Pogrążona w konflikcie Syria to miejsce zaciekłej rywalizacji między Iranem i Izraelem.

Izraelskie ataki na syryjskie wojska rządowe od lat są niemal na porządku dziennym. Tylko w tym roku – jak szacuje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka – było ich co najmniej 30, a śmierć poniosło w nich 130 osób, w tym pięciu cywilów. Dwukrotne w ciągu miesiąca zbombardowanie położonego daleko od granic Izraela największego komercyjnego syryjskiego portu w Latakii to jednak wydarzenie wyjątkowe. To jeden z mateczników reżimu Baszara al-Asada, stolica prowincji zdominowanej przez alawitów. Na dodatek w dwóch bazach w pobliżu stacjonują Rosjanie.
Pierwszy raz pociski spadły na port 7 grudnia. Drugi atak, w którym według syryjskich źródeł ucierpiał m.in. pobliski szpital, miał miejsce we wtorek w nocy. Izrael – zgodnie ze swoim zwyczajem – nie potwierdza ani nie zaprzecza. Kilka godzin po pierwszym ostrzale premier Naftali Bennett powiedział jednak, że jego państwo „dzień i noc odpiera siły zła w regionie”. – Nie zatrzymamy się ani na sekundę. Dzieje się to prawie codziennie – dodał w przemówieniu. To, że państwo żydowskie stoi za atakami, jest pewne. Nieoficjalnie przez port była transportowana broń dla szyickiego Hezbollahu, sojusznika Asada i Iranu. Nauczony doświadczeniem drugiej wojny libańskiej Izrael robi wszystko, by zapobiec dozbrajaniu tego ugrupowania. O największy ból głowy przyprawiają Izraelczyków pociski rakietowe. Według szacunków Hezbollah ma możliwości, by wystrzeliwać ich nawet do 2 tys. dziennie. Wątpliwe, by przy takim natężeniu izraelskie systemy antyrakietowe poradziły sobie ze wszystkimi.
Mimo doniesień o dostawach przez port broni z Iranu dla szyickich grup zbrojnych w Syrii, Izrael aż do grudnia nie decydował się na jego ostrzał i wybierał cele położone bardziej na południu. – Latakia to zaplecze frontu, region niedotknięty mocno przez wojnę. Ale dla Izraela pierwszym celem jest powstrzymanie ekspansji Iranu, a inne sprawy wewnętrzne w Syrii schodzą na dalszy plan. Dotychczas do przerzutu broni wykorzystywano głównie drogi lądowe, szlaki pustynne i lotnisko w Damaszku – tłumaczy nam Łukasz Fyderek z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na Latakię w latach 2013, 2014 i 2018 spadały wprawdzie izraelskie pociski, ale nie na sam port. Najgłośniejszy był atak sprzed trzech lat, w trakcie którego doszło do omyłkowego zestrzelenia rosyjskiego samolotu wywiadowczego przez aktywowaną syryjską obronę przeciwlotniczą.
W pobliżu Latakii położone są dwie rosyjskie bazy wojskowe – morska w Tartusie oraz lotnicza w Humajmim. To najważniejsze militarne przyczółki Kremla na Bliskim Wschodzie. Bliskość Rosjan wykorzystywana jest przez ugrupowania sympatyzujące z Iranem do bezpiecznego transportowania broni. Szyickie grupy wiedzą, że Izrael nie chce ryzykować niepotrzebnego konfliktu z posiadającą spore wpływy w Syrii Moskwą. Nie wiadomo, czy Izrael informował zawczasu Rosjan o grudniowych atakach. Fyderek ocenia, że ani system S-300 na wyposażeniu Syryjczyków, ani S-400 kontrolowany przez Rosjan prawdopodobnie nie zostały aktywowane podczas ostrzałów.
Syria ponad 10 lat po wybuchu wojny pozostaje jednym z wielu miejsc rywalizacji między Izraelem a Iranem. Napięcia są związane z izraelską obawą przed budową szyickiego półksiężyca, irańskiego projektu geopolitycznego sięgającego od Zatoki Perskiej przez Irak aż po syryjskie wybrzeże. Rządzący w Syrii alawici nie są powszechnie uznawani za szyitów, a czasem nawet muzułmanów. Za takich uznał ich jednak w latach 70. lider szyitów libańskich Musa as-Sadr, który szukał sojuszników w wojnie domowej w Libanie. Tamten konflikt trwał 15 lat, wojna w Syrii ciągnie się już niemal od 11 lat. Administracja prezydenta USA Joego Bidena nie nadaje temu kierunkowi priorytetu. Tymczasem mapa kraju przypomina mozaikę. Większość terytoriów jest jednak kontrolowana przez rząd, a Państwo Islamskie zepchnięto do małych, odludnych enklaw na pustyni. Sytuacja humanitarna w kraju pozostaje dramatyczna. Z danych ONZ wynika, że 90 proc. Syryjczyków żyje poniżej progu ubóstwa, a 60 proc. grozi głód. Zdaniem Fyderka bombardowanie portu nie wpłynie jednak w znaczący sposób na dostawy pomocy humanitarnej.