Żaden z ukraińskich bogaczy nie wsparł agresora, choć niektórzy zachowują milczenie.

Znaczna część ukraińskich oligarchów opuściła kraj po rosyjskiej inwazji albo tuż przed nią. Niektórzy otwarcie potępili działania Władimira Putina i wsparli ukraińską armię, inni wybrali milczenie. Wśród tych ostatnich jest Ihor Kołomojski, który jeszcze osiem lat temu szerokim gestem wspierał bataliony ochotnicze, broniące integralności terytorialnej Ukrainy podczas pierwszej fali rosyjskiej agresji.
W latach 2014–2015 Kołomojski stał na czele dniepropetrowskiej administracji obwodowej. Także dzięki jego wysiłkom Rosjanie nie zdołali rozlać separatystycznego buntu na ten silnie uprzemysłowiony region. Kołomojski wpłynął też na ówczesnego mera Charkowa Hennadija Kernesa, by ten – początkowo siedzący okrakiem na barykadzie – opowiedział się po stronie Ukrainy. Oligarcha finansował działalność batalionów ochotniczych, które przyczyniły się do ograniczenia rosyjskiej agresji do zagłębia donieckiego. W pewnym momencie ogłosił nawet nagrody pieniężne za schwytanych dywersantów. – Nie rozumiem, jak Ukraińcy i Rosjanie mogą ze sobą walczyć. W Rosji rządzi niewielki wzrostem schizofrenik, który całkowicie oszalał. Jego mesjanizm, odbudowywanie Imperium Rosyjskiego z 1913 r. albo ZSRR z 1991 r. może doprowadzić świat do katastrofy – przekonywał w 2014 r. we właściwym sobie, niepoprawnym politycznie stylu.
Jego podejście do Rosji ewaluowało wraz z kolejnymi konfliktami z ukraińskimi władzami. Najpierw za kadencji Petra Poroszenki państwo znacjonalizowało należący do Kołomojskiego PrywatBank, a Wołodymyr Zełenski, choć oligarcha zdecydowanie wspierał jego kandydaturę, przeforsował ustawę zakazującą zwrotu instytucji w ręce Kołomojskiego. Biznesmen o żydowskich korzeniach w 2019 r. w rozmowie z „New York Timesem” stwierdził, że Ukraina powinna odnowić partnerskie relacje z Rosją. Jego słowa przyjęto nad Dnieprem ze zdziwieniem. Obecnie Kołomojski należy do niewielu bogaczy, którzy pozostali w kraju – choć głównie w obawie przed możliwą ekstradycją do Stanów Zjednoczonych, które wysłały za nim list gończy – jednak nie komentuje rosyjskiej inwazji. Nie ma też informacji, by wspierał finansowo państwo albo siły zbrojne.
Do pewnego stopnia odwrotną drogę przeszedł Rinat Achmetow, najbogatszy Ukrainiec. Pochodzący z Doniecka biznesmen w 2014 r. starał się grać na dwóch fortepianach, z jednej strony deklarując przywiązanie do ukraińskiej jedności, a z drugiej wspierając niektóre organizacje separatystyczne. Dopiero gdy się okazało, że pełną kontrolę nad pseudorepublikami sprawują Rosjanie, biznesmen sprzymierzył się z ukraińskimi władzami, za co ostatecznie, w 2017 r., zapłacił nacjonalizacją należącego do niego biznesu na terenach okupowanych. U progu inwazji Achmetow ogłosił, że awansem wpłaci do budżetu nadmiarowy 1 mld hrywien (140 mln zł) podatku dochodowego za 2022 r. – Rosja jest agresorem, a Putin przestępcą wojennym. Ukraina zawsze była krajem pokojowym i na nikogo nie napadała – oświadczył w rozmowie z „Ukrajinśką prawdą”.
W sensie biznesowym Achmetow ma być może najwięcej do stracenia, ponieważ po utracie Doniecka sercem jego biznesu stał się Mariupol, systemowo niszczony przez Rosjan. Tam mieści się kombinat metalurgiczny Azowstal, zatrudniający 10 tys. osób gigant będący jednym z największych tego typu zakładów w Europie. 16 lutego oligarcha razem ze swoim wspólnikiem, deputowanym Wadymem Nowynskim, odwiedził to portowe miasto. – Donieck może być szczęśliwy tylko w zjednoczonej i szczęśliwej Ukrainie – powiedział na spotkaniu z pracownikami Azowstali. 23 lutego, dzień przed inwazją, wziął udział w spotkaniu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z przedstawicielami wielkiego biznesu. Służba prasowa Achmetowa twierdzi, że nie opuścił Ukrainy, jednak dziennikarze ujawnili, że jego odrzutowiec od razu po spotkaniu w Kijowie poleciał do Genewy. Podobna sytuacja dotyczy Nowynskiego: jego samolot na trzy godziny przed atakiem odleciał do Koszyc, choć sam biznesmen twierdzi, że pozostał w kraju.
Od razu po zebraniu u Zełenskiego Ukrainę miał opuścić także Wiktor Pinczuk, zięć eksprezydenta Łeonida Kuczmy, dobry znajomy Aleksandra Kwaśniewskiego, uznawany za najbardziej prozachodniego z ukraińskich bogaczy. Jego służba prasowa zadeklarowała, że we współpracy z resortem obrony i organizacjami dobroczynnymi Pinczuk zaangażował się w import leków, kamizelek kuloodpornych i hełmów na potrzeby obrony terytorialnej. Jego firmy z branży metalurgicznej produkują jeże stalowe, służące do konstruowania zapór przeciwczołgowych. Służba prasowa zadeklarowała też, że na terenie należącym do przedsiębiorstw kontrolowanych przez Pinczuka zorganizowano 18 schronów, w których 8500 osób może znaleźć schronienie przed nalotami i ostrzałem artyleryjskim.
Choć niektórzy oligarchowie zachowują milczenie, żaden z nich nie poparł publicznie rosyjskiego ataku. Niektórzy z nich (w tym Achmetow) przez lata wspierali jednak prorosyjskie ugrupowania polityczne, a Nowynski do tej pory jest posłem Platformy Opozycyjnej O Życie (która jednak formalnie potępiła agresję Rosji). Z utożsamianej z Achmetowem partii Blok Opozycyjny wywodzi się zaś melitopolska radna Hałyna Danylczenko, która w weekend opublikowała nagranie wzywające mieszkańców miasta do podporządkowania się wezwaniom rosyjskiej armii i zapowiedziała utworzenie Komitetu Wybrańców Ludowych, który w warunkach okupacji ma się zająć lokalną administracją. Legalny mer Melitopola Iwan Fedorow został porwany przez Rosjan, a jego losy pozostają nieznane. ©℗