lookback window obowiązuje już w ośmiu stanach (kilka innych rozważa jego wprowadzenie) i zaowocował ponad 300 pozwami przeciwko BSA. Można się spodziewać, że ta liczba będzie rosła.
Plan upadłościowy zakłada, że BSA przeznaczy 2,7 mld dol. na fundusz odszkodowań. To niebagatelna suma, sęk jednak w tym, że ofiary uważają ją za niewystarczającą i sprawa jest daleka od zakończenia. W chwili, gdy powstaje ten tekst, wojna w sądzie trwa.
Nadzieja umiera ostatnia
Ku mojemu zaskoczeniu wśród samych skautów znalazłam całkiem sporo wiary w przyszłość organizacji.
– Po pierwsze afery, które zszargały nam wizerunek, to sprawy z przeszłości. Już dawno wprowadziliśmy zmiany, żadna inna organizacja nie ma dziś tak wyśrubowanych procedur bezpieczeństwa jak skauci i wszyscy to wiedzą – powiedziała mi drużynowa Karen Phoelman opiekująca się dziewczętami z drużyny 188, również z hufca Longs Peak. – Po drugie sumy, jakich domagają się ofiary, są windowane przez nastawionych na własny zysk adwokatów i to jest oddzielny skandal, który właśnie wychodzi na jaw. Mówimy o rachunkach po 1,7 tys. dol. za godzinę ich pracy, to czysty absurd. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdy tylko na dobre wyjdziemy z pandemii i wrócimy do normalnej działalności, powróci zainteresowanie skautingiem, bo to, co ma on do zaoferowania młodym ludziom, jest bezcenne i jedyne w swoim rodzaju – podkreśliła Phoelman.
Również Mark Ray, były skaut, dziś dziennikarz i autor m.in. przewodnika dla skautów „Scouts BSA Handbook”, o przyszłość BSA martwi się mniej niż dekadę temu. – Przyjmując w swoje szeregi dziewczyny i wszystkich innych chętnych bez względu na płeć i orientację seksualną, w końcu zaczynamy wyglądać tak jak reszta Ameryki. A „utrata” mormonów to dla nas w istocie korzyść, bo pozwala nam na większą progresywność społeczną i w końcu rozluźnia związki z religią – wyjaśnia.
Gdy pytam, czy nie martwi go, że presja finansowa zmusza BSA do wyprzedaży majątku i zaciągania pożyczek, i to pod zastaw flagowych posiadłości, np. słynnej na cały świat farmy szkoleniowo-rekreacyjnej Philmont w Nowym Meksyku, Mark Ray odpowiada: – Jedną ze zmian restrukturyzacyjnych w ramach procedury upadłościowej jest otwieranie obozów skautowych także przed dziećmi i młodzieżą niezrzeszonymi w organizacji. To dla nas nowe źródło dochodu, a jednocześnie metoda na reklamę skautingu wśród rodzin, które w przeciwnym razie w ogóle by o nim dla swoich dzieci nie pomyślały.
Czy to wystarczy? Moja własna córka, skautka w drużynie Troop 97, ma mieszane uczucia. Nie rozstaje się z drużyną, bo jest zdeterminowana, by uzyskać stopień skauta orlego, ale nie kryje rozczarowania. W ponad 50-osobowej grupie nadal są tylko cztery dziewczyny, narybek sprzed dwóch lat, a perspektyw na powiększenie żeńskiego zastępu nie ma. I nie jest prawdą, że za tę rekrutacyjną katastrofę odpowiada tylko pandemia.
– Czujemy się jak outsiderki, na zbiórkach drużyny siedzimy osobno, jesteśmy jak pokój z oddzielnymi oknami i drzwiami. Działamy na zasadzie „wóz albo przewóz”, bo wszystko jest tak samo jak wówczas, gdy w drużynie byli sami chłopcy. Oni niczego nie zmieniają, to my musimy się dostosowywać albo odejść. Brakuje nie tylko wizji, po co tam właściwie jesteśmy i jak ma działać ten nowy, zintegrowany skauting, lecz także woli, by nad tą wizją popracować. A nawet by zorganizować oddzielną kampanię rekrutacyjną adresowaną tylko do dziewczyn. Myślę, że nie tylko warto, ale trzeba by ją zorganizować, bo nie widać, by lawinowo zapisywały się siostry chłopców już działających w drużynach, z którymi władze BSA wiążą największe nadzieje. To powinno wszystkim dać do myślenia – mówi.
Jako matce skautki mnie najwięcej do myślenia dało coś jeszcze innego. Gdy wróciły zbiórki i biwaki, zaczęłam podpytywać znajomych z córkami, czy nie byliby zainteresowani zapisaniem ich do drużyny. Wielu ojców, z którymi rozmawiałam, ma za sobą doświadczenie skautingu, kilku nawet stopień skauta orlego. I żaden nie zamierza zachęcać do tego własnych dzieci. Argument był zawsze ten sam: afera pedofilska i rozczarowanie instytucją. Ktoś nawet zapytał, czy słyszałam, że liczba ofiar BSA może być nawet 10-krotnie wyższa niż w społeczności amerykańskich katolików.
Donosił o tym w listopadzie 2021 r. „New York Times”, sugerując przy okazji, że naprawa szkód też może w takim razie zająć BSA adekwatnie więcej czasu. Jak długo? Dwadzieścia lat po wybuchu skandalu w Kościele trwają przy nim tylko najwierniejsi z wiernych i nie widać, by stan liczebny katolickiej społeczności zaczął się podnosić, raczej nadal spada.
Dan Kennedy, medio- i kulturoznawca z Uniwersytetu Northeastern w Bostonie, skaut orli i były wieloletni drużynowy, jako jedyny z moich rozmówców nie wykluczył, że amerykański skauting w wydaniu BSA może jednak nie przetrwać.
– Jako organizacja skauci od dawna trącą myszką. Już w latach 60. i 70. wielu z nas krzywiło się na widok paramilitarnych mundurków. W najlepszym razie skauting uczy współpracy, dyscypliny, szacunku dla przyrody i oferuje schronienie tym, którzy nie bardzo znajdują je w mainstreamie. To nie są jakieś rewolucyjne idee i BSA nie ma monopolu na ich realizację. Na szczęście, jeśli ta organizacja upadnie, są inne, które mogą przejąć jej rolę – twierdzi Kennedy.
Czy będą to koedukacyjne drużyny Girl Scouts of the USA? Czy rosnące w siłę Navigators USA lub Outdoor Service Guides (znana wcześniej jako Baden-Powell Service Association)? A może Planet Earth Scouts – globalny ruch z oddziałami w wielu innych krajach?
Liczba ofiar pedofilów w BSA może być nawet 10-krotnie wyższa niż w społeczności amerykańskich katolików

Przeczytałeś ten artykuł, zapraszamy do udziału w badaniu

Podziel się opinią na temat tekstów z Dziennika Gazety Prawnej. Wypełnij ankietę i odbierz prezent e-book: Kodeks Kierowcy. Zmiany 2022