Świat obiegły informacje, że w ciągu kilku dni najemnicy mogliby się znaleźć w Ukrainie. Szanse, że istotnie wzmocnią siły agresora, eksperci oceniają jednak jako niewielkie

Ukraiński wywiad wojskowy uważa, że do walki po stronie Rosji mogło się zgłosić nawet 40 tys. Syryjczyków. Świadczyć miałaby o tym także wymiana zdań między prezydentem Władimirem Putinem a ministrem obrony Siergiejem Szojgu, którzy 11 marca rozmawiali o ponad 16 tys. zgłoszeń z Bliskiego Wschodu.
Brytyjski „The Guardian”, powołując się na przedstawicieli europejskiego wywiadu, pisał, że pierwsi syryjscy żołnierze – ok. 150-osobowa grupa – przybyli już do Rosji. Wielu Syryjczyków rzeczywiście wyraża gotowość do walki w Ukrainie. Potencjalni ochotnicy postrzegają kontrakty jako dobre źródło dochodu. – Sytuacja gospodarcza jest w Syrii bardzo zła, a to szansa na zarobek – tłumaczy Bassam al-Ahmad z organizacji Syryjczycy na rzecz Prawdy i Sprawiedliwości. – W ten sam sposób najemnicy rekrutowani byli do walk w Libii czy o Górski Karabach. Jeśli ktoś jest im w stanie zapłacić, to po prostu pojadą walczyć. Zarówno ci, którzy stoją po stronie rządu, jak i opozycjoniści – dodaje.
Z informacji, które udało się uzyskać jego organizacji, wynika, że żołnierze mogliby liczyć na pensję w wysokości 1000 dol. miesięcznie. Misja miałaby trwać siedem miesięcy. Agencja Interfaks-Ukrajina przekonywała z kolei, że żołnierze z Syrii uznają udział w wojnie za okazję, by nielegalnie wyemigrować do UE. Syryjskie media przedstawiają Rosję jako sprawnie pokonującą siły ukraińskie. Al-Ahmad zauważa jednak, że transport tylu najemników do Europy Wschodniej jest zwyczajnie niemożliwy. – Zidentyfikowaliśmy kilka lotów, które faktycznie mogłyby przewozić syryjskich bojowników. Tyle że ostatecznie w Ukrainie może się ich znaleźć maksymalnie kilkuset, a nie 16–40 tys. – mówi.
Gregory Waters z think tanku Middle East Institute pisał niedawno, że dowodzone i szkolone przez Rosjan jednostki służyły jako ważne siły frontowe i pomocnicze w operacjach w północnej Syrii. – Będą one niezbędne w każdej przyszłej ofensywie przeciwko kontrolowanemu przez rebeliantów Idlibowi lub w wywieraniu nacisku na wspierane przez USA Syryjskie Siły Demokratyczne na północnym wschodzie – twierdzi. Innymi słowy jednostki te mają dla Rosji ważne znaczenie w Syrii. – Przerzucenie znacznej liczby tych bojowników do Ukrainy osłabiłoby rosyjskie oddziały w Syrii, a jednocześnie podsyciło nastroje antyrosyjskie, gdy ludzie uświadomią sobie, że wysłano ich na rzeź – przekonuje.
Takie nastroje już są w kraju zauważalne. Zwolennicy Baszara al-Asada są zirytowani bezczynnością Moskwy wobec izraelskich ataków lotniczych i niechęci do pełnego opanowania zdobytego przez opozycję terytorium Idlib. „To nie jest nasza wojna i żaden Syryjczyk nie powinien w niej walczyć. Rosja jest naszym sojusznikiem, ale nie jest zagrożona, a pole bitwy nie znajduje się na rosyjskiej ziemi. Armia syryjska jest armią zawodową i konstytucyjną, a nie najemną armią do wynajęcia, jaką są bandy syryjskiej opozycji. Rosja o tym wie” – pisał na Twitterze zwykle przychylny Kremlowi biznesmen i poseł z Aleppo Faris asz-Szahabi.
W Syrii istnieje dziś 14 punktów rejestracyjnych, w których można zgłosić chęć udziału w walkach. Te funkcjonowały jednak na długo przed rosyjską inwazją na Ukrainę i rekrutowały najemników do walk w innych konfliktach z udziałem Rosji. Kiedy Syryjczyk podpisze taką umowę i wsiądzie do samolotu, może zostać wysłany w dowolne miejsce. Gregory zauważa, że Rosja nadal korzysta z usług najemników w Afryce i zamiast do Kijowa zwerbowani Syryjczycy mogą trafić tam, gdzie ich brak kwalifikacji będzie mniejszym problemem. Nawet jeśli ostatecznie trafią do Ukrainy, będą mieli niewielki wpływ na sukcesy Kremla na polu bitwy. – Według naszych obserwacji, jeśli Rosję wspomoże 700–800 najemników, nie zrobi to żadnej różnicy. Ci najemnicy nie należą do sił specjalnych – komentuje al-Ahmad. Dla władz w Damaszku będzie to jednak szansa, by odwdzięczyć się Władimirowi Putinowi za wspieranie reżimu al-Asada. ©℗