Gdy zachodnie ambasady redukują swoje kadry w Kijowie, Ukraińcy przestrzegają przed sianiem paniki.

Zachodnie stolice ostrzegają, że w tym tygodniu Rosja może rozpocząć pełnowymiarową inwazję na Ukrainę. Kolejne państwa apelują do obywateli o opuszczenie zagrożonego atakiem państwa i zmniejszają stan kadrowy swoich ambasad, a holenderski KLM wstrzymał loty pasażerskie nad Dniepr. Najwięcej spokoju zachowują Ukraińcy, którzy krytykują retorykę zachodnich partnerów jako nieuzasadnioną panikę.
Nową falę niepokoju wywołały piątkowe ostrzeżenia Jake’a Sullivana, doradcy prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena ds. bezpieczeństwa. – Inwazja może się rozpocząć w każdej chwili, jeśli Władimir Putin zdecyduje się wydać taki rozkaz. Nie chcę mówić o szczegółach naszych informacji wywiadowczych, ale chcę się wyrazić jasno: może się ona rozpocząć podczas igrzysk olimpijskich – mówił Sullivan. Zimowe zawody w Pekinie kończą się 20 lutego. Amerykańskie i niemieckie media, powołując się na dane wywiadowcze, podały nawet datę możliwego ataku, który miałby się wydarzyć we wtorek albo w środę. Wśród państw, które wystosowały ostrzeżenia dla swoich obywateli, jest też Polska. MSZ ze względu na eskalację ze strony Rosji „odradza podróże na Ukrainę, które nie są konieczne”, choć identyczne porady ze względu na trwającą pandemię dotyczą wszelkich wyjazdów zagranicznych.
W piątek Biden zorganizował telekonferencję z przedstawicielami najważniejszych sojuszników: Francji, Kanady, Niemiec, Polski, Rumunii, Wielkiej Brytanii i Włoch, a także NATO i Unii Europejskiej. – Omawialiśmy przewidywane scenariusze wydarzeń. Jest absolutna jedność przywódców Zachodu i poczucie głębokiej potrzeby solidarności z Ukrainą, konieczności pomocy – mówił potem prezydent Andrzej Duda. W sobotę Biden odbył też godzinną rozmowę z Putinem. Nieco wcześniej z rosyjskim prezydentem rozmawiał prezydent Francji Emmanuel Macron. W tym tygodniu do wysiłków dyplomatycznych po tygodniach bierności włączy się kanclerz Niemiec Olaf Scholz, odwiedzając Kijów i Moskwę.
Po rozmowie Bidena z Putinem przedstawiciel Białego Domu potwierdził, że ze względu na wzrost napięcia w regionie do Polski zostaną wysłane dodatkowe 3 tys. amerykańskich żołnierzy. – Rosja znalazła się w defensywie w przestrzeni informacyjnej dzięki naszej otwartości w przedstawianiu jej intencji. Jeśli rozpocznie inwazję, lista będzie zawierać poważne koszty ekonomiczne, które zostały już opisane, oraz nieodwracalne straty wizerunkowe wywołane odbieraniem życia niewinnym – mówił niewymieniony z imienia i nazwiska przedstawiciel Białego Domu. Podobne zapowiedzi w mało parlamentarny sposób skomentował w rozmowie ze szwedzkim „Aftonbladet” rosyjski ambasador w tym kraju Wiktor Tatarincew. – Sramy na zachodnie sankcje – powiedział w opublikowanym w niedzielę wywiadzie, ostrzegając Szwedów przed potencjalnym wejściem do NATO.
Zaniepokojenie Zachodu wiąże się nie tylko z obecnością 100–150 tys. rosyjskich żołnierzy w pobliżu ukraińskiej granicy, lecz także z aktywnością ćwiczeniową. W czwartek rozpoczęły się 11-dniowe manewry na Białorusi, a w niedzielę – ćwiczenia rakietowe na Morzu Czarnym. Pierwotnie Rosjanie zamierzali objąć zakazem żeglugi wejście do Morza Azowskiego, co zablokowałoby działanie ukraińskich portów w Berdiańsku i Mariupolu, jednak ostatecznie z niewiadomych przyczyn wycofali się z tego zamiaru. Jednak manewry i tak budzą niepokój, ponieważ w wariancie pesymistycznym mogą umożliwić Rosjanom atak z południowej Białorusi na Kijów oraz desant morski w okolicach Odessy, a i bez takich działań odciągają uwagę ukraińskiej armii od bezpośredniej linii granicznej z Rosją. „Rosja zaanektowała Białoruś wojskowo. To, co nazywa ćwiczeniami, jest okrążaniem Ukrainy oraz istotnym zagrożeniem dla Polski i państw bałtyckich” – napisał Michael Roth, szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu.
Dzisiaj w Kijowie odbędzie się zamknięta narada dla przedstawicieli parlamentu pod przewodnictwem sekretarza prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksija Daniłowa. Ogólnie jednak Ukraińcy zachowują spokój. W miastach nie ma śladów paniki, a w sobotę wielu mieszkańców kraju ekscytowało się narodowymi eliminacjami do Eurowizji, które zresztą także miały istotny kontekst polityczny, gdy okazało się, że zwycięska piosenkarka Alina Pasz już po rozpoczęciu wojny z Rosją w 2014 r. odwiedziła Moskwę i okupowany Krym. Ukraińscy eksperci krytykują Zachód za podgrzewanie atmosfery. „Nakłaniając amerykańskich i innych obcych obywateli do opuszczenia Ukrainy, Zachód popełnia błąd. O to Rosji chodzi: sprowokować histerię, tak jakby najgorszy scenariusz już się wydarzał, choć na stole wciąż są różne warianty” – napisała politolożka Marija Zołkina.
Rosja znalazła się w defensywie w przestrzeni informacyjnej