W obliczu zagrożenia ze strony nowego wariantu Pekin postanawia jeszcze mocniej postawić na politykę „zero COVID”.

Polityka ta zostanie jednak poddana poważnemu testowi w nadchodzących tygodniach – i to z dwóch powodów. Po pierwsze, zbliża się chiński Nowy Rok – okres tradycyjnych wyjazdów w rodzinne strony, nazywany czasem „największą migracją świata”. Po drugie, na luty w Pekinie są zaplanowane zimowe igrzyska olimpijskie. Obydwa wydarzenia to wymarzone okazje dla wirusa, żeby rozpanoszyć się po Chinach.
W ostatnich tygodniach SARS-CoV-2 udowodnił, że nie potrzebuje wyjątkowych okoliczności, aby wywołać ogniska zakażeń. Pojawiały się one w Chinach przez cały rok, ale najpoważniejsze wybuchło w grudniu w mieście Xi’An, stolicy położonej na południowy zachód od Pekinu prowincji Shaanxi. Władze zareagowały błyskawicznie: w mieście wprowadzono lockdown, a mieszkańców poddano masowemu testowaniu.
To pokazuje, że chińscy przywódcy są zdeterminowani pozostać przy swojej polityce walki z pandemią. Nazywana hasłowo „zero COVID” w największym skrócie sprowadza się do tego, żeby nie dać wirusowi najmniejszej szansy na roznoszenie się po Chinach. W praktyce oznacza to, że głównym instrumentem walki z pandemią są obo strzenia. Wśród nich długie kwarantanny dla osób, które przyjeżdżają do Chin, co ogranicza zawlekanie przypadków z zagranicy.
Omikron, nowy wariant koronawirusa, jest jednak bardziej zakaźny. Środki, które były skuteczne w przypadku wariantów Alfa czy Delta, mogą nie wystarczyć. Dlatego niektóre miasta, jak leżący w północno-wschodniej części kraju Shenyang, decydują się na jeszcze ostrzejsze środki: 28 dni w hotelu i kolejny miesiąc w izolacji (ognisko w Xi’An wywołał wariant Delta; źródłem był pasażer, który podróżował samolotem z Pakistanu).
Powodów do utrzymywania polityki „zero COVID” nie brakuje. Podstawowym jest słabość chińskiej opieki zdrowotnej, zwłaszcza na prowincji. Model amerykański czy europejski, gdzie podejście do obostrzeń jest bardziej sceptyczne, mógłby więc mieć tutaj znacznie poważniejsze konsekwencje niż na Zachodzie. Jak szacowali niedawno chińscy epidemiolodzy, mogłoby się to skończyć nawet 10–20 tys. przypadków kwalifikujących się do hospitalizacji dziennie (to dane dla poprzednich wariantów).
Polityka „zero COVID” pozwala Chińczykom mobilizować olbrzymie zasoby do walki z pojedynczym ogniskiem. Kiedy zorganizowano akcję masowych testów w Xi’An, pracowało przy niej 160 tys. osób. Trudno sobie wyobrazić taki wysiłek, gdy pandemia rozlałaby się na cały kraj. Co więcej, pracownicy tamtejszej służby zdrowia nie mają takiego doświadczenia w walce z wirusem jak ich koledzy w krajach, gdzie podejście do restrykcji jest luźniejsze.
Chińskie władze mają jeszcze jeden problem na głowie: jak się okazuje, szczepionki rodzimej produkcji nie zapewniają ochrony przed Omikronem w takim stopniu jak produkowane na Zachodzie – nawet po podaniu dawki przypominającej (na razie pełną rundę szczepienia ukończyło 83 proc. ludności; wskaźnik, którego wiele zachodnich krajów mogłoby tylko pozazdrościć). Polityka „zero COVID” sprawiła również, że mieszkańcy kraju nie mają naturalnej odporności na wirusa – czynnik, który władze w Pekinie z pewnością biorą pod uwagę, planując kolejne kroki.
Na razie grają jednak na zwłokę, czekając prawdopodobnie, aż na rynku pojawi się kolejna generacja rodzimych preparatów oparta na nowszych technologiach, w tym szczepionki białkowe i genetyczne. Jest nadzieja, że po podaniu osobom zaszczepionym preparatami wektorowymi wzmocnią ich odporność na tyle, żeby stawić czoła Omikronowi. W grę wchodzą również preparaty przygotowane pod kątem nowych wariantów. Przykładem jest białkowa szczepionka firmy Sinopharm, którą dopuszczono przed końcem ub.r. do użytku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Otwarte pozostaje pytanie, na co chińskie władze zdecydują się w nadchodzących tygodniach. W zależności od rozwoju sytuacji można się spodziewać apelu, aby ograniczyć noworoczne podróże, podobnie jak to było w dwóch poprzednich latach. Na razie premier Li Keqiang zapowiedział jedynie, że w tym czasie szczególną uwagę trzeba będzie zwrócić na zachowanie pandemicznych środków ostrożności.
Specyficzne będą zimowe igrzyska olimpijskie. Goście z zagranicy nie będą mogli pojawić się na stadionach. Wstęp dozwolony jest wyłącznie dla obywateli Chin, którzy jednak nie będą mogli na trybunach krzyczeć (tylko klaskać). Zawodnicy, ekipy wsparcia oraz dziennikarze zostaną umieszczeni w olimpijskiej bańce, której nie będą mogli opuścić. Codziennie będą musieli poddawać się testowi PCR; nie będą musieli za to odbywać dwutygodniowej kwarantanny po przyjeździe, o ile ukończyli pełną rundę szczepień (wystarczy tydzień samoizolacji w domu).

Więcej zachorowań, mniej zgonów

Każdego dnia w minionym tygodniu (niedostępne były jeszcze dane za niedzielę) liczba nowych potwierdzonych zachorowań na całym świecie przekraczała milion – wynika ze statystyk serwisu Our World in Data. Tak wysoka nie była jeszcze nigdy od początku pandemii. 30 grudnia zarejestrowano niemal 2 mln przypadków. Francja przez pięć dni z rzędu notowała po ponad 200 tys. przypadków. Wielka Brytania, która w poprzedni poniedziałek miała ponad 300 tys. zachorowań, w kolejnych dniach była w pobliżu poziomu 200 tys.

W krajach Europy Zachodniej rozprzestrzenia się wariant Omikron – bardziej zaraźliwy od poprzednich.
Równocześnie liczba przypadków śmiertelnych zmniejsza się na świecie do poziomu notowanego ostatnio na początku października 2020 r. Siedmiodniowa średnia to obecnie nieco ponad 6 tys. zgonów dziennie. Od połowy grudnia trzy kraje z największą liczbą śmiertelnych przypadków (liczonych jako średnia siedmiodniowa) to: USA, Rosja i Polska. W niedzielę informowano u nas o 7179 nowych zakażeniach koronawirusem i 33 zgonach z powodu COVID-19.
ŁW