Polski prezydent będzie namawiał chińskiego przywódcę, by przekonał Władimira Putina do ustępstw w polityce wobec Ukrainy. Trwają również prace nad spotkaniem Andrzeja Dudy z prezydentem Kazachstanu w chińskiej stolicy

Polski prezydent przy okazji inauguracji igrzysk olimpijskich spotka się w Pekinie z Xi Jinpingiem. Andrzej Duda ma przekonywać chińskiego przywódcę, by podjął się rozmów z Władimirem Putinem poświęconych Ukrainie. W „format pekiński” miałaby być również zaangażowana Szanghajska Organizacja Współpracy, do której należy osiem państw byłego ZSRR.
– Ukraina to część koncepcji pasa i szlaku. Pekin powinien być zainteresowany stabilnością tego państwa. Z każdym rokiem rośnie liczba towarów dostarczanych drogą lądową do Europy przez Ukrainę. Wojna nie będzie temu sprzyjać – przekonują w rozmowie z DGP polskie źródła dyplomatyczne. Jak dodają, Xi Jinping jest ostatnią szansą na zbudowanie formuły, w której Władimir Putin będzie mógł się wycofać z twarzą i obniżyć napięcie wokół Ukrainy. Jeśli to się nie uda, po zakończeniu igrzysk w Pekinie można się spodziewać rozpoczęcia działań wojennych na Donbasie. – Ani NATO, ani USA nie zaoferują nic Moskwie. Wykluczono możliwość prowadzenia rozmów z bronią przy skroni. To byłby fatalny precedens, który Rosja z chęcią powtarzałaby w przyszłości. Jeśli ktoś jest w stanie przekonać Putina do zrobienia kroku w tył, to jest to Xi – dodają nasi rozmówcy.
Jak wynika z informacji DGP, polska dyplomacja stara się również o zorganizowanie spotkania Andrzeja Dudy z prezydentem Kazachstanu. Kasym-Żomart Tokajew utrzymuje stały kontakt z Putinem i jest również potencjalnym kanałem komunikacji z rosyjskim prezydentem. Jeśli do spotkania dojdzie, kazachska głowa państwa ma również usłyszeć (co zostało ustalone z USA), że nie jest izolowany przez Zachód po tym, jak stłumił grudniowe zamieszki. – Tokajew rządzi zbyt dużym i zbyt istotnym krajem, by skazywać go na izolację czy duumwirat Xi–Putin – przekonują rozmówcy DGP.
Słabością planu na dyplomację olimpijską jest to, że Chiny od kilku miesięcy grają w jednej drużynie z Putinem, jeśli chodzi o politykę w Europie Wschodniej. Mimo tego, że zarówno Białoruś, jak i Ukraina są ważnym elementem koncepcji pasa i szlaku (współczesny projekt, którego celem jest reaktywacja jedwabnego szlaku), Pekin nie sprzeciwiał się wysłaniu rosyjskich oddziałów ze Wschodniego Okręgu Wojskowego, które na co dzień pilnują granicy z Chinami – na poligony przy granicy białorusko-ukraińskiej. W manewrach Związkowa Stanowczość-2022 mają wziąć udział jednostki wyposażone m.in. w pociski Iskander i zestawy przeciwlotnicze S400 oraz Pancyr-S1. Z Dalekiego Wschodu wysłano również oddziały zmotoryzowane, które mają doświadczenie w bitwie o Debalcewe w 2015 r. Dla Pekinu obserwacja reakcji Zachodu na politykę Rosji wobec Ukrainy ma ogromną wartość. To źródło wiedzy o rodzaju sankcji, które mogą zostać nałożone po ewentualnej agresji, i tego, jak długo po niej Kreml będzie izolowany. Po aneksji Krymu w 2014 r. Chiny analizują, na ile fakty dokonane o podobnym charakterze mogłyby wydarzyć się w Cieśninie Tajwańskiej, np. w odniesieniu do należących do Tajwanu Peskadorów czy położonego zaledwie 10 km od wybrzeża Chińskiej Republiki Ludowej tajwańskiego archipelagu Kinmen. Jak pisał magazyn „The Economist” w wydaniu z 29 stycznia tego roku, relacje Moskwa–Pekin są najlepsze od 70 lat, mimo że Rosja jest w nich postrzegana jako junior partner. Xi Jinping nazywa Władimira Putina swoim przyjacielem. „Rosja jest w stanie zaoferować surowce naturalne, które są dostarczane poprzez rurociągi i koleją, która jest odporna na blokady obcych marynarek wojennych. Oba państwa widzą zmiany w światowym ładzie spowodowane wyczerpaniem i brakiem pewności siebie Ameryki, co rodzi szansę na przetestowanie i podzielenie demokratycznego świata Zachodu” – czytamy w „The Economist”. Obydwa państwa prowadzą również od pewnego czasu wspólne ćwiczenia wojskowe na dużą skalę. Jesienią ubiegłego roku – wojsk lądowych niedaleko Ningxia w północnych Chinach. Uczestniczyło w nich ponad 10 tys. żołnierzy. Pod koniec stycznia tego roku oba państwa ćwiczyły razem na Morzu Arabskim. Rosja wysłała na ten akwen – strategiczny z punktu widzenia światowego łańcucha dostaw – krążownik rakietowy Wariag, niszczyciel rakietowy Admirał Tribuc oraz tankowiec Boris Butoma. Chiny wysłały niszczyciel Ürümqi oraz okręt uzupełniający Taihu. W obliczu zacieśnionej współpracy Xi Jinpinga z Władimirem Putinem można postawić tezę o tym, że chiński przywódca ma obecnie największy wpływ na rosyjskiego prezydenta. Jednak cele obydwu polityków są zbieżne (rzucenie wyzwania Zachodowi) i nie muszą być zainteresowani obniżaniem napięcia w stosunkach międzynarodowych.
Polski prezydent nie po raz pierwszy wykorzystuje imprezę sportową do uprawiania dyplomacji. Letnie igrzyska w Tokio zorganizowane w ubiegłym roku były okazją do spotkania Andrzeja Dudy i Emmanuela Macrona. W jego trakcie zapoczątkowano reset w stosunkach polsko-francuskich. Ich efektem było porozumienie ws. niezrealizowanego kontraktu na dostawy produkowanych przez Airbusa śmigłowców Caracal i zapowiedź zacieśnienia współpracy Warszawa–Paryż w dziedzinie energetyki nuklearnej.
Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie rozpoczną się w piątek. Rząd USA ogłosił ich dyplomatyczny bojkot z powodu sytuacji w zakresie praw człowieka i nie wyśle żadnych wysokich rangą przedstawicieli na ceremonie otwarcia i zamknięcia. Do akcji przyłączyły się Australia, Kanada, Wielka Brytania, Nowa Zelandia i kilka innych krajów. Obecny za to będzie Władimir Putin. Na liście gości znaleźli się prezydenci: Polski, Serbii, Kazachstanu, Turkmenistanu i Egiptu. Do Pekinu uda się również książę Arabii Saudyjskiej Mohammed bin Salman, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Thomas Bach, sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych António Guterres oraz dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia WHO – Tedros Adhanom Ghebreyesus.
Na rozmowy o sytuacji na Ukrainie wybiera się dziś do Kijowa premier Mateusz Morawiecki. Spotka się ze swoim odpowiednikiem Denysem Szmyhalem i prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Wczoraj szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch ogłosił, że Polska jest gotowa dostarczać Ukrainie broń. Chodzi o kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji, którą Soloch nazywa „defensywną”. W niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” minister obrony Ukrainy skarżył się, że Polska nie dostarczyła do tej pory Ukrainie żadnego uzbrojenia. Ołeksij Reznikow mijał się z prawdą. Jak pisaliśmy w DGP, już w 2019 r. Polska dostarczała Ukrainie produkowane w Serbii pociski moździerzowe 90 mm. Dostawy te realizowano poprzez cypryjską firmę Petralink. Obecnie oprócz amunicji Polska – w razie zaostrzenia sytuacji na Ukrainie – jest gotowa wysyłać zestawy przeciwlotnicze Grom.